Bookeriada

Recenzja: Michael J. Benton, „Gdy życie prawie wymarło. Tajemnica największego masowego wymierania w dziejach Ziemi”

O tym, że dawno, dawno temu na Ziemię spadł meteoryt i zakończył żywot dinozaurów wiedzą dzisiaj nawet dzieci. Wielkie wymieranie kredowe, bo tak należy je fachowo nazwać, miało miejsce 66 milionów lat temu i pochłonęło, jak się szacuje, około 50% wszystkich istniejących gatunków. Zagłada pokonała nie tylko dinozaury, ale również pterozaury, plezjozaury, mozazaury, amonity, belemity, rafotwórcze małże oraz większość planktonotwórczych otwornic. Brzmi poważnie, prawda? A co jeśli powiem wam, że wymieranie kredowe było wielkie, ale nie największe? Że 252 miliony lat temu życie na Ziemi wymarło niemal doszczętnie?

To właśnie masowe wymieranie permskie (zakończyło ono perm i rozpoczęło trias), mające miejsce około ćwierć miliarda (!) lat temu, kiedy to żywot swój zakończyło ponad 90% gatunków żywych istot oraz 60% gatunków roślin, stało się głównym przedmiotem rozważań w pracy Michaela J. Bentona – profesora paleontologii kręgowców na University of Bristol oraz członka Royal Society. Przyznaję, że sama nie wiedziałam o tym, że zagłada z czasów kredy nie była największą w dziejach planety, dlatego moje zaskoczenie było ogromne – temat książki okazał się być inny, niż się spodziewałam. Czy to źle? W żadnym wypadku. „Gdy życie prawie wymarło” znacząco pogłębiło moją wiedzę na temat pradawnych czasów i chociaż wymaga minimum wiedzy chemicznej, biologicznej, fizycznej (konkretnie astronomicznej), którą w swoim przypadku określiłabym raczej jako „nie moja dziedzina, ale na głowie stanę a zrozumiem”, to nie jest pozycją, której należy się bać. Książka Bentona zajęła mi sporo czasu, ponieważ często wspomagałam się dodatkowymi źródłami, jak chociażby Google Grafika, kiedy sprawdzałam wygląd wspominanych w książce wymarłych gatunków. Niektóre zdania czytałam po kilka razy, rozkładałam je na części pierwsze, wyobrażałam sobie opisywane formacje skalne, skamieniałości. Czy książkę było trudno zrozumieć? Moim zdaniem nie, chociaż jak wszystkie wydane w serii „Na ścieżkach nauki” Wydawnictwa Prószyński, była to lektura wymagająca zaangażowania i współpracy ze strony czytelnika, a przy tym bardzo satysfakcjonująca.

Kilka razy popłakałam się ze śmiechu (polecam część poświęconą najważniejszym teoriom wielkich wymierań – niektóre swoją oryginalnością potrafią zwalić z nóg), kilka razy liczby wprawiły mnie w osłupienie. Autor prowadzi czytelnika przez wszystkie najważniejsze zagadnienia pozwalające na minimalne zrozumienie problemu masowych wymierań na planecie Ziemia – nie skupia się wyłącznie na nich samych, ale tłumaczy na czym polega poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o zagładę, jak bada się skały i skamieniałe ślady bytności dawnych gatunków, a także skąd badacze czerpią wiedzę na temat czegoś, co miało miejsce miliony lat temu, a na co gołym okiem nie widać żadnych dowodów. Przekazana wiedza naprawdę potrafi zaskakiwać, szczególnie gdy czytelnik uzmysłowi sobie, że trudno jest ze stuprocentową pewnością przewidzieć prognozę pogody na przyszłe godziny, a naukowcy dają nam bardzo dokładne daty i czas trwania poszczególnych wydarzeń w trwającej setki milionów lat historii Ziemi.

Nie oznacza to jednak, że nie mam się do czego przyczepić. W lekturze przeszkadzały mi częste sformułowania „jak powszechnie wiadomo” czy „rzeczą oczywistą jest”, które pojawiały się zazwyczaj przed fragmentem zawierającym wycinek wiedzy bardzo specjalistycznej, hermetycznej, na pewno nie takiej, która posiada każdy przeciętny człowiek. Na szczęście wiedza ta „oczywista” wiedza podawana jest w bardzo przystępnej formie, dlatego człowiek ma czas niepostrzeżenie ja nadrobić. Poza tym autor zaopatrzył książkę w słowniczek najważniejszych pojęć – moim zdaniem raczej pojęć, które łatwo zapamiętać, ponieważ tych najtrudniejszych, wymagających wyjaśnienia, w słowniczku nie znalazłam; po raz kolejny musiałam posiłkować się zewnętrznymi słownikami i wyszukiwarką internetową. Przypisy, którymi opatrzony jest tekst, zamieszczone zostały na końcu książki, czego nie lubię – albo muszę sobie co chwila przerywać lekturę, aby sprawdzić odnośnik, albo też pomijam je, żeby nie robić zbyt częstych przystanków. Po stokroć wolałabym, aby przypisy umieszczane były bezpośrednio pod tekstem.

Ostatecznie jednak z lektury jestem bardzo zadowolona – była to kolejna dawka interesującej wiedzy, zmuszającej do myślenia, zachęcającej do dalszych poszukiwań, a przy tym rozbudzająca wyobraźnię.

Sylwia Tomasik