„Znalazł geograf z Piemontu lustrzany masyw Giewontu”* .

Wydawnictwo znad morza (Maszoperia Literacka) wydało „Limeryki tatrzańskie” – jako góralka z pochodzenia i zamiłowania, nie mogłam tego przegapić. Gdy tylko dostałam zbiór twórczości Jacka Urbańskiego rozsiadłam się w fotelu, okryłam wełnianym kocem i zaczęłam czytać i już po kilku stronach spotkały mnie takie smaczki:

Pewien Sprinter ze wsi Brzegi,

biegał w Tatr przepastne śniegi,

lecz raz lawiny tumanko,

dało mu białe ubranko

– ot, krawiectwa życia ściegi.*

Limeryki Tatrzańskie Jacka Urbańskiego to zbiór utworów po pięć wersów o określonej liczbie sylab akcentowanych, trochę rubasznych, trochę zaskakujących i trochę pouczających. Nie wszystkie są zabawne, ale wszystkie z pięknie dobranymi słowami, ciekawą konstrukcją i elegancką składnią.

Zbiór został oryginalnie ozdobiony. Na każdej stronie znajdziemy grafiki i karykatury – również autorstwa Jacka Urbańskiego. Jest to ciekawy zabieg. Dodaje książce charakteru i przybliża osobowość autora.

Niestety to nie jedyne „ozdobniki”. Wydanie zaprzecza trendowi minimalizmu. Rysunki zdecydowanie by wystarczyły, tymczasem „udziwniona” została również czcionka, jaką napisane zostały utwory. Wygląda to jak dziecięce bohomazy i nie ma nic wspólnego z treścią, a na dodatek utrudnia czytanie. W przypadku tego wydania sprawdza się świetnie powiedzenie: „co za dużo to niezdrowo”. Utwory zdecydowanie obroniłyby się same, a tymczasem zamiast skupiać się na kunszcie słowa musiałam się wcielać w panią magister z apteki żeby rozczytać tekst.

Limeryki tatrzańskie nie nadają się na przewodnik po Tatrach, ale stanowią pakiet wiedzy na ich temat oraz dostarczają wyjątkowej rozrywki. Ten zbiór to dobry dowód na to, że nie trzeba pochodzić z gór, żeby je znać, kochać i rozumieć.

Anna Kokoszka