Kto czyta regularnie (lub chociaż z własnej woli) tomiki wierszy – ręka do góry! No właśnie… Z poezją jest pewnie problem, bo wydaje się być czymś mniej atrakcyjnym niż solidna proza. Co wpływa na ten stan rzeczy? Odpowiedzi szukałam w doświadczeniach znajomych oraz własnych. Oto wyniki tego dochodzenia.
Każdego dnia – świadomie lub nie – odczytujemy treści reklam, inne teksty użytkowe, instrukcje. W wolnym czasie sięgamy po prasę – od fachowych pism, aż po czasopisma plotkarskie. Oczywiście, przyzwyczaja nas to do nadrzędnej roli tekstów pisanych prozą. Są czymś naturalnym i wszechobecnym. Również w księgarniach można łatwo zauważyć tę dominację: proza zajmuje większość regałów, natomiast poezji poświęcony jest skromna półka, którą czasem nawet trudno znaleźć.
Ponadto współcześni poeci nie są tak skutecznie promowani jak mnogie zastępy twórców prozy – brakuje wielkich nazwisk. Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie naprawdę głośnych debiutów, które wstrząsnęłyby polską liryką. Często słyszałam, że po prostu nie mają nic ciekawego do przekazania, nie przekonują czytelników swoją twórczością. Czyżby było aż tak źle?
I kolejna sprawa: poezja rządzi się innymi prawami niż proza. Jest bardziej skondensowaną formą literacką, opierającą się na metaforyczności oraz niedopowiedzeniu. Trzeba umieć ją odczytać – co nieraz wymaga wiele cierpliwości oraz umiejętności. Z kolei ile osób – tyle interpretacji. I nie zawsze można mieć pewność, że trafnie odczytało się intencje autora. O ile nie ma większych problemów w zrozumieniu Kochanowskiego czy wierszy tych najwybitniejszych poetów, o tyle w innych przypadkach zaczynają się schody. W dodatku naprawdę strome.
Idźmy dalej: współczesna poezja nie przekonuje ludzi. Wulgarna, brutalna, operuje tak skomplikowanymi metaforami, że ich poprawne odczytanie jest czasem praktycznie niemożliwe. Albo staje się także nieustającym eksperymentem – ku uciesze chyba tylko samego autora. Nadmiar nowatorstwa, zbędnych udziwnień sprawia, iż jest to sztuka dla sztuki. I chyba nic więcej. Poza tym rozbuchanie stylistyczne oraz celowe zniekształcanie, utrudnianie na siłę poezji wcale nie musi świadczyć o jej genialnej wymowie. W końcu ładne opakowanie nie zawsze świadczy o wartości tego, co znajduje się w środku, prawda?
Poezja już (podobno) nie wzrusza. Nie znam osoby, która płakałaby nad tomikiem poezji. Najwyżej powie, że jakiś wiersz kiedyś ją skłonił do refleksji – ale coraz rzadziej. Głębiej przeżywa się śmierć ulubionego bohatera, jego rozterki i przygody. Świat kreowany przez prozę wydaje się być pełniejszy, absorbujący więcej uwagi i zainteresowania. Odwołuje się do wyobraźni, ale jednocześnie daje jakieś podpowiedzi, nie opiera się na samych metaforach i obrazach poetyckich – jest więc łatwiejszy w odbiorze. Proza oferuje więc konkret, zaś liryka kojarzy mi się z czymś subtelnym, czego nie można do końca pochwycić.
Oczywiście to tylko kilka spraw. Można by jeszcze zastanawiać się nad rolą szkoły: czy daje ona narzędzia do interpretowania poezji, zwłaszcza tej współczesnej? A może skupia się na interpretacji tylko konkretnych utworów? Kiedy naukę polskiego rozpoczyna się od starożytności, nigdy nie ma czasu na współczesnych twórców liryki – trzeba zdążyć z żelaznym zestawem typu: Szymborska, Miłosz, Herbert, odrobinę Różewicza i na tym koniec. A co z Nową Falą? I późniejszymi poetami? Dobre pytanie. I potem człowiek nie wie jak postępować z nimi oraz ich następcami, przez co poezja staje się czymś niezrozumiałym oraz spychanym na margines.
A zamiast podsumowania cytat, który bardzo mi się spodobał i zapadł głęboko w pamięć. Oto i on:
„Pani, to się ciężko pisze, a co dopiero czyta”
Nic dodać, nic ująć.
Sylwia Kępa