Bookeriada

Recenzja: Marta Giziewicz, „Kareta”

Giziewicz miała zakusy na napisanie kryminału historycznego z kwestiami społecznymi w tle. Zagadkowa zbrodnia, XIX-wieczna Warszawa i mocno zarysowany wątek kobiecej emancypacji – wobec takiej mieszanki nie można przejść obojętnie. Spodziewałam się książki na miarę tych pisanych przez Akunina. Niestety do klimatu, świetnie skonstruowanych postaci, misternie przemyślanych zbrodni i intrygujących metod rozwiązywania zagadek, które znajdziemy w kryminałach Gruzina, Karecie bardzo daleko. Giziewicz udało się stworzyć powieść zaledwie poprawną, a szkoda, bo pokładałam w niej naprawdę wielkie nadzieje.

Autorka zabiera czytelnika w podróż w czasie: do Warszawy z przełomu lat 1856 i 1857. Ważne towarzyskie wydarzenie, jakim jest otwarcie Hotelu Europejskiego, przyciąga miejskie tuzy. Zupełnie nieoczekiwanie pojawia się tam także Konrad Masternowicz, młody pracownik cyrkułu, jeden z nielicznych Polaków w rosyjskiej administracji (a już na pewno jedyny pół-Polak, pół-Anglik). Na balu ma zastępować przełożonego i zadanie to przyjmuje raczej niechętnie. Dlaczego? Bo jak sam deklaruje, stroni od ludzi, a jedynymi rzeczami, które dają mu radość i satysfakcję, są praca i palenie tytoniu – obie można zaliczyć na poczet jego nałogów. Nieprzyjemny i gburowaty, zatwardziały konserwatysta, niewzruszony na postępowe idee, które niesie wiatr społecznych przemian – takim człowiekiem jawi nam się główny bohater książki. I ten właśnie antypatyczny osobnik pojawia się na balu z okazji otwarcia Europejskiego. Pozornie nieznaczący epizod okaże się zalążkiem trzęsienia ziemi, które poruszy posadami świata Masternowicza. Stanie się on preludium dla tragicznych wydarzeń, których wyjaśnienie zostanie mu powierzone. Ale fala uderzeniowa dosięgnie także serca bohatera – na balu poznaje bowiem kobietę, która ku wszelkiemu prawdopodobieństwu zagości na dłużej w jego życiu.

Co szczególnie intrygujące, sfera kryminalna powieści, ta brutalno-racjonalna, mająca bardzo namacalny wymiar w postaci liczby ofiar, przeplata się ze zdarzeniami nadrealnymi. Następnej po balu nocy Masternowicz ma sen: jedna z kobiet – uczestniczek balu – ginie stratowana przez rozpędzony powóz. Kiedy o świcie okazuje się, że bohaterka jego snu została znaleziona martwa pod Hotelem Europejskim z obrażeniami wskazującymi na wypadek pod kołami, i to wielokrotny wypadek…, chłopak nie wie, co myśleć. A to tylko początek serii dziwnych zdarzeń, których ani młody urzędnik, ani XIX-wieczna Warszawa dotąd nie widzieli. Racjonalny do bólu, nie wierzący w zabobony, stąpający twardo po ziemi Masternowicz będzie musiał wyjść poza obszar swoich dotychczasowych przekonań, żeby choć trochę zbliżyć się do rozwiązania zagadki.

Narracja Karety opiera się na relacjach świadków oraz prowadzącego śledztwo funkcjonariusza – słowem czytelnik ma wgląd w policyjne akta sprawy. Pomysł ciekawy, gdyby… autorka trzymała się wyznaczonych ram konstrukcyjnych. W dokładnych i chłodnych relacjach ze zdarzeń pisanych przez Masternowicza (podkreślam: w raportach, które przygotował dla oczu swoich przełożonych) zupełnie nieoczekiwanie pojawiają się bardzo osobiste uwagi, przemyślenia, opisy uczuć – w tym wiele takich, które nic nie wnoszą do sprawy. I czytelnik zaczyna mieć ma mętlik w głowie, bo gdzie ten suchy, urzędniczy styl, na który nastawiła nas autorka? Zamiast tego ma się wrażenie czytania pamiętników bohaterów, a to karygodna niespójność stylistyczna.

Autorka pozwoliła sobie także na inne, równie poważne błędy, szczególnie w charakterystyce głównego bohatera. Masternowicz, który na początku jawi się jako wyjątkowo antypatyczny osobnik, przechodzi nagłą i całościową metamorfozę. W pewnym momencie staje się on niezwykle empatyczny, szarmancki, obyczajowo liberalny (oczywiście w granicach przyzwoitości), ma poczucie humoru. Co więcej z początku twierdził, że jest samotnikiem i oprócz stryja, z którym mieszka, nikt nie jest mu potrzebny do szczęścia. A tu nagle okazuje się, że przyjaźni się z kolegą z pracy, który „dobrze zna jego naturę” i jest gotowy nadstawiać dla niego kark. Nie da się uniknąć wrażenia jakby w połowie książki ktoś wziął skalpel chirurgiczny i wyciął całą część, która miała za zadanie wyjaśnić jego niezwykłą przemianę wewnętrzną.

Słabym punktem Karety (która przecież w założeniu jest kryminałem!) jest nieudolność Masternowicza jako śledczego. Pomija on oczywiste działania i poszlaki, aż czytelnik ma ochotę krzyknąć mu do ucha: sprawdź tę wskazówkę, idź czym prędzej i dowiedz się czegoś od pana X czy Y! Ale to nie wszystko. Nasz bohater dostaje na początku historii tajemnicze ostrzeżenie: ktoś ma na niego oko i powinien mieć się na baczności. Ale on, niepomny na wszelkie przestrogi, jak na spowiedzi opowiada świeżo poznanym na balu ludziom o wszystkim, co wie o sprawie. Masternowicz działa lunatycznie, bardziej skupiając się na swoich uczuciach wobec pomagającej mu w dochodzeniu dziewczynie, niż na swoich śledczych przeczuciach. To sprawia, że kryminalna zagadka, która miała stanowić trzon historii, zaczyna być oplatana niczym bluszcz przez wątek zacieśniającej się znajomości dwójki młodych ludzi, których relacja kapryśnie porusza się po całej skali uczuć. Koniec końców mroczny klimat, który charakteryzować powinien kryminał, ulatuje w niebyt.

Mam też duże zastrzeżenia do rozwiązania całej zagadki. W miarę rozwoju akcji historia robi się coraz bardziej abstrakcyjna, pojawiają się wątki paranormalne, wampiryczne. Niby nic takiego – ile razy już takie kwestie pojawiały się w literaturze, także w kryminałach. Moje obiekcje tyczą się wyłącznie tego, że autorka nie daje de facto żadnych wyjaśnień dla obserwowanych oczami bohaterów zdarzeń. Chociaż biorąc pod uwagę fakt, że to dopiero początek serii, może nie powinno się rozpatrywać tego w kategorii wady (samego zakończenia nie traktuję jako zamknięcia sprawy, a jedynie jej początku, w przeciwnym razie moja opinia o książce musiałaby być miażdżąca)? Tylko czy po przeczytaniu tak niedorzecznych i oderwanych od rzeczywistości wydarzeń czytelnik będzie chciał sięgnąć po drugą część? Ja mocno się nad tym zastanowię.

Katarzyna Figiel