Ja i moja ekipa wpadliśmy na pomysł, by stworzyć kolekcję moich nagrań nie mając nic innego na myśli jak wydanie czegoś, co się fajnie słucha. Możliwe, że kompilacja będzie cieszyć słuchaczy w trakcie długiej przejażdżki samochodem albo wieczorem w czasie domowej prywatki. Zastanowiliśmy się więc wszyscy razem i wzięliśmy się za te różnorodne playlisty obejmujące wszystkie długie i kręte okresy mojej kariery – tak były członek The Beatles, Paul McCartney, zapowiadał kilka miesięcy temu wydanie obszernego albumu z piosenkami, których był twórcą lub współtwórcą, a które ukazały się już po rozpadzie legendarnego zespołu. McCartney w rozmowach to także kompilacja, ale tym razem to Paul Du Noyer, dziennikarz i krytyk muzyczny, opracował kolekcję wywiadów, jakie dane mu było przez lata przeprowadzić z eksbeatelsem.
McCartney w rozmowach to już druga autoryzowana biografia, wydana przez Bukowy Las, z którą miałam okazję się zapoznać – pierwszą była praca Ian Kellego, poświęcona losom projektantki, która „ubrała punk rocka” – Vivienne Westwood. W recenzji poświęconej książce o Vivienne wspomniałam, że estetyka wydania utworu bliższa jest tej Vivienne-bisneswoman, która nosi pozłacany portfel i której syn, Joe Corre, zamierza spalić kolekcję swoich punkowych pamiątek wartą 27 mln, aby uczcić 40-lecie wydania „Anarchy in the UK” przez Sex Pistols. W przypadku biografii McCartneya nie sposób znaleźć równie „efekciarskiego” porównania, ale kiedy po jej lekturze raz jeszcze dokładnie przyjrzałam się okładce, przyszło mi do głowy, że tym razem szata graficzna przedstawia oblicze bohatera w rodzaju „dostojny ambasador kultury”. W książce znalazł się zapis wywiadu z muzykiem, którego McCartney udzielał, oddając się pielęgnacyjnemu zabiegowi dłoni, manicure. Trudno to adekwatnie nazwać, ale wizualnie publikacja jest równie wypielęgnowana, „dojrzała” i „wyjściowa”, jak dłonie Beatlesa… Ale o biografii Westwood wspomniałam z jeszcze jednego powodu. Tak jak w przypadku książki o „wiedźmie” ubierającej brytyjską scenę punkową, w pracy o McCartneyu szukałam dla siebie przede wszystkim informacji na temat chaosu, jaki w świat „muzyków starej daty” wprowadził punk rock, przeżywający szczyt popularności pod koniec lat 70. Szukałam i nie zawiodłam się w swoich oczekiwaniach – biograf muzyka, chociaż słusznie chyba przekonany, że punk rock ostatecznie nie zagroził McCartneyowi i jemu podobnym, zamieścił w książce interesujące, nieraz mocno zaskakujące, informacje dotyczące tego, jak to „punk rzucił wyzwanie popowej arystokracji, której eksbeatels był żywym symbolem”. Paul Du Noyer przytacza niezwykle błyskotliwe i momentami zabawne wspomnienia McCartneya, gdy „starzy wyjadacze” drżeli w głębi serca na myśl o agresji „obrazoburców z irokezami” („słowniczki” rockowe Noyera i bohatera książki są bardzo atrakcyjne – moim numerem jeden są „nudni starszy pierdziele”, jak mówiono o Beatlesach w latach 70.). Noyer raz jeszcze uzmysłowił mi, dlaczego Paul był silniej identyfikowany „ze starą, rockową gwardią” niż jego kolega z zespołu – John Lennon, który w oczach młodych uosabiał „świeższe” buntownicze ideały i wypowiadał idące z duchem czasu deklaracje „ludzi zbuntowanych”. Jeśli interesuje was, dlaczego „obrazoburcy” patrzyli z większą przyjaźnią na takich „starszaków” jak Dawid Bowie czy Bruce Springsteen, książka Noyera z pewnością nie udzieli wam wyczerpującej informacji na ten temat, ale podsunie wartościowe tropy i „złote motta” wyjaśniające, na czym polegała siła „miotły, która zaczęła zmiatać ten nasz [Beatlesów] dekadentyzm”. Aby jednak nie pozostawiać McCartneya pogrążonego w gorzkiej błyskotliwości, przypomnijmy, że członkowie rockowego Ramones, debatujący nad nazwą własnej kapeli, nie pogardzili pseudonimem scenicznym McCartneya „Paul Ramon”…
Oczywiście w książce znalazł się temat rozpadu The Beatles czy śmierci Johna Lennona, oczywiście, że McCartney nie jest zbyt delikatny, kiedy mówi o Johnie i Yoko Ono – nie wnikam w to w tym miejscu przede wszystkim dlatego, że nie są to opinie nowe w stosunku do tego, co wiemy z innych jego biografii. Poza tym nie chcę wspierać tej pamięci o McCartneyu, która od lat polega na rozgryzaniu jego konfliktów z Lennonem. Większą wartość książki widzę w tym, że rozmówcy poruszają różnorakie „sprawy życia i śmierci”, w których postać Lennona nie powraca jak zły duch. Dziewczęta, żona, projektowanie znaczków, Bóg, samochody, pisanie chorałów dla college’u, wystawy malarstwa, Japonia – zestawione w jednym zdaniu brzmią może nie do końca poważnie, jakby były poukładane niezgodnie ze swoją „rangą”, ale właśnie tak dyskutują Noyer z McCartneyem i tak ten pierwszy zdaje z nich relacje. Czuć między nimi przyjacielską nić – też w nagłych zmianach tematu i pogadankach „o niczym”.
I na koniec coś specjalnego dla czytelników Bookeriady. Muzyk nie unika „wspominek” na temat literatury – dowiadujemy się na przykład, że w szkole przerabiał literaturę angielską, zawsze interesował się poezją i sam bywał i bywa poetą. Których „ludzi pióra” najbardziej sobie ceni? Podobnie jak John Lennon (a jednak!) – Dylana Thomasa i Lewisa Carolla. Warto przypomnieć sobie, co też oni takiego „wymodzili” i posłuchać piosenek McCartneya, mając w pamięci Szczenięcy portret artysty albo Po drugiej stronie lustra.
Joanna Roś