Dwudziestoośmioletni Sławomir Mrożek utworem „Policja” zadebiutował w teatrze, zapewniając sobie podziw i miejsce pośród literackiej elity Krakowa. Czy słusznie? Jak najbardziej. Czy podobał mi się ten dramat? Niezbyt.
Opowiada o utopijnym państwie, w którym rządzi Infant i Wuja Regenta. Ostatni antyrządowy więzień postanawia podpisać lojalkę. Wszyscy w kraju są szczęśliwi i w pełni posłuszni władzy. Przez to istnienie policji staje pod znakiem zapytania. Naczelnik Policji stara się zaradzić rozpadowi swoich służb.
Młody artysta pragnął, by jego sztuka była odczytywana tylko sama przez siebie. Zapewniał, że nie ma drugiego dna, nie odnosi się do ówczesnej sytuacji politycznej. Czyżby to była naiwność ze strony Mrożka? Myślenie, że da się tak jednym oświadczeniem wyabstrahować z otaczającej rzeczywistości. Nie da się i zapewnienia Mrożka na nic się nie zdadzą. A może to po prostu oświadczenie na potrzeby cenzora. To by poniekąd usprawiedliwiało ten dość niedorzeczny statement.
Dramat ten jest poprawny, ale nie tak porywajacy jak chociażby „Tango”. Chociaż jest bogaty w nawiązania i można go różnorako zinterpretować, to jednak jest to zabawa dociekliwego badacza. Nie jest inspirujący dla przeciętnego czytelnika. „Tango” potrafi uwieść umysły wyćwiczone w lekturze, jak i pokazać swój geniusz przeciętnemu czytelnikowi. „Policja” nie uwodzi. „Policja” nudzi, a gdy dostrzeże, że nie słuchasz, to bije linijką po łapach. Czytelnik nie może się powstrzymać jednak od tęsknego spoglądania za okno, ponieważ „Policja” nudzi.
Dramat nie podobał mi się też dlatego, że żarty słowne były dość toporne, mało aforystyczne. Nic nie zapada na dłużej w pamięć, żaden paradoks nie będzie mógł być wykorzystany podczas szermierki słownej.
Co z pozytywów: „Policja” wspaniale charakteryzuje rządy totalitarne. Pokazuje, jak bardzo niezbędny jest wróg, by państwo totalitarne mogło funkcjonować. Jeśli wroga nie ma, to czym prędzej należy go stworzyć. Skupia się też na sytuacji jednostki, która potrzebuje czuć się potrzebna i pragnie być użyteczną jednostką. Czasem te egoistyczne dążenia powodują nieprzewidziane, groźne skutki. Egoistyczna potrzeba bycia użytecznym. Brzmi nieomal jak oksymoron, lecz mało kto jest pozbawiony potrzeby partycypowania w grupie. Szczególnie silne jest to w służbach, które mają uniformy pracownicze. Bohater „Policji” Sierżant nawet podczas dni wolnych wypełniał obowiązki służbowe, a żonie kazał naszyć na kalesony lampasy, takie, jakie miał na mundurze. Wszystko zostało pokazane w krzywym, absurdalnym zwierciadle, lecz ilustruje ten egotyzm, o którym wcześniej wspomniałam.
Ten dramat to coś, co można wstawić w gablotkę. Analizować nawiązania do „Dziadów” Mickiewicza i zachwycać się analizą państwa jako instytucji, która musi stwarzać problemy tak, by potem je przezornie rozwiązać. Publikacja ta nadaje się raz na jakiś czas do odkurzenia, przy okazji pracy licencjackiej lub magisterskiej. Ale nikt nigdy nie wyciągnie jej z gablotki sam z siebie. Dla przyjemności.
Karolina Baran