Po zamknięciu pierścienia oblężniczego wokół Tytusa, Romka i A’Tomka jako rycerzy Bolesława Krzywoustego z wyobraźni Papcia Chmiela narysowanych recenzent myślał, że komiks podda się ze strachu, na sam widok jego potężnego, zakutego w zbroję długopisu. A jednak, już w pierwszej minucie oblężenia wszyscy bohaterowie komiksu to jego zmusili do poddania się, grożąc, że w przeciwnym wypadku, wytną wszystkie słowa tej recenzji w pień, a ją samą obrócą w niepamięć i popiół. Biedny recenzent zawisł teraz jako żywa tarcza. I powiada, że całkiem niepotrzebnie. Bohaterowie bowiem powinni wiedzieć, że starzy czytelnicy, darząc Tytusa, Romka i A’Tomka synowskimi uczuciami, nie ośmielą się strzelać do jego towarzyszy i formy, w jakiej ich losy zostały przez Papcia Chmiela przedstawione, „aby równocześnie nie uśmiercić kochanego Tytusa”, zaś nowym (do jakich zalicza się recenzent) to, co strzelania by wymagało – po cichu i z odrobiną zawstydzenia naprostują ci pierwsi… A jeśli, mimo tego okaże się, że są i czytelnicy innych kategorii, których synowskie uczucia nie będą miały szans postawić ich po swojej stronie pola bitewnego? Czy wtedy Tytus, Romek i A’Tomek jako rycerze Bolesława Krzywoustego sami się nie obronią, choćby dziarsko odpierali ataki, z prędkością światła wkładając pociski do katapult lub rozpalając ogniska, gotując wrzątek i smołę?
Podobnie, śmiesznym może się wydawać, na co zwraca nam uwagę autor komiksu, że w 1097 roku w Gnieźnie książę Władysław, „mógł sobie podzielić kraj według własnego uznania, dzieląc przecież nie tylko ziemię, rzeki, góry, ale i wioski pełne ludu razem z ich dobytkiem”, tak samo katapultą, wrzątkiem i smołą nie sposób obronić się przed śmiesznością „niezaradności faktów”, pomieszania i poplątania pewnych wydarzeń, jakie się w albumie nie tylko z wyobraźni, ale i z pewną ideą przywołuje. Komiks ten bowiem miał promować Wrocław w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016, ale ostatecznie nie spełnił oczekiwań jako materiał promocyjny, choć, jak spekulują inni, wiszący obok mnie recenzenci, nie wiadomo czy to dlatego, że wyczytać tam można, iż koronacja Bolesława Chrobrego na króla Polski miała miejsce w 1000 r., czy też dlatego, że znalazła się tam ilustracja przedstawiająca wizytę Salomei we Wrocławiu, okraszoną komentarzem, że współcześnie jej uwagę zwróciłyby raczej „gaiki zaśmiecone, strumyki cuchnące, dźwiękochłonne blachy”). Z drugiej strony (tarczy) recenzent ma w głowie pewne zdanie ze wstępu do komiksu, w którym autor Papcio Chmiel sugeruje, co następuje – komiks zawiera „wątki do głębszego traktowania”. Więc może właśnie wszelkie kalendarzowe zamieszania są takimi wątkami? Ostatecznie, skoro już patrzeć z przymrużeniem oka na historię, dlaczegóż by stać jak wartownik przy każdej cyferce i krzyczeć: „966, 1025, albo cię zabiję!”. Dlaczegóż by się krępować, że się dodało, tu sto, tu osiemdziesiąt, skoro wspomniany na początku książę Władysław, postanawiając podzielić sprawiedliwie Polskę, mógł przepisać dwie gałęzie… małpie? „– Rozumiem – powiedział Tytus – dlaczego Papciowi przypadła w schedzie po praojcach tylko doniczka ziemi do kwiatów, a nie choćby połowa rodzinnego Łukowa” – ostatecznie więc, czy tym, którzy zechcą się dowiedzieć, dlaczego przypadł im raczej nawóz i grabie, przeszkodzą błędne cyfry i poprzestawiane litery? AAAAAAAAAAAAA! Recenzent chciał jeszcze dodać: „Ostatecznie przecież znajdujemy się na polu bitwy”, ale nie zdążył.
Joanna Roś