Bookeriada

Recenzja: Leonie Swann, "Triumf owiec"

„Leonie Swann pisze świetne książki o owcach” nie brzmi ani jak komplement, ani jak rekomendacja. Podobnie – „Leonie Swann pisze o owcach, jakby nigdy nie robiła nic innego”… Ale skoro faktycznie świetnie pisze o owcach, to jak inaczej to ująć?

„Sprawiedliwość owiec: Filozoficzna powieść kryminalna” sześć lat temu (sześć! trudno w to uwierzyć) niespodziewanie podbiła serca polskich czytelników i długo zajmowała szczytowe miejsca na listach bestsellerów. Autorka długo kazała nam czekać na kontynuację, a kiedy w końcu ukazał się „Triumf owiec” (tym razem z podtytułem „Thriller a zarazem komedia filozoficzna”. I świetną okładką!), zdążyło już mi wyblaknąć w pamięci wspomnienie opowieści o CSI: irlandzkie pastwisko i książka dość długo leżała na półce. To był błąd.

Tym razem niemiecka autorka funduje nam nie kryminał, lecz thriller. Stadko owiec, które w poprzednim tomie w podejrzanych okolicznościach straciło pasterza, zostało odziedziczone przez jego córkę i z zielonej Irlandii przeniosło się do Europy. Teraz ma piękne francuskie pastwisko, pasterkę Rebekę, która zgodnie z zaleceniami testamentu co wieczór czyta im książki, nieopodal zaś znajduje się zamek, w którym niegdyś mieścił się szpital psychiatryczny… Ale są też problemy. Przykładowo – ludzie nie potrafią mówić i owce nie mogą zrozumieć rozmów tubylców. Rebece towarzyszy Mama, która ma słabość do likierku, często nakłada drugą twarz i ma karty z dziwnymi obrazkami (niesmaczne). Z zagrodą owiec sąsiaduje, o tempora, o mores, zagroda kóz, które śmierdzą i są przekonane, że świat to iluzja. Poza tym nieopodal jest las. A w lesie jest coś. Coś, co atakuje zwierzęta, pozostawia na białym śniegu czerwone ciała rozszarpanych sarenek… i nie jest do końca człowiekiem. Ale nie jest też wilkiem.

Nie można tego ująć inaczej – Leonie Swann ma talent do opisywania świata z punktu widzenia owcy. Każda owcza postać ma swoje charakterystyczne cechy, osobowość i upodobania, pozostając przy tym nieuczłowieczoną owcą. Stado ma swoją mitologię, specyficzną wizję świata i wyrażające owczą mądrość opowieści. Świat owiec pełen jest zapachów, smaków, dźwięków, siana i nieufności do kóz. Lęku przed weterynarzem, troski o pasterkę i zupełnie nieowczej przenikliwości, determinacji i odwagi, gdy bezpiecznemu światu zaczyna coś zagrażać. A świat powieści wypełniają nie tylko owce i kozy, ale też cała gromada barwnych postaci ludzkich, które łączą skomplikowane relacje i których motywy nie zawsze są jasne dla owczej logiki.

Każdy akapit napisany jest z nonszalancją i lekkością, jakby pisanie o owcach było najprostszą i najzabawniejszą rzeczą, jaką można robić. Pomysł, który źle zrealizowany, mógłby zostać pseudofilozoficzną powiastką lub dziecięcą opowieścią o perypetiach zwierząt, dzięki talentowi autorki stał się pomysłową i zabawną, ale niepozbawioną trafnych spostrzeżeń, ironii i świeżości powieścią, która trzyma w napięciu jak dobry kryminał i bawi jak najlepsza komedia. A poza tym daje unikalną możliwość obserwacji ludzi oczami owiec, których spostrzeżenia są zaskakująco trafne, i poznania owczej filozofii. Czy może być coś bardziej intrygującego?

Zachwycona już pierwszymi stronami zadawałam sobie tylko pytanie, dlaczego, po wielkim sukcesie pierwszego, drugi tom przeszedł niemal bez echa. Zdążyliśmy już zapomnieć o owcach? Jak można zapomnieć o owcach?…

– Co wy tam robicie? – zapytała koza z tylko jednym rogiem.
– Thriller! – obwieściła szara koza i z dramatyzmem zastrzygła uszami.
– Thriller o owcach? – dopytywała się koza z tylko jednym rogiem. Zmrużyła oko i krytycznie spojrzała przez ogrodzenie.
– Kino koziego niepokoju! – powiedziała szara koza i uderzyła raciczką.
– Komedię! – oznajmiła koza na szafie.
– To nigdy, przenigdy nie będzie żadna komedia – stwierdziła koza z tylko jednym rogiem i znowu zerknęła za płot.
– Wszystko jest komedią – zameczała koza na szafie. – Komedią z mnóstwem czerwieni!

Magdalena Stonawska

Wydawnictwo: Amber, 2011

Więcej recenzji!