Nie były tutaj po raz pierwszy, nie rozglądały się z przesadną ciekawością, nie analizowały, a jednak już od drzwi odurzył je mocny zapach kawy. To właśnie charakteryzowało Piwnicę pod Liliowym Kapeluszem – kawy przechodzące najśmielsze oczekiwania, pochodzące z najdalszych zakątków świata i parzone z uczuciem. Bo taka była i właścicielka owej kawiarni, Weronika – egzotyczna i romantyczna.
Nie wiele zastanawiały się nad wyborem stolika i wyborem kawy, po czym natychmiast rozpoczęły rozmowę ściszonym głosem. Szukały kogoś, potrzebowały czyjegoś adresu ale nikt nie chciał im pomóc w czasach ochrony danych osobowych. Nie chciałam ich podsłuchiwać ale umysł zmęczony nauką i wypełniony problemami dnia codziennego pragnął odmiany od znanych stresów. Dobrze, to ja pragnęłam podświadomie czegoś intrygującego. Zamówiłam, tak jak i one po pewnym czasie, grzane wino i wsłuchałam się w opowieść.
Nazywały się Marta, Maria i Magda i chociaż potrafiły mówić jednym głosem, były kompletnie od siebie różne. Marta była wzorową żoną i matką, Maria pełną wyrzutów byłą zakonnicą a teraz matematyczką, samotną, zaś Magda przebojową singielką, której nigdy nie brakowało odwagi. Razem stanowiły silny kolektyw i wzajemne pogotowie przyjacielskie o jakim marzy wiele osób. Wszak znalezienie prawdziwego przyjaciela nie jest rzeczą prostą i kobiety również miała za sobą długą historię.
Słuchałam zaintrygowana ich rozterek i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek stanę przed takimi samymi wyborami i czy będąc starszą zachowam się podobnie. Na razie nie byłam tego pewna, nie rozumiałam ich do końca. Mętne tłumaczenia mnie nie przekonywały i od czasu do czasu chciałam nimi potrząsnąć. Życie na pierwszy rzut oka wydaje się proste, wybór między dobrem a złym oczywisty, ale czy na pewno?
Wydawać by się mogło: „prosta i przewidywalna historia” ale przytłoczyła mnie. Nie tego się spodziewałam, narracja nie nadawała lekkości, to nie była delikatna, tajemnicza i sensacyjna historyjka. To był ból, trudne dzieciństwo, odrzucenie i strach. A na koniec życie, które rzadko kiedy usłane jest różami. Ale na te róże warto czekać. I o nich też jest ta opowieść – o poszukiwaniu iskierek rozświetlających mrok. O przebaczaniu sobie i innym. O byciu lepszymi ludźmi.
Nie poczułam się wiele lepiej przysłuchując się ich rozmowie. Moje życie nie stało się łatwiejsze, ale wyciągnęłam pewne wnioski i odebrałam z niej lekcję. W życiu nie chodzi o to by było lekko, ale by było pięknie. I chociaż książka „Karminowy szal” różni się zdecydowanie od mojej ulubionej „Sukienki z mgieł” tej autorki, to jednak doceniam trud w nią włożony i przesłanie, które niesie. Ta powieść nie mogła być inna, i choć czasem naiwna, schematyczna to zdecydowanie oddaje to życie, którego doświadczamy każdego dnia – ze wszystkimi jego wadami i zaletami.
Marta Kusz