„Dziewczyna, którą kochałeś” jest ozdobiona piękną okładką i nazwiskiem coraz bardziej cenionej w Polsce autorki. Jedyne, co zgrzyta, to opis z tyłu książki. Czy to kolejna historia o współczesnej i zmęczonej życiem kobiecie, która wieczorami ratuje się winem, by za bardzo nie rozmyślać nad swoim smutnym losem? Najważniejszym punktem zwrotnym znowu będzie gorący romans z właśnie poznanym mężczyzną życia, a potem to już tylko wieczne szczęście?
Do tej pory nie miałam okazji sięgnąć po żadną z książek Jojo Moyes, a po wspomnianym opisie spodziewałam się powtórki z rozrywki, która zapewni mi leniwo-relaksujący wieczór, ale sama treść szybko wpadnie i wypadnie z mojej głowy. Autorka rozprawiła się z moimi podejrzeniami już w pierwszym rozdziale, a dzięki niej mogłam zapoznać się z nieznanym przeze mnie wycinkiem historii. Moyes skorzystała z książki pt. „Długie milczenie. Życie cywili w północnej Francji pod niemiecką okupacją w latach 1914-1918” – właśnie w tym okresie i miejscu żyje pierwsza bohaterka, Sophie. O tym, że kiedyś była radosną, zakochaną kobietą, przypomina jej portret, wykonany przez męża, którego wysłano na front. Powoli poznajemy życie Sophie, jej rodzinę i miejscowych, a w drugiej części robimy skok do współczesności – tutaj na scenę wkracza Liv (to właśnie o niej wspomniano na okładce). Obie kobiety dzieli kilkadziesiąt lat, ale łączy je ten sam obraz – „główny bohater” całej tej historii, który wywrócił losy Sophie i Liv do góry nogami. Odkrywanie wędrówki portretu jest wciągające, a do tego wzruszające. Książka Moyes wyciska łzy, ale nie robi tego w trywialny sposób. Dodam jeszcze, że wszyscy uczyliśmy się o masowych konfiskatach dzieł sztuki w okresie wojny, wiemy, z czym się to wiązało i zapewne każdy słyszał o powojennych i niezwykle skomplikowanych sprawach sądowych o odzyskanie strat materialnych.
„Dziewczyna, którą kochałeś” porusza również inne ważne kwestie. Obie kobiety – Sophie i Liv, w jednej chwili musiały zmierzyć się z niechęcią ludzi, wyobcowaniem i prześladowaniami. Ile potrzeba, by kogoś osądzić i odrzucić? Kolejne pytania – jak ważna może być rzecz? Czy warto się dla niej poświęcać i mocno stać przy swoim zdaniu? Przy okazji wspomnę o różnorodnych postaciach drugoplanowych, które nie są „wciśnięte” na siłę, ale faktycznie wzbogacają fabułę – jak choćby niepozorny brat Sophie, Aurélien, czy też ojciec Liv, który serwuje nam kilka komicznych sytuacji.
Niestety, muszę też napisać o minusach książki. Okładka jest naprawdę bardzo ładna, ale kompletnie nie dostrzegłam powiązań z treścią. Troszkę brakowało mi tłumaczeń słów oraz zwrotów po niemiecku i francusku – niektórych można się domyślać z kontekstu, ale przy dłuższych wypowiedziach było to uciążliwe. Podczas czytania nie lubię rozpraszać się wstawaniem do laptopa, a kilka przypisów załatwiłoby sprawę. Ostatnia uwaga dotyczy opisów seksu, według mnie były nieco nieudolne (na szczęście nie było ich dużo). Ta scena, która miała być pozytywna, wyszła jakoś tak nienaturalnie i zdecydowanie czegoś jej brakowało. Negatywna wypadła lepiej, ale w niej potrzebna była szorstkość, co chyba jest bliższe stylowi Moyes, jeśli chodzi o tzw. sceny łóżkowe.
Mam słabość do powieści, których akcja toczy się w różnych, odległych od siebie czasach, a jednym z bohaterów jest przedmiot, którego losy powoli poznajemy. Oprócz tego uważam, że każda książka powinna uczyć nas czegoś nowego i skłaniać do rozmyślań. „Dziewczyna, którą kochałeś” spełnia te wymagania, a czas poświęcony na lekturę absolutnie nie mogę uważać za stracony.
Alicja Sikora