W pokoju moich dzieci półki biblioteczki uginają się od ciężaru książek, które stojąc grzecznie w rządku, by niczym batalion żołnierzy, gotowych na zawołanie, przenieść maluchy w najdalsze miejsca wyobraźni. Po grubych kartonowych kartkach biegają puchate zajączki uczące kolorów i kształtów, różowiutkie prosiaczki opowiadają o swoich przyjaciołach z zagrody, a mały pociąg jedzie po torach wśród pól i lasów. Z innej okładki uśmiecha się do mnie żółw, który dziś pierwszy raz idzie do szkoły oraz piękna królewna śpiąca po raz enty na ziarnku grochu. Na końcu regału stoi książka, z której słychać warkot silnika czerwonej wyścigówki i jej przyjaciela holownika, a obok znalazłam setkę małych, białych piesków w łatki, uciekających przed mało sympatyczną bohaterką, która chce je przerobić na okrycie wierzchnie. Wszystko piękne, mieniące się feerią barw, nic tylko otworzyć i czytać.
Ale kiedy słyszę „Mamo, poczytaj nam”, sięgam półkę wyżej, gdzie leżą książki w moim wieku, których papier pożółkł, a litery i ilustracje wyblakły. Uwielbiam książki, jakie mama czytała mi codziennie, tuż przed zaśnięciem oraz te, które czytał mi dziadek, gdy przechodziłam różyczkę w wieku lat pięciu. Wracam do książek, które wspólnie z babcią czytałyśmy podczas lepienia pierogów i pieczenia cwibaku i tych, które pożeraliśmy wspólnie z tatą podczas wakacji pod namiotem. To właśnie je przemycam moim dzieciom. Pozwólcie moi drodzy, że przedstawię wam 10 książek naszego dzieciństwa, które powinny poznać również dzieci, abyście także mogli zarazić swoje pociechy miłością do książek ponadczasowych.
Po kliknięciu na „+” pojawi się krótki opis książki.
Kiedy autorka przygód Ani stawiała ostatnią kropkę w swoim maszynopisie, nie przypuszczała, że jej bohaterka stanie się ulubienicą czytelniczek na całym świecie. Choć od pierwszego wydania historii rudowłosej panny Shirley – stworzenia niezmiernie gadatliwego, obdarzonego niespożytą energią i wybujałą wyobraźnią – minęło już ponad 107 lat, w dalszym ciągu jest książką, jaka w pierwszej kolejności przychodzi nam do głowy, gdy myślimy o prezencie dla córki, bratanicy, czy wnuczki. Która z nas, tak jak ulubiona bohaterka, nie chciała mieć bufiastych rękawów w wymarzonej sukience? Złościłyśmy się na upartego Gilberta, podziwiałyśmy piękną Dianę, drżałyśmy na myśl o zielonych włosach Ani i jej placku z walerianą, cierpiałyśmy na migreny razem z Marylą, uśmiechałyśmy się do nieśmiałego Mateusza. Zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądałoby życie tysięcy dziewczynek, gdyby Ania, która pojawiła się na Wyspie Księcia Edwarda przez przypadek, została odesłana do sierocińca? Gdzie podziałyby się te wszystkie marzenia o wielkiej miłości pachnącej kwiatami róży? No gdzie? Na pozór naiwny i przerysowany świat Ani z Avonlea z czasem w kolejnych tomach dojrzewa, a my razem z nim stajemy się dojrzalsze. Mimo otaczającej nas szarej rzeczywistości, nadal marzymy o miłości, zrozumieniu i akceptacji. Podzielmy się nimi z naszymi pociechami podczas czytania „Ani z Zielonego Wzgórza”.
Plastuś, mały przyjaciel Tosi z książki Kownackiej, zainspirował pewnie niejednego z nas do sięgnięcia po plastelinę i stworzenia kumpla, który zmieści się w szkolnym piórniku. Książka z jego przygodami została pierwszy raz wydana tuż przed II Wojną Światową i do dnia dzisiejszego dodaje otuchy najmłodszym uczniom przez prawie 80 lat. Wraz z Plastusiem poznajemy otaczający go świat, nawiązujemy przyjaźnie z przyborami szkolnymi, chowamy się w drewnianym piórniku w chwilach grozy, aby znów za moment wystawić mały plastelinowy nosek w poszukiwaniu kolejnych przygód. Mimo, że wyposażenia dzisiejszego ucznia zmieniło się diametralnie, nie ma kałamarza i niesfornego pióra, które robi kleksy, scyzoryków do ostrzenia stalówki, a gumka przestała być myszką, warto przeczytać dziecku „Plastusiowy Pamiętnik”, chociażby po to, aby nauczyć je porządku i szacunku do używanych przedmiotów.
Czy wyobrażasz sobie, że można jechać na wakacje i świetnie się bawić bez telewizora, tabletu i kolejnej wersji gry „Angry Birds”? Ty pewnie pamiętasz czasy, kiedy pod namiotami przy ognisku jadło się Pasztet Podlaski prosto z puszki, odganiając się przy tym od chmary komarów klapkiem marki Kubota, ale czy Twoje dzieci potrafiłyby pojechać na urlop zostawiając nowinki technologiczne w domu? Przypuszczam, że nie. Trzej bohaterowie książki Bahdaja – Paragon, Perełka i Manżaro, mimo, że nie znają komórek i internetu, nie boją się przygód. Na wzór Sherlocka Holmesa porywają czytelnika w wir zagadek kryminalnych, które ktoś postawił im na drodze. Bo jaki chłopiec nie byłby ciekawy, skład się wziął duch na zamku, kim są podejrzani ludzie, którzy kręcą się na pobliskiej plebani i dziwny lokator, który wprowadza się do domu? Ich przygody, opowiedziane w sposób niezwykle humorystyczny, stały się zapewne powodem niejednej wyprawy kolejnych pokoleń w poszukiwaniu ukrytych gdzieś za miastem skarbów. Mimo tego, że książka powstała 54 lata temu, więc mogło by się wydawać, że jest archaiczna, nadal bawi czytelników. Koniecznie sięgnij po nią!
Dzieci marzą o zwierzęcym przyjacielu. O psie, któremu będą mogły rzucać piłkę, o kocie siadającym na kolanach, czy o chomiku biegającym dystanse maratońskie w kołowrotku. Ale czy któreś marzy o własnym słoniu? Prawdziwym słoniu wielkości koparki? Kiedy Pinio odkrył Dominika, zakurzonego słonia z porcelany, nie przypuszczał, że jego znalezisko stanie się wspaniałym kompanem dziecięcych zabaw, ale i dużych rozmiarów problemem jego rodziny. Karmienie witaminami, których chłopiec nie chciał łykać sprawiło, że słoń zaczął rosnąć i rosnąć. Najpierw przestał się mieścić na półce obok książek, więc przeprowadził się do kuchni, gdzie i tak z czasem zabrakło dla niego miejsca. A to był dopiero początek przygód, jakie Dominik i Pinio przeżyli wspólnie. Książka, którą Kern napisał 51 lat temu ma charakter ponadczasowy i jest fantastyczną podróżą w świat dziecięcych marzeń, bo przecież Piniem może być każde dziecko, które w swojej piwnicy znajduje zakurzoną figurkę, wystarczy, że zamknie oczy i odnajdzie siebie na kartach książki.
Karrramba! Kiedy w grę wchodzi misja ratunkowa słynnego profesora biologii, w której uczestniczy Smok Wawelski, wirtuoz patelni Bartolini Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka oraz Doktor Koyot, to opowieść musi stać się sukcesem wydawniczym! Wszystko zaczyna się dokładnie 50 lat temu, kiedy to Pagaczweski pisze swoją detektywistyczno-przygodową powieść, gdzie w głównych rolach obsadza legendarne krakowskie postacie, Smoka Wawelskiego i księcia Kraka, i wymyśla kryminalną przygodę z porwaniem w tle. Wspólnie z bohaterami podróżujemy przez krainę Psiogłowów, spotykamy dobrych zbójów i smoka Mlekopija, jesteśmy świadkami przemiany Don Pedra z Krainy Deszczowców i uwolnienia Profesora Baltazara Gąbki. Książkę czyta się fantastycznie, gdyż jest przepełniona humorem, a jej oryginalna fabuła sprawia, że każdy, i duży i mały, chciałby być jednym z członków tej owocującej w niebezpieczeństwa wyprawy zakończonej sukcesem.
Magia „Dzieci z Bullerbyn” to nie nierealany świat pełen potworów i magicznych przedmiotów, nie fantastyczne miejsca, których nigdy nie było na mapie, a przygody szóstki zwykłych dzieciaków, opowiedziane z zachwytem, tak że każdy z nas chce być ich uczestnikiem. Lisa, Anna, Britta, Lasse, Bosse i Olle, bohaterowie z głowami pełnymi pomysłów, weseli, rozbrykani, którzy świetnie spiszą się w roli przyjaciół każdego czytelnika, bawią nas już 68 lat. Zawsze znajdą sposób na nudę szukając tajemniczego skarbu, nocując w stogu siana, czy ratując psa z rąk okrutnego właściciela. Książka Astrid Lindgren zachwyca życzliwością, uczy szacunku i wdzięczności, pokazuje jak powinny wyglądać relacje dzieci z osobami starszymi, tak więc oprócz świetniej lektury daje czytelnikowi lekcje dobrego wychowania. Kropką nad przysłowiowym „i” stanowią opisy zabaw szwedzkich dzieci, ich posiłków i sposobu obchodzenia świąt w Szwecji, co czyni lekturę jeszcze ciekawszą. Warto abyście ją przeczytali razem z dziećmi.
Jest gdzieś obok nas kraina Nibylandii, gdzie mieszkają wróżki, syreny, piraci i chłopiec, który postanowił zawsze być dzieckiem. Jak cudownie byłoby mieszkać w niej na co dzień i nie przejmować się niczym, nieprawdaż? Wejście do Nibylandi nie jest strzeżone przez tajemne zaklęcie, groźne gryfy nie stoją u jej wrót – wystarczy, że sięgniesz do książki o Piotrusiu, którą 104 lata temu napisał Barrie, a w mig się tam przeniesiesz na skrzydłach wyobraźni. Historia zawadiackiego chłopca i jego przyjaciół to piękna opowieść o tęsknocie i o roli rodziny w życiu każdego człowieka. Znajdziemy w niej przepis na spełnianie marzeń, bo jak sam wyjaśni nam Piotruś: „Trzeba sobie po prostu pomyśleć o czymś przyjemnym i cudownym i takie myśli uniosą was w powietrze”. Opowieść o Piotrusiu Panie nie jest cukierkowa i infantylna, jak mogłoby się na pozór wydawać. Autor nadał swojemu bohaterowi cechy prawdziwego krnąbrnego dziecka, które pod przykrywką buntu i niezależności szuka miłości i akceptacji. Przypomnij sobie, czy nie taki właśnie byłeś w dzieciństwie? Właśnie! Dlatego warto wrócić do lat minionych i przeczytać wraz z dzieckiem przygody Piotrusia Pana i Wendy.
Czy mała dziewczynka może zmienić życie zdziwaczałego i gburowatego dziadka? Oczywiście, że tak, wystarczy, że na alpejskiej hali zamieszka Heidi, a życie obojga wywróci się do góry nogami. Przenieśmy się wysoko w góry, gdzie wśród pól mieszkają ludzie uczciwi i pracowici. Ich życie od rana wypełnia ciężka praca, a każdy, nawet małe dzieci, ma swoje obowiązki. Jak tu odnajdzie się mała dziewczynka? Czy poradzi sobie z problemami codzienności? Opowieść o małej Heidi, to kontrast między „dziś” i „wczoraj”, pomiędzy zamkniętym w sobie i pogrążonym w smutku dziadku i radosną, zachwycona otaczającym światem wnuczką. Książka wzrusza, uczy akceptacji i szacunku do starszych, pokazuje jak ważna w życiu człowieka jest przyjaźń, wywołuje uśmiech na małych i dużych buziach i mimo, że powstała 115 lat temu, nic nie straciła na znaczeniu.
Tup, tup, tup, słychać z oddali. To mały Krzyś schodzi po schodach do salonu, ciągnąc za sobą swojego ukochanego misia, aby posłuchać na dobranoc opowieści o przygodach Kubusia Puchatka i innych bohaterach mieszkających w Stumilowym Lesie. Historii bajecznej, pełnej ciepła i radości, gdzie Miś o bardzo małym rozumku poszukuje małego Conieco, Tygrysek bryka, Kłapouchy jak zwykle jest markotny, Prosiaczek znów się czegoś wystraszył, bo jest bardzo małym zwierzątkiem, a Sowa dzieli się swoimi radami. Mimo, że Kubuś ma 89 lat, jego przygody w Stumilowym Lesie są nadal żywe i barwne, uczą zaradności, akceptacji względem odmienności i zrozumienia. Pokazują, co znaczy prawdziwa przyjaźń i oddanie. Na kartach książki znajdziemy fantastyczną lekcję spraw wielkiej wagi, którą autor ubrał w język odpowiedni zarówno dla małego, jak i dużego czytelnika: „ A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy? Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika”. Jestem przekonana, że nie masz już wątpliwości, co dzisiejszego wieczoru będziecie czytać wspólnie z pociechami!
„Kurczę blade, jacy Ci dorośli są dziwni”, powie Mikołajek i niewiele się pomyli, bo dla każdego małego urwisa świat dorosłych jest niezrozumiały. Jego opowieści o przyjaciołach, przygodach w szkole i na podwórku, to swoisty potok słów z ogromną dawką humoru. Opowie nam kogo lub czego nie lubi, co go złości, czego nie rozumie, z kim się kłóci, dlaczego udaje chorego, po co kłamie, w kim się zakochuje i co jest najfajniejsze na świecie. Na pozór książka zwykła, z każdą kolejną stroną staje się magiczna. Dotyka spraw codziennych pokazując czytelnikowi, czym jest przyjaźń i ponoszenie konsekwencji, jak wyglądają obite kolana i podbite oko. Historia Mikołajka narodziła się przeszło 56 lat temu, ale nadal jest aktualna i bawi kolejne pokolenia do łez. Genialną narrację Semprego uzupełniają ilustracje, które stworzył Gościnny, a bez których nie wyobrażamy sobie czytać przygód tego niesfornego chłopca.
Iza Gomułka