Jako nałogowy pożeracz wszelkiej fantastyki, jestem dość wybrednym czytelnikiem i rzadko zdarza się, żeby książki o tejże tematyce mnie zaskakiwały. No cóż. Chylę czoła przed znakomitym autorem – Cormackiem McCarthy, którego książka „Droga”, dosłownie przygwoździła mnie do fotela. Autor porusza dość oklepany temat świata po apokalipsie. Robili to przed nim inni autorzy, jak chociażby King, Grant, Glukhovsky, i wydawać by się mogło, że w tym temacie pomysły zostały wyczerpane. A mimo to „Droga” wciąga i wystarczy jeden wieczór, aby ją przeczytać.
McCarthy podaje nam wizję Ziemi po apokalipsie w sposób ascetyczny i bardzo oszczędny. Fabułę w zasadzie można opisać w kilku słowach: książka opowiada o wędrówce ojca i syna przez zniszczoną Amerykę. Tyle. Nie mamy tu sensacyjnych obrazów końca świata, które przywodziłyby na myśl hollywoodzkie filmy, zamiast tego naszą piękną niegdyś błękitną planetę, spowija szara mgła i przykrywa popiół. W zasadzie czytelnik może się tylko domyślać jaka katastrofa dotknęła Ziemię, może wybuch wulkanu, może coś innego? Autor daje nam w tym zakresie ogromną swobodę. Dzięki skromnym , a jednocześnie poetyckim opisom, które w zasadzie ograniczają się do zarysowania zniszczonej przyrody, wymarłych zwierząt, opuszczonych domów i panującego wszędzie głodu, nasz umysł pracuje na pełnych obrotach i sam odtwarza książkę niczym film, a jest to zabieg niezwykle trudny do osiągnięcia.
W książce brak także jest heroicznego bohatera, w zastępstwie otrzymujemy dwie realistyczne postaci: ojca i syna. Wędrują oni na południe, próbując uciec przed kanibalizmem, zimnem i głodem. Ojciec idzie, bo wie, że jest jedyną osobą, dzięki której jego syn żyje. Syn idzie, bo prowadzi go ojciec. W tej relacji ojciec-syn, dostrzegamy wspaniale ukazane ludzkie emocje: wiarę, nadzieję i miłość. Ponadto, w niektórych momentach powieści miałam wrażenie, że syn, jest sumieniem swojego ojca, a przez pominięcie myślników w dialogach, wrażenie to tylko się wzmogło.
Na czym polega fenomen „Drogi”? Według mnie, jest to jedna z bardziej realistycznych wersji końca naszego kolorowego świata. Nie zdarzyło mi się czytać tak przekonującej wizji apokalipsy zarówno w aspekcie fizycznym, jak i duchowym. Książka daje do myślenia i niesie za sobą niesamowite przesłanie. Żyjąc na pełnych obrotach, my ludzie pierwszego świata, nie zastanawiamy się tak naprawdę co posiadamy. Nie doceniamy tego, że mamy dach nad głową, nawet jeżeli daleko mu do luksusowej willi. Nie doceniamy tego, że mamy dostęp do żywności, do bieżącej wody, do czystych ubrań, a nawet tego, że nasz sąsiad jest takim wspaniałym kretynem.
Obrazy z książki pozostają głęboko wyryte w pamięci. Jako przestroga?
Joanna Baster