Spodobała mi się Prowansja, ta, o której przeczytałam w książce „Isabelle”, autorstwa Mariusza Wieteski i Sabiny Waszut. Spodobała, choć nie zaskoczyła. Mimo to, zapuszczając się w aleje i uliczki, przysiadując na zielonych parkowych ławkach, w cieniu skalnych ogrodów i hotelowych pokoi śledziłam Isabelle i Gaela, młodych kochanków, zmierzających tak często w stronę wybrzeża. Zapach podsmażanych warzyw, wazoników z kwiatami i dźwięk uderzanych o siebie kieliszków wina towarzyszył wielu stronom mojej wędrówki.

Miałam wrażenie, że przybyłam do krainy, która jest symbolem namiętności i na niej właśnie projektuje swoją przestrzeń, do krainy, która jest mieszanką zachodów słońca i chłodnych plaż, które ciągną się w nieskończoność i gromadzą wszystko, co ludzkie marzenia o porywającej miłości wyprodukowały na przestrzeni wieków.

Historia miłości ukazanej w Isabelle, choć toczy się na tle prowansalskiej rajskiej iluzji wcale nie jest jednak historią pozbawioną świeżych spojrzeń na temat zakochania. W ciekawy sposób udało się jej autorom ukazać jak bardzo nie jesteśmy nigdy pewni odległości dzielącej zakochanych, i jak błędnie tajemniczą linię między nimi zwykliśmy uzależniać od ciągłości powierzchni między ich ciałami…

Wydawnictwo Anagram

Joanna Roś