Bookeriada

Recenzja: Maria Wicik, "Dystrykt 121. Wybranka Losu"

UWAGA! Powieść tylko dla dziewczyn do 18 roku życia! Niektóre książki powinny zostać opatrzone taką notką, najlepiej w jaskrawym kolorze. Dystrykt 121. Wybranka losu, debiutancka powieść 18 letniej Marii Wicik, jest niestety jedną z nich. Po dumnie brzmiącym tytule i zachęcającym opisie, spodziewałam się czegoś podobnego do Igrzysk Śmierci lub World War Z, a niestety, już po przeczytaniu kilku pierwszych stron, wiedziałam, że mam przed sobą kolejną powieść dla nastolatek z gatunku paranormal romance.

Fabuła bazuje na połączeniu ze sobą dwóch oklepanych schematów. Pierwszym jest zamknięcie ludzi w tak zwanych dystryktach lub też zonach, aby chronić ludzkość przed zagrożeniem z zewnątrz. Drugi schemat, to zwykła nastolatka, która zostaje wybrana i otrzymuje jakieś supermoce. I tak, dowiadujemy się, że świat został podzielony na setki lub tysiące dystryktów (dokładna liczba nie jest znana), które otoczone murami, zapewniają schronienie ludziom przed krwiożerczymi wampirami. Główna bohaterka powieści – 17 letnia Rosaline, a dla przyjaciół Rose, mieszka wraz z liczną rodziną w Dystrykcie 121. Uczęszcza do liceum i któregoś dnia dowiaduje się, że została wybrana przez wampira, który rządzi światem. I tyle fabuły. W zasadzie, całe rozwinięcie akcji zamyka się na 10 ostatnich stronach, a reszta książki, to po prostu przygody Rose w liceum i szpitalu (głównie jej zakochania i odkochania w różnych chłopakach).

Muszę napisać parę słów o bohaterach, którzy niestety są bardzo jednolici. Autorka nie przemyślała ich kreacji i dzięki temu otrzymaliśmy 400-letnie wampiry, które zachowują się jak słodkie nastolatki. Z głównej bohaterki jest taka Sierotka Marysia, która przez całą książkę głównie: mdleje, płacze, cierpi i jest zmęczona. Nie liczyłam ile razy się raniła, ale jestem przekonana, że słowa: bandaż i plaster, były najczęściej używanymi słowami w całej książce. Odniosłam też wrażenie, że Rose cierpi na jakąś chorobę psychiczną, zwłaszcza że często mówiła sama do siebie.

Wiele rzeczy w książce jest niespójnych i nielogicznych. Przykładowo samo utworzenie Dystryktów, na początku książki wydaje się czytelnikowi kompletnie pozbawione sensu. Wokół miast wybudowano mury, żeby odgrodzić ludzi od wampirów, a mimo tego wampiry mieszkają w Dystryktach, a nawet rządzą Dystryktami i całym światem. A więc, po co te mury? Tak samo czytelnik, nie dowiaduje się dokładnie do czego Rose została wybrana. Może odpowiedź znajdziemy w kolejnych (zapowiedzianych) tomach powieści. Siniaki i bandaże pojawiają się i znikają. Na przykład główna bohaterka po uderzeniu o szafkę miała ogromnego siniaka (nie pamiętam już na jakiej części ciała), po jakimś czasie uderzono ją z całej siły, pięścią w twarz. I nic! Zero śladów. Bandaż na jej ręce znikał i pojawiał się w różnych momentach :).

Jeszcze tylko dwa słowa o stylu pisarskim, który określiłabym mianem „blogowy”. Raziły mnie w książce nagminne powtórzenia, których naprawdę było sporo. Denerwujące były także opisy ubioru, za każdym razem, autorka dokładnie zaznaczała, w co główna bohaterka się ubiera (i tu kolejna niespójność, bo autorka chciała ukazać bohaterkę, jako osobę, która nie przejmuje się swoim wyglądem, co z resztą wielokrotnie podkreślała sama Rose, a była zachwycona, gdy koleżanki wcisnęły ją w mini sukienkę i buty na 12 centymetrowym obcasie :O).

Chciałam napisać przyjemną recenzję, która przyczyni się do propagowania nowych i młodych autorów, niestety nie mogłam tego zrobić. Po przeczytaniu kilku stron wiadomo, że autorka książki, jest bardzo młoda, to widać w stylu pisarskim, a także w zachowaniu bohaterów. Muszę przyznać, że czytałam lepsze opowiadania/powieści na blogach. Z drugiej strony jednak są różne gusta i może komuś się ta książka spodoba. Wystarczy spojrzeć na Zmierzch, ja osobiście, nie rozumiem jego fenomenu, ale setki tysięcy fanek na świecie o czymś świadczą.

Chcę jeszcze tylko poprosić, żeby nie odbierać tego co napisałam, jako złośliwości. Zdaję sobie sprawę z tego, że autorka książki jest bardzo młoda, a także, że jest to jej debiutancka powieść (czego strasznie jej zazdroszczę i gratuluję spełnienia marzeń). Nie chciałam, po prostu, pisać kłamstw i zachwycać się nad książką, która należy raczej do tych z dolnej półki.

Joanna Baster