Ostatnio odkryłam portal Ridero, który obiecuje wydanie książki w zaledwie kilka minut. Oczywiście trzeba mieć gotowy tekst, a potem wystarczy poświęcić chwilę na przygotowanie reszty, czyli wyboru okładki, układu, fontu itd. Krótko mówiąc, mamy do czynienia z self-publishingiem (jeśli ktoś woli – samopublikowaniem, choć według mnie ta nazwa jest trochę “koślawa”).
Niestety nie trzymam w sejfie dzieła, które mogłabym opublikować i porwać tłumy, a potem przeprowadzić się do Honolulu i tam pisać kolejne przejmujące części mojej powieści. To nic! Na Bookeriadzie mamy całą masę tekstów, które pomogą nam w teście Ridero. Język angielski nie zostaje w tyle, bo wymyślono słowo określające opublikowanie bloga w formie książki (blook) – oczekiwanie na polską nazwę tego zjawiska spożytkowałam na przygotowanie pliku z dziesięcioma bookeriadowymi tekstami. Zaczynamy 🙂
Strona prezentuje się bardzo dobrze, jest przejrzysta i miła dla oka (jeśli zdjęcia są dla Ciebie zbyt małe, wystarczy na nie kliknąć):
Szybka rejestracja już za nami, zatem przechodzimy do meritum – tworzymy okładkę.
Przyznam, że ten etap zajął mi dużo czasu. Życiowe decyzje podejmuję zwykle szybko, a załatwił mnie wybór okładki 🙂 Wybraną okładkę możemy modyfikować. Układ, kolory, obrazek w tle (gotowy lub własny). Mamy całą masę możliwości, a menu z prawej strony skutecznie zachęcało mnie do przetestowania różnych wersji okładek, które powstawały w mojej głowie. Zobaczcie:
W końcu podjęłam decyzję, ale ostateczny efekt zobaczycie za chwilę – teraz zajmiemy się wgraniem tekstu.
Ridero obsługuje najpopularniejsze formaty (DOC, DOCX, TXT, RTF, ODT) a wszystko trwało kilkanaście sekund (niestety nie zdążyłam zaplanować naszego wyjazdu do Honolulu). Zobaczmy przykładową stronę bookeriadowego dzieła:
System sam dzieli tekst na rozdziały i podrozdziały (menu z lewej strony), choć musiałam wprowadzić drobne poprawki – tutaj należy skorzystać z menu z prawej strony. Kilka zaznaczeń i mamy taki efekt:
Każda recenzja to osobny rozdział, a oprócz tego mamy zaznaczone cytaty i podpisy. Zauważyłam jeszcze jedną istotną rzecz – system automatycznie rozprawia się z sierotami (to jednoliterowe słowa “wiszące” na końcu linijki). Wprowadzanie zmian jest bardzo proste (górne menu) i pozwala również na wgranie ilustracji:
Nasza książka nie zawiera już pustych stron, dlatego możemy pochwalić się okładką:
Wygląda nieźle, prawda? Jeżeli nasze zachwyty zostaną przerwane np. wątpliwościami związanymi z poprawnością językową albo jakością grafik zrobionych w Paincie, możemy skorzystać z dodatkowych usług. Obecnie możemy zdecydować się na pomoc osobistego asystenta, a wkrótce również grafika i korektora:
Kolejnym krokiem jest zatwierdzenie tekstu i stworzenie strony o książce, dzięki której wszyscy dowiedzą się o naszym dziele życia:
Uzupełniamy informacje o autorze, możemy wpisywać aktualności (i ozdobić je zdjęciami np. z Honolulu), podziękowania oraz opinie o książce.
Najciekawsza jest sekcja z opiniami. Zapewne znajdzie się ktoś, kto zamieści relacje z lektury napisane przez przyjaciół/rodzinę, ale ja postanowiłam trochę zaszaleć. W końcu to nasza książka, więc dlaczego nie:
Skoro niebawem dostaniemy literacką nagrodę Nobla, warto zobaczyć podgląd książki. Potencjalni czytelnicy zobaczą 25% tekstu, natomiast reszta jest płatna:
I w ten sposób książka jest gotowa – możemy ją pobrać w formatach do czytników i druku (to koszt 36 zł) lub zlecić Ridero wydruk (możemy zdecydować się na miękką lub twardą oprawę).
Trzeba przyznać, że system jest intuicyjny, nie trzeba być informatycznym mistrzem świata, by samemu sobie ze wszystkim poradzić, a ilość możliwości zadowoli każdego i nie pogrzebie indywidualnej wizji ostatecznej wersji książki.
Do tej pory miałam wrażenie, że książki wydawane w ten sposób są nie do końca dopracowane. Być może taka opinia była spowodowana mailami od niektórych samopublikujących debiutantów, które otrzymywaliśmy na bookeriadową skrzynkę. Fragmenty takich książek były pełne koszmarnych błędów (aczkolwiek były wyjątki), a jeśli autor zachęcał do zrecenzowania wszystkich “sześćnastu” tomów, to ratowałam się przyciskiem “wyloguj”, który w takich chwilach był najpiękniejszą opcją na świecie.
Nie każdy musi być korektorem (do tego najtrudniej jest wychwycić własne błędy) i grafikiem. Napisanie książki to trudny proces, dlatego cieszy mnie to, że Ridero proponuje dodatkowe opcje, dzięki którym wydany tekst będzie nie tylko ładny, ale i dopracowany. Na pewno skorzystają osoby, którym naprawdę zależy na porządnym wydaniu książki.
Teraz pozostaje zacząć myśleć nad fabułą i podbiciem rynku wydawniczego 😉
Alicja Sikora