Istnieje taki typ moli książkowych, którzy nieustannie wyszukują dla siebie tytuły przedwcześnie zapomniane, niedoczytane, czy też będące ofiarami jakiegoś szczególnego sposobu interpretacji, zamykającego im możliwość dotarcia do szerszej grupy czytelników. Nie uważam się za absolutnie wzorcowy przykład takiego miłośnika literatury, a o powieści Czarny księżyc Winstona Grahama (część V sagi Dziedzictwo rodu Poldarków) nie można powiedzieć, aby pokrywała się kurzem na półkach księgarni. A jednak informacja napotkana na którymś z angielskojęzycznych blogów, że Dziedzictwo rodu Poldarków, jako całość, jest dziełem niesłychanie wielowymiarowym, a jednocześnie ignorowanym przez naukowców, przede wszystkim dlatego, że mamy do czynienia z romansem historycznym, skłoniła mnie do zaryzykowania pierwszego spotkania z rodzinami Poldarków i Warlegganów.
Kornwalia. Rok 1794. Zaćmienie słońca towarzyszące narodzinom potomka Elizabeth Warleggan zdaje się zapowiadać kręte ścieżki, jakie los przewidział nie tylko dla niego, ale także dla pozostałych bohaterów Czarnego księżyca. Przez bramę wiodącą do posiadłości Warlegganów przechodzą nowe postaci, w tym obdarzona dobrymi manierami guwernantka panicza Goeffrey’a. Tymczasem do Poldarków zawitało odrobinę pozornego spokoju, przynajmniej w kwestiach relacji damsko-męskich. Ale i tutaj pojawiają się ciemne chmury, a sprawa, w którą wikła się Ross Poldark, podpala płomień pod konflikt wyznawców kościoła anglikańskiego z metodystami. Wybucha także miłość – problem w tym, że w guwernantce młodego Geoffrey’a zakochuje się człowiek spowinowacony z Rossem, a każde wejście sobie w drogę Warlegganów i Poldarków zapowiada kłopoty. Trudne uczucia, obojętne na rywalizację zwaśnionych rodów, rodzą się na tle wiadomości z wojny we Francji, pogłębiającej się biedy i cierpienia mieszkańców Kornwalii.
O Czarnym księżycu można napisać, że to po prostu tocząca się na tle rewolucyjnej XVIII-wiecznej Europy opowieść o skomplikowanych rodzinnych dramatach, zranionych duszach czy niespełnionych ambicjach. Hasła takie jak: trudna miłość w trudnych czasach, utracone marzenia, czy odpowiedzialność za podejmowane wybory, odpowiadają treści Czarnego księżyca, chociaż nie wyróżniają tego utworu od innych reprezentantów jego gatunku. Można też posłużyć się opisem zaproponowanym przez wydawców: „Kiedy Morwenna Chynoweth, guwernantka syna Elizabeth z pierwszego małżeństwa, zakochuje się w Drakeʼu Carnie, bracie Demelzy, pojawia się nowy punkt zapalny, a rywalizacja i wrogość między Rossem a Georgeʼem wybuchają z nową siłą, nabierając wyjątkowej ostrości”. Ale w streszczeniach, tak przystających do sposobu reklamowania tego, co zwykło się nazywać historycznymi romansami, będzie kryło się coś więcej, jeśli zechcemy przeczytać Czarny księżyc bez niepotrzebnych uprzedzeń. Okaże się wtedy, że Grahama interesuje zagadnienie wolności obywatelskiej, status i rola kobiet w społeczeństwie, instytucja małżeństwa czy sposób postrzegania przez kobiety swojej cielesności. Pisarz jest bardzo wyczulony na kwestie języka, pokazuje, jak różne znaczenia mają słowa takie jak wolność, wybór, prawo, czy tyrania, w zależności od tego, czy wymawiane są przez kobietę czy mężczyznę. Przypomina, że „historia pewnego romansu” czasami opowie nam o dawnych latach i ich powracaniu w naszej codzienności więcej, niż kiedykolwiek się do tego przyznamy.
Joanna Roś