Czasami trzeba być szybko dorosłym. Często wiele dzieje się poza naszymi planami, całkowicie je dewastując. Tak samo jest w książkach. Tylko miejsca i wydarzenia są trochę inne, bardziej realne w wyobraźni, niż za ścianą.

W trzecim tomie serii „Siedem Królestw” Raisa musi wrócić do domu. Robi się coraz bardziej groźnie, magowie obierają nie tę stronę, którą powinni. Na życie osobistości z królewskiego rodu czyha coraz to więcej niebezpieczeństw.  Księżniczka zmuszona jest działać, musi podjąć wreszcie jednoznaczne i dorosłe decyzje. Wiele wydarzeń toczy się nie tak, jakbyśmy chcieli. Sytuacja pomiędzy Hanem Alisterem, księżniczką Raisą i Amonem Byrnem, komplikuje się całkowicie do tego stopnia, że nie można określić ani jak to wszystko się zakończy, ani co właściwie czuje nasza bohaterka.

Czytając ten tom, z niecierpliwością zaglądałam na kolejne kartki. Chciałoby się, żeby tyle się wyjaśniło, żeby stało się coś, co choćby podpowie nam, w którym kierunku potoczy się akcja – i to potoczy się do końca, a nie przez chwilę.  Raisa – dalej jest sobą, ale wykazuje wiele pozytywnych cech. Okazuje się, że umie działać sprawnie i sensownie, a przede wszystkim odważnie. Han Alister zaś, to zapatrzony w siebie i swoje nieszczęścia chłopak, który według mnie działa trochę irracjonalnie. Ale, właściwie, wolno mu. Amon jest natomiast tajemniczym, dojrzałym, świadomym swojego obowiązku mężczyzną. Tylko tu znów – bardzo by się chciało, żeby mógł na chwilę odpuścić sobie tą powagę i zrobić coś zgodnie z sercem, a nie obowiązkiem. We trójkę, w jednaj książce, plus te wszystkie postaci próbujące popsuć im szyki – to mieszanka wybuchowa, szczególnie dla tych, którzy po poprzednich tomach głośno kibicują serii. Pomimo wielu zmian w książce, pomimo tego, co się tam zdarza, forma pozostaje podobna – język jest ten sam, autorka płynnie posługuje się slangiem obecnym w książce; wciąż znajdujemy toporne fragmenty, które chcielibyśmy zastąpić tymi zaopatrującymi nas w dodatkową informację. Tyle, że autorka przyzwyczaja nas do tego od pierwszej serii i dla mnie, nie stanowi to już większego problemu.

‘Achy’ i ‘Ochy’ skierowane w stronę „Tronu Szarych Wilków” uważam za zasłużone. Nie jest to książka idealna, ale czyta się ją bardzo przyjemnie, nie można powiedzieć, że nie wciąga. Ponad to – jest lepsza od swoich poprzedniczek. Polecam ją dzisiaj i czekam niecierpliwie na kolejną część, może jeszcze lepszą, bo trzeci tom, nie jest w tym wypadku ostatnim. Wydaje mi się to pozytywnym wyjściem poza pewien często powtarzany, celowo czy nie, schemat. Trylogie są świetne. Ale jeszcze lepiej, gdy dobra historia znajduje się w czterech książkach.

Paulina Statek

Książka do nabycia w: Gandalf