Nie wiem jak Wy, ale osobiście bardzo cenię pamiętniki lub osobiste zapiski z czasów II wojny światowej. Wszelkie podręczniki, opracowania historyczne nie są w stanie oddać tego, co zapisali zwykli ludzie, którzy mieli nieszczęście żyć w takich czasach. Pisali od serca, „na gorąco” i bez szukania górnolotnego słownictwa.

Gdy zobaczyłam książkę „Dziennik Helgi. Świadectwo dziewczynki w obozach koncentracyjnych”, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Zwróćcie uwagę na fragment tytułu: „Świadectwo DZIEWCZYNKI”. Kolejne przerażenie towarzyszy po przerzuceniu stron tytułowych książki – Czytelnik ma przed sobą mapkę zatytułowaną „Tułaczka Helgi”. Powiem Wam tylko kilka słów, a zrozumiecie: Terezin, Oświęcim, Freiberg, Mauthausen.

Wszyscy wiemy, że dzieci odczuwają inaczej: zwracają uwagę na inne rzeczy, wszystko odczytują po swojemu. Jak mała dziewczynka, mieszkająca w Pradze, ale pochodząca z żydowskiej rodziny, odbierała wydarzenia poprzedzające wojnę (dziennik rozpoczyna się od mobilizacji w Czechosłowacji w 1938 roku – wiązało się to z okupacją i początkiem prześladowań Żydów) i zesłanie do obozów? W tym miejscu muszę wtrącić jedną rzecz. Gdy autorka porządkowała owe zapiski (na luźnych kartkach bez numeracji), dopisywała istotne fragmenty a także poprawiała tekst. Oprócz tego, Helga przeprasza za „dziecięcy, naiwny styl” i prosi Czytelnika o wyrozumiałość. Zupełnie niepotrzebnie, przecież liczymy na autentyzm! Wielokrotnie widać, że zdania były pisane już przez dorosłą osobę, ale autorka sygnalizuje to w przypisach. Podsumuję to tak: dzięki temu wspomnienia są pełniejsze, ale niekiedy „doroślejsze” niż teoretycznie powinny być.

Wróćmy do meritum. Okres mobilizacji to łapanki, prześladowanie Żydów i oczekiwanie na termin transportu. Co na to Helga? Oczywiście wie, że dzieje się coś złego – przecież widzi reakcje rodziców. Pomaga sąsiadom z pakowaniem rzeczy, by byli gotowi na transport. „Znikają” kolejni koledzy z klasy. Pomimo okoliczności, Helga pozostaje dzieckiem. Gdy zostaje wyrzucona ze szkoły (ze względu na żydowskie pochodzenie) – rozpacza, że już nigdy nie siądzie z koleżankami w jednej ławce. Gdy na rękawach jej ubrań pojawia się przyszyta żydowska gwiazda, zapisuje:

Cieszymy się spotykając jakiegoś Żyda. Każdy się uśmiecha, jakby chciał powiedzieć: „Do twarzy nam z tym, co?” Liczymy napotkane gwiazdy, ścigamy się, która z nas policzy więcej.

Gdy przychodzi dzień transportu rodziny Helgi, zaczyna się najgorsze. Koszmar „podróży”, zastane warunki w Terezinie, szalejące choroby, głód, wywózki do kolejnych obozów. Na pewno każdy wie, jak wyglądało „życie codzienne” w Auschwitz. Autorka, mając porównanie, napisała, że obóz w Terezinie był niczym w porównaniu z tym, co zastała w Oświęcimiu. Oczywiście to nie znaczy, że Terezin był pozbawiony okrucieństwa. Dziewczynka wielokrotnie opisywała np. publiczne egzekucje:

Dziewięciu skazanych na śmierć. Co takiego strasznego zrobili, że tak okrutnie ich ukarano? Dwudziestoletni, może jeszcze młodsi, przesłali wiadomości swoim matkom. Że nielegalnie? A jak inaczej, skoro kontakt z bliskimi jest zakazany. I za to ich powiesili. A dlaczego nie? W dzisiejszych czasach nie ma nic niemożliwego.

W tym momencie każdy dorosły wstrzymuje oddech. Jest przerażony brutalnością zdarzeń, pomimo że wiele razy o tym czytał. A co na to Helga? Jej następny wpis zaczyna się od słów: „Wiem, że potrafią być bezwzględni, ale dziś przeszli samych siebie”. Od razu myślimy – kolejna zbrodnia? Otóż nie. Rozpacz dziecka, któremu zabroniono odwiedzić ojca (mieszkał w innej części obozu), pomimo wcześniejszego obiecania obozowym dzieciom, że będą mogły to zrobić.

Warto zauważyć, że książka jest ilustrowana rysunkami małej Helgi. Nie przedstawiają domków, słoneczka i chmurek. Dziewczynka rysowała swoją codzienność: liczenie nóg w obozie, chorych transportowanych na noszach,  kolejki przed kuchnią.

Na tym zakończę moje przemyślenia, bo jeszcze trochę i streszczę tu całą książkę, a przecież nie o to chodzi. Helga przeżyła obozy, przetrwała także ciężki okres powojenny (również opisuje to w książce). Obecnie mieszka w Pradze. Podarujcie Jej chwilę Waszego wolnego czasu, bo mamy to szczęście, że takie książki możemy czytać siedząc bezpiecznie w wygodnym fotelu.

Alicja Knapik