Bookeriada

Recenzja: Joanna Bator, "Piaskowa góra"

Noworoczną serię recenzji rozpoczynamy z „Piaskową górą”, o której opowiada Magdalena Ostrowska.

„Piaskowa Góra” Joanny Bator z epickim rozmachem opowiada o losach trzech pokoleń kobiet uwikłanych w jakże trudne dla Polski i polskiego społeczeństwa czasy – począwszy od II wojny światowej aż po rok 1991. Historii bohaterów nie poznajemy jednak chronologicznie; autorka umiejętnie wplata retrospekcje i wybieganie w przyszłość ukazując, jakie figle płata nam czasem los. Joanna Bator umiejętnie odkrywa kolejne karty, scalając pozornie niepowiązane wątki, krzyżując losy bohaterów, dodając nowe nieznane fakty, które pomagają nam bardziej zrozumieć bohaterów i ich zachowania.

Każdy z nas odnajdzie tutaj coś dla siebie i coś o sobie (a zwłaszcza kobiety, mam wrażenie, że książka dużo bardziej przemawia do kobiecej psychiki i uczuciowości). Za sprawą „Piaskowej Góry” odświeżamy sobie dziecięce/młodzieńcze wspomnienia, rzeczy oraz sprawy, którymi wtedy się żyło – katalogi Burdy i Otto, które sprawiały, że dostawało się oczopląsu od ilości kolorów zasłon czy pościeli. Czytając książkę, co chwila kiwałam głową i mówiłam do siebie: ‘No tak, rzeczywiście tak było!’ Myślę, że tylko ktoś, kto urodził się w latach 70-tych i 80-tych potrafi zrozumieć ideę kolekcjonowania puszek po napojach gazowanych czy opakowań po zagranicznych czekoladach…. Marzenia bohaterów powieści i ich sąsiadów były pochodną marzeń przeciętnych ludzi w tamtej epoce; szczytem awansu społecznego było wyrwanie się z komunistycznej, betonowo-szarej Polski do kolorowego Zachodu, który podglądało się niczym przez dziurkę od klucza przy pomocy katalogów sprzedaży wysyłkowej, nielicznych zachodnich seriali (np. ‘Niewolnica Isaura’) oraz opowieści osób, którym udało się z ojczyzny wyrwać.

„Piaskowa Góra” to zebranie doświadczeń milionów Polaków – każdy z nas zna taką Jadzię czy takiego Kazimierza. Niestety obawiam się, że autorka trafiła w sedno, że w dużej mierze tacy właśnie jesteśmy jako społeczeństwo. Nieufność, złośliwość, brak umiejętności radzenia sobie z przeszłością czy okazywania uczuć, strzykanie jadem na prawo i lewo oraz zazdrość i zawiść – chyba każdy może znaleźć przykład na własnym podwórku. Mimo tego, iż autorka obnaża brzydotę wewn. bohaterów (oczywiście każdy z nich ma też zalety), to i tak ich lubimy, bo są prawdziwi.

W „Piaskowej Górze” nie ma ani jednego dialogu, ale nie stanowi to żadnego ‘utrudnienia’; narracja jest tak zgrabna i wartka, że musiałam wręcz wymuszać na sobie przerwy w czytaniu, aby pokontemplować nad niezwykle celnymi obserwacjami czy zaskakującymi puentami. W zasadzie książka napisana jest tak barwnie i autentycznie, że nieomal czułam się, że zamieszkałam na kilka dni na Babelu, największym bloku osiedla „Piaskowa Góra” w Wałbrzychu, gdzie toczy się akcja.

„Piaskową Górę” można analizować na wielu płaszczyznach – ja akurat skupiłam się na uczuciach, które ona we mnie wywołała; książka porusza wiele problemów – feminizm, podziemie aborcyjne, homofobię, itd. Mam wrażenie, że jednym z głównych przekazów jest nauka ‘Jak kochać nie należy’ – pokazuje jak można kochać za bardzo, miłością, która zamiast skrzydeł dodawać skrzydła podcina.

Podsumowując, gorąco polecam, jest to chyba najlepsza powieść, jaką ostatnio czytałam. Mam nadzieję, że „Chmurdalia”, druga część „Piaskowej Góry”, jest równie dobra.

Magdalena Ostrowska