Bookeriada

Recenzja: Paweł Gibas, „Beat Generation. Sacrum i profanum”

Wielu dostojnych naukowców, aktywistów czy podróżujących hippisów znajdowało coś fascynującego i wartego zgłębienia w źródłach judaizmu, katolicyzmu, hinduizmu, buddyzmu, scjentologii i wierzeń indiańskich, przy których beatnicy zbudowali swoje imperia. Najbardziej intrygującymi wydały się te miejsca ich twórczości, gdzie mieszały się różnorodne wpływy. Fascynacji uległ także Paweł Gibas, młody humanista, który zdecydował się wskazać i nazwać te obszary, poddać je analizie i zinterpretować.

Autor istotnie skorzystał z bogatego dorobku pisarzy, chociaż tylko tych najbardziej znanych i z beat generation kojarzonych powszechnie – ale obawiam się, że miłośnikom beatników ciężko będzie przyznać, że zbliżył nas wystarczająco do obiecanych źródeł. Nie dowiemy się z jego książki o genezie wyłonienia się tej szalonej bandy literackich wieszczów i wróżbitów i jej miejscu w przestrzeniach – od literackiej do socjologicznej – nic ponad to, co możemy wyczytać w dostępnych polskich komentarzach i omówieniach. Nie wspominając o zagranicznych publikacjach, które może nie stawiają na głowie tez polskiego badacza beat generation, ale z pewnością pogłębiają je i niuansują.

Oczywiście pewne wątki muszą się pojawić choćby nie wiem co – ruch hippisowski, transcendentaliści amerykańscy, jazz, marihuana i LSD. Nie sposób uniknąć tego typu fundamentów i niby dlaczego ktoś miałby się na to silić, skoro amerykańscy buntownicy nie zostali przemaglowani na lekcjach polskiego, wypisy z ich książek nie są nam wbijane do głów przez panie polonistki, a nam jeszcze nam się nie przejadło to kolorowe towarzystwo? A jednak wiemy już niemało o świętej trójcy beat generation – Burroughsie, Kerouacu i Ginsbergu. Szkoda, że autor nie zdecydował się na umiejętne obejście tych kamieni milowych tak, aby rzucić nieco więcej światła na postaci, które – rzeczywiście jako pierwszy w Polsce – mógłby wydobyć z ich cienia. Pisarze zmarginalizowani także proszą o uwagę – Lamantia, Joans i Gysin, żeby wymienić inną trójkę, tym razem zapomnianych.

Niemniej książka Pawła Gibasa mogłaby być świetnym wprowadzeniem dla „początkujących” – mogłaby, gdyby nie to, że autor uparcie powtarzalnym stylem analizuje twórcze dokonania pokolenia bitników. „Z kolei w utworze”, „z kolei skonstruowany przez innego pisarza” – tak rozpoczyna się zdecydowanie zbyt wiele akapitów w jego pracy. Redaktorzy książki chwalą autora, że opublikował już artykuł o religijnych inklinacjach beatników w cieszącym się dużym uznaniem czasopiśmie. Być może to jeszcze za mało, aby ogłaszać własne monografie jako przełomowe i pierwsze, a być może z książki Gibasa dałoby się więcej uratować, gdyby nie jej nużący, nie przygotowujący na żadne odkrycia, język. Autor chce wykazać, jak mocno sacrum miesza się w tekstach beatników z profanum. Trudno doświadczyć tego typu „zmieszania”, myśląc o ich powieściach i wierszach językiem suchego wykładu. Poza tym czasami autor analizuje jeden, krótki utwór, w kilku miejscach pracy, dopasowując jego temat do różnych wybranych zagadnień, haseł przewodnich. Rozdziały są przez to krótsze i może bardziej zachęcające dla tych, którzy po raz pierwszy spotykają się z tematem. Ale głęboka lektura poezji i prozy w celu odkrycia zawiłych sposobów, na jakie duchowe tematy gnieżdżą się w twórczości beatników, czasami wymaga próby uchwycenia kilku motywów naraz i zobaczenia jak się one mają wobec siebie. Jeżeli w wierszu pojawia się duch święty, budda i karta tarota, to nie możemy analizować ducha w jednym miejscu, buddy w jeszcze innym rozdziale, a tarota w części pod tytułem: wróżby. A przynajmniej taka praktyka zabiera nas gdzieś daleko od istoty wiersza. Musimy poskładać wszystkie małe rozdzialiki rozsiane po różnych częściach książki, aby spróbować odtworzyć sens utworu; na stronie 12 dowiemy się, że mówi on o modlitwie, na stronie 56 odnajdziemy odpowiedź, kim jest modlący się…

Najbardziej rozczarował mnie ostatni rozdział książki, ponieważ co do niego żywiłam największe nadzieje – recepcja twórczości beatników w Polsce. Nie dowiedziałam się dlaczego byli czytani, dlaczego odnieśli taką, a nie inną popularność, i co to mówi o nas i o nich? Owszem, już wiem jakie przekłady się pojawiły i jakie próby omówień, ale kalejdoskop wydarzeń, chociaż niewątpliwie bardzo cenny, nie zastępuje podsumowującej refleksji.

Książka Gibasa to pewnością praca z zakresu literaturoznawstwa, która niechętnie ogląda się na inne nauki. The Spiritual Imagination of the Beats w sposób nieporównanie bardziej wnikliwy i żywy przedstawia okultystyczną, mistyczną czy alchemiczną tradycję beatników, poszerzając spektrum, ponieważ bohaterami tej opowieści jest przynajmniej kilkunastu autorów. Z drugiej strony polski badacz obala mit, że beatnicy bawili się ezoteryką i egzotyką dla samej tylko zabawy i może podsuwać pytania do badań prowadzonych już na własną rękę lub z pomocą innych publikacji: gdzie w beatnikowskim pędzie do religijnych źródeł kryją się zapożyczone od wcześniejszej awangardy narzędzia?; w jakim sensie religia, religia sprofanowana, oferowała nową wizję zaangażowanej literatury?; jak beatnikowska religijność wpłynęła na artystów punkowych, a szczególnie na punk poetry?; czy naprawdę można mówić o jakiejś wspólnej filozofii religii łączącej wymienioną wcześniej „trójcę”, czy może ich doświadczenia świętości poddają w wątpliwość próbę zbudowania jakiejś porządkującej teorii?

Joanna Roś