Od Ibsena do Aho to droga, jaką przebyli badacze interesujący się filmowymi adaptacjami literatury skandynawskiej, których artykuły ukazały się w książce pod redakcją Tadeusza Szczepańskiego i Lecha Sokoła – książce niezwykle potrzebnej, nie tylko z racji na duże zainteresowanie w Polsce skandynawistyką, jako kierunkiem studiów. Chyba nie narażę się miłośnikom Skandynawii pisząc, że powszechna znajomość literatury tego regionu Europy oscyluje wokół trylogii Millenium i przygód komisarza Wallandera, z kolei kinematografia, na przykład film duński, nasuwa na myśl przede wszystkim perypetie Gangu Olsena, a już mało kto kojarzy go z takim obrazem jak chociażby Barbara, niezależnie od tego, czy potrafi wskazać na mapie Wyspy Owcze? Chyba nie zaprotestujecie, czytelnicy islandzkich kryminałów, że te właśnie utwory próbowały przebić się na polski rynek w końcówce lat 90., ale przyćmił je wtedy rozmach i triumfalny pochód literatury kryminalnej ze Szwecji? Od Ibsena do Aho to przewodnik, który nie omawia wielu „znalezisk” z „drugiego planu”, ale nie zadowala się tym, co znane powszechnie, i czasami wchodzi na mniej przetarte szlaki literatury i kina tego regionu Europy, kojarzonego przeważnie ze specyficznym klimatem, majętnością bohaterów „zamieszkujących” tamtejsze powieści i ich uwikłaniem w problematykę społeczną.
Zaletą publikacji jest to, że składają się na nią teksty napisane przystępnym językiem (na dodatek opatrzone niebagatelnymi wprowadzeniami w historię, obyczaje i kulturę interesującego nas regionu), ale z drugiej strony jej wadą jest powtarzalność tego języka – mamy wrażenie, że wcale nie obcujemy z wynikami badań i zapisem refleksji kilkudziesięciu autorów o indywidualnej wrażliwości i piórze, ale raptem kilku. Pewna „unifikacja narracji” i sposobu tematyzowania zagadnień, dostrzegalna w książce, nie pociąga za sobą dbałości o to, aby na wstępie czytelnik mógł zapoznać się z ważnymi informacjami na temat strategii adaptacji literatury – rozwinięcie tego teoretycznego zagadnienia znajdziemy w jednym z tekstów w połowie książki.
Jest dla mnie czymś zaskakującym, że po lekturze dzieła, bądź co bądź, naukowego, którego problematyka nie jest ściśle związana z moimi zainteresowaniami, mam wrażenie, że pomimo dość niezrozumiałego dla laika tytułu, tak naprawdę Od Ibsena do Aho jest momentami pozycją traktującą temat dość tendencyjnie, niemalże marketingowo (Stieg Larson, Stieg Larson, i jeszcze raz Stieg Larson!!!). „Szwedzki rozdział literackich koneksji kina skandynawskiego jest najobszerniejszy, ponieważ tamtejsza kinematografia miała i zachowała do tej pory największy potencjał produkcyjny, odnosiła największe, znane również w Polsce, sukcesy artystyczne, które w znacznej mierze zawdzięczała wybitnym pisarzom” – tłumaczenie wyboru analizowanych utworów czasami wydaje się oczywiste, ale ta oczywistość nie zawsze przekonuje. Podkreślanie odmienności, chociażby estetycznej, sztuki skandynawskiej, wynikającej z geograficznego położenia, historycznych i kulturowych uwarunkowań jest podobnie bardzo oczywiste, w kilku miejscach chciałoby się poprosić autorów o bardziej obrazowe wniknięcie w stawiane przez nich tezy. Swoją drogą, redaktorzy podkreślają pewną odmienność kulturową Finlandii, wywodząc ją nie tylko z innego rodowodu językowego, ale także z uwarunkowań historycznych, przejawiających się walką ze wschodnim sąsiadem o niepodległość i byt, co łączy historię tego kraju z naszą. To rozpoznanie wydało mi się niezwykle frapujące. Niestety, znowu zostało potraktowane bardzo marginalnie. Dlatego podejrzewam, że dla „profesjonalistów” omawiana publikacja okaże się użyteczna, ale „niekompletna”, a książka przyniesie więcej przyjemności laikom.
Joanna Roś