Bookeriada

Recenzja: Georges Bataille, „Erotyzm”

Georges Bataille to francuski pisarz i filozof początkowo związany z surrealizmem. Z biegiem lat odnalazł swój własny styl i tematykę. Jego dzieła często bywają niespójne, fragmentaryczne, niezrozumiałe. Jako filozof zajmował się historią pojęć, idei i rzeczy (np. oka). Uznaje się go za prekursora postmodernizmu. Żył do lat 60. ubiegłego wieku. Piszę o tym nie po to, by zwiększyć liczbę słów w tekście, lecz dlatego, iż uważam, że nie powinno się poznawać dzieł uzurpujących sobie prawa do literatury filozoficznej bez chociaż ogólnej znajomości autora. Filozofii nie powinno się odbierać z tak zwanym pustym umysłem.

„Erotyzm” trudno mi opisać, bo nie wiem jakie są zasady opiniowana książek filozoficznych. Wypadałoby opisać teorię autora, ale czy nie usłyszę zaraz, że to jakieś tam spojlerowanie? Niemniej, odważę się, a co!

Zgodnie z tytułem książka skupia się na erotyzmie. Najogólniej rzecz ujmując Bataille rozróżnia trzy postacie erotyzmu. Erotyzm ciała, duszy i sacrum. Stało się to jednym z podstawowych rozróżnień antropologii. Gdy mówi się o pojęciu erotyzm ciała, to ma się na myśli erotyzm, który nie jest zwierzęcą seksualnością. Człowiek zaczyna się tam, gdzie nie ma zwierzęcia. Człowiek tęskni za jednią, którą dobrze opisuje Sylviane Agacinski w swoim tekście „Człowiek podzielony”. Ludzie mają to do siebie, że dążą do pełni, do całkowitości, do tego, by wywodzić się z jednego źródła. Erotyzm ciała to właśnie totalne połączenie z drugą osobą, zniszczenie granicy między JA i TY, a zamiast tego doświadczenie MY. Dzięki temu nie dochodzi tylko do zbliżenia, ale przede wszystkim do połączenia z tym, co pierwotne. Erotyzm serc powinien się jednoznacznie skojarzyć z romantyczną koncepcją pokrewieństwa dusz. Trzecia koncepcja, erotyzm sacrum, polega na przeżyciach religijnych i mistycznych, ale też artystycznych, wszystkich tych, które poruszają coś w człowieku, często spychając go poza krawędź, poza sferę bezpieczeństwa. To doświadczenie każe znaleźć swoje ograniczenia i sukcesywnie je niwelować.

Każdy moment tej publikacji był interesujący i wiele wniósł do mojego życia. Jeśli jest część, na którą zwróciłam szczególną uwagę, to jest to rozdział dotyczący pokrewieństwa śmierci i prokreacji. Skupia się on na tym, że życie zawsze rodzi się z rozkładu życia. Tym samym życie jest mocno uzależnione od śmierci, a nawet można zaryzykować stwierdzenie, że jest on wasalem śmierci. Choć jedno wynika z drugiego, to tak naprawdę są swoim wzajemnym zaprzeczeniem. Arystoteles pisał o zwierzętach powstających ze zgnilizny. Tworząc antynomię między zgnilizną a płodnością próbowano poradzić sobie z przerażającym charakterem rozkładu. Idąc tropem wszelkich obrzydliwości wstręt do rozkładającego się trupa można porównać do uczucia żywionego do ludzkich fekaliów. Święty Augustyn pisał, że rodzimy się między łajnem a uryną. Wszystko co wstydliwe rozgrywa się orbitując wokół jednego miejsca na ciele. Zgnilizna i seks wywołują podobny sprzeciw, bo wywodzą się z podobnego korzenia.

Inną wielce mnie zastanawiającą częścią była ta dotycząca transgresji. Nie istnieje zakaz, którego nie można byłoby przekroczyć. Można to zobaczyć na przykładzie wojen, zwłaszcza tych w imię Boga. Wojna to zdrada nowotestamentowego Boga, ale nie starotestamentowego. Choć istnieje zakaz zabijania, to bynajmniej nie w czasie wojny. Tak jest u ludzi, a u zwierząt? Nie ma zakazu zabijania, ale wojna nie istnieje.

To rozległa publikacja poruszająca wiele zagadnień, ale wszystkie wyczerpując. Język nie będzie sprawiał trudności, choć czuć, że autor jest osobą parającą się słowem. Całość mnie zachwyciła – gorąco polecam!

Karolina Baran