O tym co zrobić, żeby wydać swoją pierwszą książkę, jakie możliwości daje skomplikowanie fabuły już od samego początku i kto pojawi się po raz pierwszy w najnowszej powieści… A także o wielu innych rzeczach z Magdaleną Kordel, autorką książki „Wymarzony dom” (Wydawnictwo Znak) rozmawia Aleksandra Kaczmarek.

Jak scharakteryzowałaby Pani Madeleine, główną postać swojej książki „Wymarzony dom”?

To zależy o którą Madeleine pani pyta. Czy tę z początku książki, czy tę z końca. Bo Magda przeszła sporą przemianę. Z kobiety, która żyje pracą i chyba nie bardzo zastanawia się nad przeszłością ani przyszłością, powoli przeistacza się w kogoś, kto zaczyna mieć marzenia i je realizować. Zaczyna dostrzegać wokół siebie innych. Z ich radościami i problemami. Otwiera się na ludzi i świat, a co za tym idzie zaczyna też myśleć o sobie i o swoim życiu. Madeleine jest wrażliwa, dobra, ale przy okazji uparta i konsekwentnie dążąca do celu. No i dość szybko podejmuje decyzje, co ma spore znaczenie dla całej historii.

Racja. Poznajemy przecież Madeleine w sytuacji, kiedy decyduje się rzucić swojego mężczyznę, dobrą pracę, zarobki, mieszkanie.. Czy trudno było budować fabułę książki poczynając od takiego zwrotu akcji?

Właśnie nie. Opowieść, która zaczyna się od tylu zmian daje ogromne możliwości. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że Madeleine w tej właśnie chwili narodziła się na nowo. Całkowicie nowy początek – nowi ludzie, nowe wyzwania. To wszystko sprawiło, że miałam nieograniczone możliwości, z których zresztą bezwzględnie skorzystałam. Namieszałam w życiu Magdy, skomplikowałam je, ale wszystko po to, by pomóc jej odnaleźć prawdziwą siebie. I to siebie zadowoloną, szczęśliwą, śmiało patrzącą w nadchodzące jutro. Silniejszą i jednocześnie bardziej otwartą na innych.

A skąd pomysł na imiona zagraniczne dla bohaterki i jej rodzeństwa? Czy ma to jakieś głębsze znaczenie w Pani pisarstwie?

Zagraniczne imiona w tym przypadku wynikają z charakteru mamy Madeleine. Opisując historię Madeleine, jej siostry i brata chciałam, by ich mama też w jakiś sposób się wyróżniła. Zapadła w pamięć czytelników. Poza tym rzeczywiście imiona, przynajmniej tych ważniejszych bohaterów, są istotne. Sprawiają, że dana postać jest taka, a nie inna. Czasem, choć podoba mi się jakieś imię, po prostu nie pasuje mi do charakteru opisywanej osoby i wtedy zaczyna się szukanie tego odpowiedniego. Tu można zacytować słowa Ani z Zielonego Wzgórza:

„Czytałam kiedyś, że róża nazwana innym imieniem pachniałaby równie słodko, ale nigdy nie mogłam w to uwierzyć. Róża po prostu nie mogłaby tak pięknie pachnieć, gdyby zwała się ostem lub kapustą.”

I ja się pod tym podpisuję.

Madeleine decyduje się rozpocząć życie na końcu świata, gdzieś u podnóża Sudetów, w miasteczku Malownicze. Czy w realnym świecie są możliwe takie „transfery”? Jak Pani myśli, co można zyskać zmieniając swoje życie o 180 stopni, przewracając je tak naprawdę do góry nogami?

Uważam, że takie rzeczy są możliwe. Osobiście znam kilka osób, które miały odwagę zawalczyć o swoje marzenia i całkowicie zmienić swoje życie. I tutaj dotykamy sedna: warto marzyć i warto dążyć do spełnienia pragnień. A co można zyskać? Spełnienie, poczucie szczęścia i tego, że warto się o nie bić i pokonywać trudności. Nawet jeżeli czasem w dążeniu do celu nabijemy sobie guza, potkniemy się, to i tak warto! I tutaj niekoniecznie chodzi mi o przeprowadzki i całkowite zmiany. To taka moja prywatna recepta na szczęśliwe życie – mieć marzenia i starać się je spełniać.

Lada moment ukaże się Pani kolejna książka z serii Malownicze pt. „Wymarzony czas”. Może Pani uchylić choć rąbka tajemnicy odnośnie losów Madeleine i towarzyszących jej osób?

W książce pojawi się ojciec Julki, a jak wiadomo nie jest on miłym i sympatycznym osobnikiem. Muszę przyznać, że nieźle namiesza. Poza tym Kraśniakowa zaniemówi, Madeleine będzie walczyć o dzieci, pan Miecio… jakby to powiedzieć… będzie taki Mieciowy jak w poprzedniej części. No i po raz pierwszy w mojej powieści pojawi się naprawdę parszywy typ. Zły, okrutny i… Więcej nie powiem. Żeby nie odbierać przyjemności z czytania 🙂

Wiem, że uwielbia Pani podróże, książki i gotowanie. Pomaga też Pani spełniać marzenia początkującym autorom. Jakie wskazówki miałaby Pani dla nieśmiałych przyszłych wielkich pisarzy – czytelników Bookeriady? Gdzie można znaleźć pomoc, do kogo się zwrócić, by uzyskać odpowiedź, czy dany utwór ma szansę być wydany drukiem? Jak to było w Pani przypadku?

Przede wszystkim trzeba pisać i nie bać się pokazywać rezultatów pracy. Dobrze jest najpierw pokazać tekst komuś zaprzyjaźnionemu, ale szczeremu. Komuś, kto nie tylko nas pochwali, ale pomoże znaleźć w tekście niedociągnięcia albo niespójności. A potem trzeba rozesłać książkę do wydawnictw. Jeżeli ktoś marzy o pisaniu, to koniecznie powinien to zrobić! Oczywiście wiem, że nie jest to łatwe.

W moim przypadku pierwszą napisaną powieść do wydawnictwa zawiózł mój mąż, bo ja sama nie miałam odwagi. Gdyby nie on, prawdopodobnie żadna z moich książek nie ujrzałaby światła dziennego. W tej chwili na moim blogu po raz kolejny piszemy tomik. Już czwarty raz ruszyła akcja „Kto napisze ze mną książkę”. Jeżeli ktoś miałby ochotę się dołączyć, to serdecznie zapraszam. To taki fajny, pierwszy krok do tego, żeby zobaczyć swój tekst i własne nazwisko wydrukowane w książce.

A gdzie w najbliższym czasie będzie można z Panią porozmawiać na spotkaniu autorskim?

W tym momencie kończy się maj, w którym miałam sporo spotkań. 5 lipca będę gościć w Lidzbarku Warmińskim w Hotelu Krasicki. Pod koniec lipca na pewno odwiedzę Darłówek. Ale więcej spotkań autorskich planuję na drugą połowę roku, jesienią, bo teraz już najwyższy czas zająć się kolejną powieścią. Powieścią w której Leontyna (starsza pani, która prowadzi sklep ze starociami i która niekiedy nie sprzedaje swoich wiekowych podopiecznych ludziom, którzy jej do nich nie pasują) opowie nam swoją historię. I choć książka dopiero rodzi się w mojej wyobraźni, to już zapraszam do przyszłej lektury.

Serdecznie dziękuję za rozmowę i pozdrawiam wszystkich czytelników.

„Wymarzony dom” Magdalena Kordel, Wydawnictwo Znak

Aleksandra Kaczmarek

Wykorzystana fotografia pochodzi z bloga Autorki (autor zdjęcia: Adam Golec).