To nie jest kraj wspaniałych tradycji, wielkich patriotów i chwalebnej przeszłości. Ignacy Karpowicz z godnym podziwu uporem pokazuje w Niehalo przyziemne, niezbyt miłe oblicze Polski — gdzie młodzież już na starcie wpada we frustrację, a bylejakość jest na porządku dziennym.
Brak perspektyw, przygnębiająca praca w towarzystwie niekompetentnych osób, żałosna promotorka pracy magisterskiej i niesatysfakcjonujące życie — zarówno rodzinne jak i seksualne — oto codzienność głównego bohatera Maćka, który wini za ten stan rzeczy cały świat. Z wyjątkiem siebie, ale czy słusznie?
Nie jest to łatwa lektura, gdyż dotyka w mocny sposób realiów współczesności: z jednej strony bardzo konserwatywnej, przywiązanej do religii i tradycji patriotycznych; z drugiej zaś tej młodej, szukającej swojego miejsca w obecnych czasach. Również język charakteryzuje dosadność stwierdzeń oraz wulgarność — nie otrzymujemy więc grzecznej kolorowanki z baśniowego świata, tylko szczery obraz bolesnej codzienności.
A Karpowicz lubi zaskakiwać swojego czytelnika. Dlatego piekiełko życia codziennego ostatecznie przemienia się w fantasmagoryczną wędrówkę po Białymstoku. Służy ona groteskowemu przedstawieniu problemów z tożsamością narodową. Autor w odważny sposób rozprawia się z mitami i wszystkim, co buduje obraz współczesnej Polski: zarówno w kwestii poglądów na życie, jak i mentalności ( gromada charakterystycznych postaci oddająca hołd pomnikom wybitnych osób). Poniekąd bawi się w socjologa, który z zainteresowaniem obserwuje otoczenie, by wysnuć jakieś ogólne wnioski. A jakie byłyby one w tym wypadku? Nie jest dobrze, oj nie jest. Czy może jednak być dobrze w świecie, gdzie więzi społeczne są czymś zbędnym, zaś beznadziejność jest wszechobecna? Co dalej z takim społeczeństwem? Czy jest jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji? I co dalej z Maćkiem, który w towarzystwie m. in. Piłsudskiego odbywa fantastyczną wędrówkę po mieście? Trudno powiedzieć, choć pozostaje wrażenie, że coś tu jest niehalo.
Sylwia Kępa