Lata marzeń w końcu znalazły swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Chelsea ma wszystko, czego może pragnąć kobieta. Kochającego męża, pracę, która daje jej poczucie spełnienia, przestronny dom, kochającą matkę i równie kochającą siostrę. Gdy do tego obrazka dołączyła jeszcze wieść o spodziewanym dziecku, czuła, że w końcu złapała Boga za nogi.
Niespodziewanie umiera matka Chelsea. Poród miał miejsce ledwo tydzień później i również pozostawia w psychice kobiety głęboką ranę, wszak odbył się poprzez cesarskie cięcie. Do tego wszystkiego po narodzinach Annabelle Chelsea czuje się fatalnie, wykańcza ją depresja poporodowa, o której lekarz mówi, że to normalne, że to minie. Chelsea czeka, ale choroba nie mija. Każdy dzień staje się torturą, mąż wyjeżdża służbowo, a Chelsea czuje, że została na świcie zupełnie sama. Z problemami i dzieckiem, które nie sprawia jej już żadnej radości, tylko przypomina o życiu, które minęło i nie wróci. Koszmarne wizje, które ją nachodzą są jednoznaczne. Trzeba pozbyć się dziecka, chociażby na chwilę, na kilka godzin, byle życie wróciło do normy. Marzenie wyczerpanej kobiety spełnia się, gdy któregoś ranka odkrywa, że Annabelle zniknęła. Chelsea jest tak wyczerpana, że nie jest w stanie sobie przypomnieć, co robiła poprzedniego wieczora. Nie przyznaje się do winy, ale nie umie też przyrzec, że nie zrobiła córce krzywdy. Rozwiązanie sprawy, chociaż wydaje się oczywiste, jest niezmiernie trudne, bowiem brak jest w niej jakichkolwiek tropów, pogrążających bądź oczyszczających Chelsea z zarzutów.
Pierwsza część książki, poświęcona wyłącznie problemowi depresji poporodowej, braku zrozumienia i poszukiwania jakiegokolwiek, chociażby najbardziej drastycznego rozwiązania, byle tylko poczuć się lepiej, sprawiła, że przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Nie jestem matką, dlatego tym trudniej jest mi zrozumieć, co czuje kobieta szargana burzą hormonów, kiedy jej życie wywraca się o sto osiemdziesiąt stopni i to wcale nie w tym kierunku, o którym marzyła. Jestem jednak kobietą, dlatego przynajmniej posiadam świadomość problemu, jego wagi i rozumiem, że nie jest on winą matki, lecz jedynie biologii jej ciała, której najwyraźniej daleko jest do doskonałości. Można zatem powiedzieć, że na temat depresji poporodowej jakieś pojęcie mam. Sposób, w jaki Noonan przedstawiła cierpienia Chelsea, jej strach i nienawiść, do siebie, do dziecka, do otoczenia, które nie jest w stanie jej pomóc, jest naprawdę przejmujący i zmusza do zastanowienia się nad skalą zjawiska, jego odbiciu w realnym świecie, wpływu na wydarzenia, których świadkami w mediach jesteśmy na co dzień. Takiej realistycznej relacji się jednak nie spodziewałam. W mojej ocenie Noonan dokonała czegoś, co w literaturze kryminalnej nie jest proste do osiągnięcia, mianowicie zmusiła czytelnika do refleksji nad jakimś głębszym zagadnieniem, nie ograniczając się jedynie do funkcji rozrywkowej książki.
Nie wiem, jak do tej książki podejdą mężczyźni, ile z niej wyciągną nauki, a ile przyjemności. Ja, chciał nie chciał, jako kobieta prowadziłam dość emocjonalny dialog z treścią i wydaje mi się, że to samo spotka większość czytelników płci żeńskiej. Chciałam jednak zauważyć, że powieść Rosalind Noonan „Koszmarne przebudzenie” warto przeczytać nie tylko przez wzgląd na poruszaną trudną w społecznym odbiorze problematykę, ale przede wszystkim dlatego, że jest to kawałek dobrze napisanej, potoczystej i ciekawie skonstruowanej fabuły z mocno zarysowanym wątkiem kryminalnym, którego rozwiązanie, niekoniecznie musi być tak proste, jakby sugerowały to wydarzenia części pierwszej. Powieść Noonan reprezentuje prozę godną zapamiętania, prawdziwie emocjonalną i do bólu realistyczną. Jeśli pragniecie literatury, która wywołuje emocje, „Koszmarne przebudzenie” zaspokoi wasze oczekiwania.
Sylwia Tomasik