Bookeriada

Recenzja: Wojciech Eichelberger i Renata Arendt-Dziurdzikowska, „Mężczyzna też człowiek”

„Mężczyzna też człowiek” to jeden z kilku tytułów Wojciecha Eichelbergera, które – niepokojąco aktualne – po latach wracają do księgarń w odświeżonej szacie graficznej i w nowej serii zatytułowanej „Daj sobie spokój”. To przekornie sformułowane przesłanie wydaje się być mottem wszystkich książek wybitnego psychoterapeuty, trenera i doradcy biznesu. Autor wielokrotnie w swoich publikacjach podkreśla, iż jedyna droga do wewnętrznego spokoju prowadzi przez samopoznanie i samozrozumienie. Nie ma co oczekiwać, że inni dadzą nam spokój, jeżeli sami nie potrafimy zapewnić go sobie.

Po bestsellerowej oraz nominowanej do Nagrody Literackiej Nike „Kobiecie bez winy i wstydu” specjalista w dziedzinie radzenia sobie ze stresem i wypaleniem zawodowym konfrontuje czytelnika z frapującymi pytaniami dotyczącymi szeroko definiowanej męskości. Jak w płynnej rzeczywistości obronić zdewaluowaną męskość? Jak uchronić swoją tożsamość płciową? Jak podołać kulturowym i obyczajowym przemianom? Pytania te – jak sam Eichelberger przyznaje – zadaje sobie od lat i wciąż poszukuje satysfakcjonujących odpowiedzi. Wydaje się, iż właśnie na bazie powyższych przemyśleń powstała książka – współzałożyciel Instytutu Psychoimmunologii w Warszawie oraz autor wielu popularnych publikacji dzieli się z czytelnikiem swoimi poszukiwaniami i tymczasowymi receptami.

W książce „Mężczyzna też człowiek” równie istotna jak sam Wojciech Eichelberger jest „przepytująca” go dziennikarka i pisarka Renata Arendt-Dziurdzikowska. Od lat związana z miesięcznikiem „Zwierciadło” autorka naprowadza swojego rozmówcę na wciąż nowe tory, dyskutuje z nim, argumentuje, przywołuje istotne w temacie zjawiska, badania czy prognozy. Rozmowa tych obojga poświęcona między innymi różnym aspektom męskości, konsekwencjom emancypowania się kobiet czy złożoności wszelkich relacji międzyludzkich układa się w spójną i przejrzystą opowieść. Opowieść, w której bez trudu można dostrzec merytoryczne przygotowanie obu stron do dyskusji, analityczny wysiłek oraz – co równie istotne – niezwykłą lekkość wywodu.

Najbardziej ujmująca w tej publikacji wydaje się jednak postawa Wojciecha Eichelbergera, który umiejętnie łączy zagadnienia z pogranicza psychologii, antropologii i duchowości, a jego wrażliwość na wszelkie ludzkie uwikłania zdaje się nieograniczona. Eichelberger nie obwieszcza swoich rozwiązań niczym wyrocznia. Nie prezentuje uniwersalnych recept. Nie definiuje współczesnych problemów związanych z naszą tożsamością z wyżyn terapeutycznej przenikliwości. Nie lekceważy czytelnika i nie udaje, że wie lepiej. W swoich diagnozach i ocenach pozostaje mistrzem elegancji, który – by opowiedzieć o problemie – niejednokrotnie posługuje się anegdotą, metaforą czy przypowieścią (szczególnie godna uwagi jest nieszablonowa historia o rybaku i biznesmenie).

Na tym zdaje się polegać sukces tego tytułu, a zarazem jego największa wartość. Autor skutecznie obnaża utrwalone w społeczeństwach stereotypy, mity i przyzwyczajenia, mając równocześnie imponujące zrozumienie dla tych, którzy z daną przypadłością się zmagają. W konsekwencji czytelnik niejako mimochodem dokonuje refleksji i nabiera odwagi, by wyjść ze swojej sfery komfortu i zmierzyć się z realnymi wyzwaniami. A to już sporo jak na publikację tak niewielkich rozmiarów.

Ewelina Tondys