Zwykły spacer babci z wnuczką, by odciążyć młodych rodziców, zamienia życie rodziny w koszmar. Niemowlę zostaje porwane. Poszukiwania nie dają żadnego rezultatu, dziecka nie udaje się odnaleźć. Simone i Matt nigdy nie godzą się ze stratą, ale muszą starać się funkcjonować, by przetrwać. Nie decydują się na kolejną ciążę. Już sam temat książki mrozi krew w żyłach, a to jeszcze nie wszystko. Mija 18 lat, wydaje się, że Porterowie względnie poukładali myśli. Wtedy pojawia się Grace – dziewczyna, która przekazuje wstrząsające informacje i przynosi maskotkę niegdyś należącą do zaginionego dziecka. Czy jest Heleną, uprowadzoną córką Porterów?
Przyznam, że nie robiłam sobie wielkich nadziei; spodziewałam się, że fabuła oprze się głównie o problemy emocjonalne i życiowe związane z porwaniem dziecka, gdzieś po drodze pojawi się młoda kobieta, która może być zaginioną dziewczynką, a rozwiązania zagadki będzie można domyślać się w połowie książki. Kathryn Croft rozpoczęła „Córeczkę” rozdziałem, w którym dochodzi do próby gwałtu i powalenia napastnika ciężkim przedmiotem. Autorka nie wyjaśnia kim byli ci ludzie, ani o co chodziło w ich dialogu. Jak gdyby nigdy nic przechodzi do krótkiej opowieści Simone o początkach małżeństwa i uprowadzeniu Heleny, a następnie szybko przenosi czytelnika do chwili obecnej.
Pojawienie się Grace było dla Porterów szokujące, ale jeszcze bardziej wstrząsnęło nimi jej niespodziewane zniknięcie. Jeśli ta młoda kobieta faktycznie jest Heleną, to czy Ginny – podająca się za jej matkę – jest odpowiedzialna za porwanie? A może Grace jest wariatką i naciągaczką, która namierzyła ludzi podatnych na takie kłamstwo? Nie ma co się dziwić, że Simone postanawia spróbować rozwiązać tę zagadkę. Rozdziały o jej kolejnych krokach przeplatają się z wypowiedziami tajemniczej i wyjątkowo zwyrodniałej postaci. Użyte formy czasowników zdradzają, że jest to mężczyzna. Przedstawia on swoją mroczną przeszłość, w tym szokujące i obrzydliwe zaburzenia preferencji seksualnych, a choć Simone na swojej drodze spotyka różne postacie, trudno jakkolwiek powiązać którąś z nich z tym mężczyzną. Autorka do samego końca pastwi się nad główną bohaterką i nie pozwala na to, by czytelnik przedwcześnie domyślił się rozwiązania zagadki. Nawet jeśli coś zaczyna świtać, po chwili okazuje się, że nie miało się racji. Potem pozostaje tylko przypomnieć sobie słowa Simone, że nikomu nie można ufać. Oczywiście można się czepiać, że takie przeplatane historie to nic nowego, a język nie jest zbyt wyszukany, ale to przecież charakterystyczne cechy książek tego typu i nie uważam ich za wadę. Tutaj najbardziej liczy się wartka akcja, rosnące napięcie i częste zwroty akcji, a pod tym względem „Córeczce” nie można zarzucić, że jest słabym tytułem.
Na uwagę zasługuje również fakt, że polska wersja okładki została zaprojektowana przez Magdę Kuc i zdecydowanie przyćmiła oryginał (kliknij, by porównać), do tego wydawnictwo zadbało o solidnie wykonaną korektę i dobrze dobrany font, który nie męczy oczu. Wciągająca historia i rzetelnie opracowane wydanie – czy trzeba czegoś więcej? 🙂
Alicja Sikora