Bookeriada

10 pytań do dyrektora biblioteki. Jerzy Woźniakiewicz: „Biblioteka nie może czekać, aż użytkownik do niej przyjdzie”

Przyznaję się: biblioteka nie jest miejscem, w którym bywam często. Całkiem do niedawna nałogowo kupowałam książki i chomikowałam je na półce, ciesząc się samym faktem ich posiadania, nawet jeżeli nie miałam czasu ich czytać (tak, typowe). Piszę o tym w czasie przeszłym, ponieważ pewnego pięknego dnia coś mi się w głowie przestawiło i stwierdziłam, że to bez sensu, mieć i nie czytać, upłynniłam więc swój dobytek i zostawiłam tylko te, które naprawdę lubię lub naprawdę mam zamiar przeczytać. W związku z tym, że kupowanie książek zamierzam mocno ograniczyć, jest duża szansa na to, że zadomowię się w bibliotece. I na pewno będzie to Wojewódzka Biblioteka Publiczna na ul. Rajskiej – nie tylko ze względu na fakt, że faktycznie czuję się w niej, jak w domu, nie tylko ze względu na fakt, że budynek, w którym się znajduje to byłe koszary wojskowe i jest absolutnie niesamowity i nie tylko ze względu na fakt, że poza wypożyczaniem książek biblioteka zajmuje się organizacją wielu ciekawych wydarzeń kulturalnych. Także dlatego, że miałam przyjemność poznać niektórych jej pracowników i zawsze byli to ludzie z pasją. Z dyrektorem, Jerzym Woźniakiewiczem, już kiedyś rozmawiałyśmy – w ramach cyklu Kraków Czyta. Tym razem postanowiłam podrążyć temat i wypytać o to, jak właściwie wygląda jego praca.

1) Jak zaczęła się Twoja przygoda z książkami?

To było tak dawno, że zupełnie nie pamiętam. W rodzinnym domu sporo się czytało, mnie rodzice i babcia czytali gdy byłem dzieckiem, a potem już sam z latarką, pod kołdrą śledziłem przygody Tomka, książki Niziurskiego, powieści z czasów Dzikiego Zachodu May’a, Sat-Okh’a, Wernica. To był mój Świat. A potem już poszło dalej…

2) Jak wyglądała Twoja “ścieżka kariery”? Jakie studia skończyłeś? A może nie są one w ogóle potrzebne by pracować jako dyrektor biblioteki?

Jestem absolwentem politologii oraz zarządzania kulturą. Myślę o kolejnych studiach, ale na razie nie przyznaję się rodzinie 😉 Zarówno pierwsze, jak i drugie to był bardzo dobry wybór. W „moich czasach” program studiów na politologii był dość szeroki i dał mi podstawy wiedzy w wielu dziedzinach, które teraz są mi przydatne: prawodawstwa, ekonomii, finansów publicznych, badań społecznych, itd. Z kolei zarządzanie kulturą dostarczyło bardzo ściśle ukierunkowanej wiedzy i wielu praktycznych informacji. Oprócz studiów istotna jest także wiedza i umiejętności nabyte przez doświadczenie. Zanim zostałem powołany na stanowisko dyrektora miałem szczęście i przyjemność przez kilka lat odpowiadać w naszej bibliotece za kształtowanie jej wizerunku, promocję usług oraz całej naszej oferty. To było świetne doświadczenie, bo dzięki niemu dokładnie poznałem całą instytucję – wszystkie działy, procesy, problemy oraz sukcesy. Łatwiej mi także dalej patrzyć na funkcjonowanie biblioteki oczami czytelnika, bo do tego punktu widzenia się przyzwyczaiłem. To bywa trudne dla współpracowników, ale dobrze służy instytucji.

Sądzę, że studia są potrzebne i to oczywiście nie tylko dyrektorowi, ale jeśli chodzi o kierunek, to już mam pewne wątpliwości czy musi on być ściśle związany z późniejszą pracą. Uważam, że studia uczą przede wszystkim dalszego samodzielnego uczenia się, zdobywania wiedzy, wyznaczają tylko kierunki dalszego poznawania obszaru nauki, który trzeba zgłębić samemu. Oczywiście, mówię przede wszystkim o studiach humanistycznych. Musze zaznaczyć, że bardzo cenię absolwentów bibliotekoznawstwa zarówno z UJ, jak i UP. Przy rekrutacjach sięgamy po ich CV w pierwszej kolejności, ale zdarza się, że pracują u nas, często długie lata, doskonali fachowcy, absolwenci innych kierunków. Wśród naszej kadry kierowniczej są m.in. socjologowie, polonista, historyk, romanista, filolog klasyczny.

3) Jakie cechy charakteru przydają się w pracy dyrektora biblioteki?

Nie wiem czy charakter, jako taki, powinien pomagać bądź przeszkadzać w kierowaniu biblioteką. Pewnie niektóre cechy jednak trochę pomagają. Sądzę że jestem dość konsekwentny, bo choć nie wszystkie cele, które wyznaczam udaje się osiągnąć szybko, to prędzej, czy później są osiągane. Pomaga też pewnie otwartość, bo chętnie szukam nowych sposobów, schematów realizacji zadań.

Lesław Fijał, skarbnik Miasta Krakowa, którego bardzo cenię, zwykł mawiać, iż „tworzenie budżetu jest sztuką równomiernego podziału rozczarowań”. Mając ograniczone możliwości zapewnienia poszczególnym działom, czytelniom i wypożyczalniom etatów, sprzętu i środków na działanie sztuka równomiernego podziału rozczarowań jest w bibliotece niezwykle istotna.

Konieczna jest też zdolność racjonalnego podchodzenia do tych przepisów, które musimy respektować, a które wydają nam się zupełnie bezsensowne, o ile nie wręcz szkodliwe. Jest ich niemało…

Jedna z najważniejszych moim zdaniem cech to umiejętność poszukiwania nieszablonowych i nieoczywistych rozwiązań. To niezmiernie się przydaje w codziennym funkcjonowaniu w bibliotece. Spojrzenie na problem z zupełnie innej perspektywy.

4) Co lubisz w swojej pracy?

Pewnie jak każdy. Lubię widzieć efekty swojej pracy. Lubię, gdy nowy pomysł przybiera realną postać i się sprawdza. Czasem to mogą być nawet drobne rzeczy. Gdy zadowoleni są użytkownicy biblioteki, bo wprowadzimy rozwiązanie, nową usługę, która im się podoba, którą akceptują. To jest ten moment, który daje satysfakcję. Ale lubię także, gdy do zmian, które ewolucyjnie, ale konsekwentnie wprowadzam uda się przekonać pracowników. Mamy świetnych pracowników, ale nikt nie lubi zmian, a ich wprowadzanie z oporami nie jest dobre. Dlatego wiele rzeczy staram się cierpliwie tłumaczyć i przekonywać do ich słuszności, lub po prostu o konieczności dostosowania się do nich.

5) Czego nie lubisz w swojej pracy?

Podpisywania przelewów on-line w e-banku. Naprawdę, jakoś zawsze brakuje na to czasu, a przecież wcześniej i tak na papierze akceptuję wszystkie te płatności. Tylko wypłaty podpisuję zawsze z samego rana by pracownicy nie musieli czekać. Poza tym absurdalnej papierologii, która niepotrzebnie zajmuje czas. To nie do uwierzenia, ale przykładowo jeszcze do niedawna obowiązywała zasada, że jeżeli jakiś urząd chciał od nas dokumentów w tzw. „uwierzytelnionej kopii” to na każdej stronie przybijało się pieczątkę „za zgodność z oryginałem” i podpisywał to… dyrektor. Bywało więc że należało podpisać dziesiątki, setki stron kopii. Czysty absurd. Na szczęście obecnie takie kopie podpisuje upoważniony pracownik, który je wykonuje i może za nie ręczyć. Ostatnia rzecz, której nie lubię to pewna niemoc finansowa. Biblioteka nie świadczy płatnych usług, to oczywiste, dlatego też nasze przychody, poza dotacją, nie są zbyt duże. Bardzo nie lubię tego, co związane z powyższym, że moi pracownicy nie mogą zarabiać tyle, ile warta jest ich praca.

6) Jak wygląda typowy dzień w Twojej pracy?

Każdy dzień jest inny, ale rytm bywa podobny. Zazwyczaj od rana do godziny 16.00 mój dzień wypełniony jest spotkaniami, w większości wewnętrznymi, czyli z pracownikami. Pracownicy (w większości kierownicy i pracownicy samodzielnych stanowisk) przychodzą z różnymi problemami oraz propozycjami ich rozwiązania, a po dłuższej lub krótszej dyskusji opracowujemy najlepsze rozwiązanie i wychodzą z decyzją, co w tej sprawie robimy. Wolę taki system pracy, niż pisma, czy notatki, nawet tylko elektroniczne. Zwykle również podczas śniadania ktoś ze współpracowników mi towarzyszy i rozmawiamy na tematy służbowe, bo przecież szkoda czasu. Względny spokój przychodzi koło 16.00, gdy większość osób, poza dyżurującymi, idzie do domu. Wtedy siadam nad teczkami z korespondencją, dekretuję wpływające pisma, a potem przeglądam korespondencję elektroniczną i odpisuję na te maile, które zostawiłem sobie do przejrzenia w ciągu dnia, bo wymagają bardziej skupionej uwagi i odpowiedzi wykraczającej poza informację, że akceptuję, lub nie. Pracuję usilnie nad tym, żeby wychodzić do domu o jakiejś bardziej normalnej porze, ale niestety często żegnam drugą zmianę, która kończy pracę o 19.15. To oczywiście najczęstsze ogólne ramy dnia, bo bywa też inaczej. Biblioteka organizuje w zasadzie codziennie różnego typu wydarzenia. Staram się być (przynajmniej chwilę) na wszystkich ważniejszych i osobiście witać naszych gości. Często są to popołudniowe spotkania, koło 18.00-19.00. Zdarzają się także służbowe spotkania poza biblioteką, bo przecież współpracujemy z bardzo wieloma partnerami. Co jakiś czas mam też przyjemność odwiedzać publiczne biblioteki gminne z terenu naszego województwa, ponieważ jako biblioteka wojewódzka wspieramy i nadzorujemy je merytorycznie. Biorę więc udział w różnego rodzaju uroczystościach – jubileuszach, otwarciach nowych siedzib, itp. Choć generalnie nie przepadam za oficjalnymi uroczystościami, to chętnie osobiście poznaję i odwiedzam małopolskie biblioteki. To po pierwsze umożliwia zacieśnienie kontaktów z pracownikami lokalnej biblioteki, a po drugie jest doskonałą okazją do rozmowy z władzami gminy, czy powiatu o problemach i potrzebach podległej im instytucji.

7) Zabawna historyjka, która przydarzyła Ci się w Twojej pracy?

Kiedyś przybyła do nas zagraniczna delegacja. Kiedy podchodziłem się przywitać usłyszałem teatralny szept jednego z uczestników: „To ma być dyrektor biblioteki? U nas musi mieć z 80 lat, w tym 60 pracy w bibliotece…” 🙂

8) Straszna/dziwna historyjka, która przydarzyła Ci się w Twojej pracy?

Niewiele rzeczy potrafi zdziwić pracownika biblioteki 😉 Natomiast odrobinę strasznie zrobiło się podczas jednego z alarmów pożarowych. Wszyscy byli przekonani, że to awaria któregoś z czujników (co może się zdarzyć), ale oczywiście zgodnie z procedurą rozpoczęto ewakuację. Dostaliśmy jednak informację, że to nie awaria – alarmu nie da się wyłączyć z powodu utrzymującego się silnego zadymienia w okolicach wejścia do biblioteki. Sytuacja zaczęła naprawdę poważnie wyglądać. Po chwili okazało się jednak, że zadymienie owszem jest, ale na szczęście pochodzi jedynie z ze… spalonej kanapki w uszkodzonym tosterze baru kawowego usytuowanego przy wejściu do budynku. Ulżyło nam, ale poprosiliśmy o pilną naprawę urządzenia…

9) Trzy rady dla każdego, kto chce pracować jako dyrektor biblioteki :)?

10) Co teraz czytasz?

Jak zwykle – kilka rzeczy naraz. Właśnie skończyłem ostatnią część trylogii Severskiego, teraz wracam do literatury faktograficznej, którą czytam najczęściej. W czytniku mam rozpoczęte „Sekretne wojny Mossadu” Yvonnick Denoel, a przy łóżku leży zeszytowa seria wydawnictwa Astra pt. „Akcja”. Właśnie czytam tomik „Odważny zwycięża. SAS i okupacja irańskiej ambasady, 1980”. Zdecydowaną odskocznie od militarnych i związanych z bezpieczeństwem tematów daje leżąca na biurku książka Krzysztofa Grabowskiego „Dezerter. Poroniona Generacja”. Dawkuję sobie także oszczędnie (bo co zrobię jak się skończą?) uzupełnione podczas Targów Książki archiwalne numery komiksu „Wilq” braci Minkiewiczów. Uwielbiam Wilq’a!

Jerzy Woźniakiewicz o sobie: Z wykształcenia politolog, z zawodu menadżer kultury, z zamiłowania pijarowiec z pociągiem do wszelakich typów broni, ale daleki od spiskowych teorii dziejów. Niepoprawny optymista twardo stąpający po ziemi lub ewentualnie jeżdżący rowerem.

Przepytywała: Justyna Sekuła

PS. Więcej artykułów związanych z biblioteką na Rajskiej znajdziecie tu.