Kocham książki. Jeszcze bardziej kocham góry. Choć te dwie pasje spotykają się w miejscu, jakim są książki o górach, nie miałam z nimi za wiele do czynienia. O literackie inspiracje postanowiłam wypytać osoby, które  z górską tematyką są bardzo mocno związane, których działalność regularnie śledzę i które bardzo lubię czytać.

Karolina Smyk | „n.p.m.” Magazyn Turystyki Górskiej | Prowadzi rubrykę „Z górskich stron”, w której przedstawia i ocenia nowości na górskim rynku wydawniczym

npm

Wybrać zaledwie trzy książki z bogatych zasobów literatury górskiej, której początki (w języku polskim) sięgają połowy XIX wieku, to zadanie bardzo trudne. Literatura górska ma kilka podkategorii i tak naprawdę trudno zestawiać na równych zasadach książki reprezentujące poszczególne grupy. Załóżmy jednak, że chodzi tu o książki „do poczytania”, a zatem odpadają przewodniki, encyklopedie, bedekery itp. (choć nie ukrywajmy, że bywają i takie spośród nich, które czyta się jak powieść…) czy na przykład bogato ilustrowane albumy, które (choć cenne) są bardziej do oglądania niż poczytania. Jednak i tak nie unikniemy umownych podziałów. Skoro chodzi o wybór tylko trzech książek, wydzielmy stworzone na potrzeby tego zestawienia „obrazowe” kategorie: literatura tatrzańska, literatura dotycząca gór wysokich i najnowsza literatura górska.

Z literatury tatrzańskiej wyróżniam „W stronę Pysznej” Wandy Gentil-Tippenhauer i Stanisława Zielińskiego. Książka ta może uchodzić za kwintesencję Tatr. Ma niepowtarzalny klimat i urok, chwyta za gardło, no i napisana jest językiem, którym dzisiaj już się nie mówi. I to jest jej największy atut. Wyróżniając ją, nie sposób nie wspomnieć o innej szeroko cytowanej tu publikacji, a mianowicie o „biblii” skiturowców pt. „Szlaki narciarskie Tatr Polskich” Józefa Oppenheima. Opisy i sformułowania zastosowane przez nieodżałowanego Opcia wywołują uśmiech na twarzy nawet wtedy, albo inaczej – zwłaszcza wtedy, gdy znamy je na pamięć. Wybór jednej „tatrzańskiej” książki nie oznacza, że nie ma innych, równie dobrych książek o Tatrach. Istnieje przecież anegdotyczna, klasyczna od lat „lektura” adeptów taternictwa autorstwa Andrzeja Wilczkowskiego „Miejsce przy stole”; jest cykl książek Rafała Malczewskiego przeznaczony dla romantyków oraz… prześmiewców „zakopianiny” („Pępek świata”, „Narkotyk gór” i inne); jest spuścizna literacka Jana Długosza, w tym niezwykle ważny „Komin Pokutników”, przybliżający pionierskie taternickie czasy.

Z literatury dotyczącej gór wysokich warto wyróżnić książkę Heinricha Harrera „Biały Pająk”. To opowieść przybliżająca pierwsze dziesięciolecia zdobywania legendarnej, północnej ściany Eigeru. Anatomia pasji, która staje się obsesją. Omawiając tę kategorię, nie sposób nie wspomnieć o serii wydawniczej „Naokoło świata” Iskier, zapoczątkowanej w 1956 roku. Wszystkie książki, które ukazywały się w tym cyklu były ważne. Dlaczego? Jak to się czasami mówi, z uwagi na sprzyjające warunki. Miejsce i czas były idealne: po pierwsze – ze względu na ustrój, jaki wtedy obowiązywał w Polsce i generalnie siermiężne czasy; po drugie – z powodu rewolucyjnych kroków dokonywanych przez alpinistów w Himalajach i Karakorum, począwszy od pierwszej połowy lat 50. Z tej serii najbardziej pamiętam „Moje góry” Waltera Bonattiego. I pewnie nie tylko ja, bowiem było to generalnie źródło alpejskich inspiracji. W drugiej połowie XX wieku, obok literatury zagranicznej, istniał także nurt bardzo dobrej literatury rodzimej, w której najlepsi polscy himalaiści opisywali swoje doświadczenia w niczym nie ustępujące tym „światowym”. „Karawana do marzeń” Wandy Rutkiewicz i Ewy Matuszewskiej czy „Mój pionowy świat” Jurka Kukuczki to były pozycje ważne, absolutnie obowiązkowe.

Przeglądając literaturę najnowszą, takiego szału, jak ten opisany powyżej, już nie ma. W zalewie książek, które nie wnoszą niczego nowego, wyróżnia się „Całuj albo zabij” amerykańskiego wspinacza Marka Twighta. Cenię jego pisanie za szczerość i bezkompromisowość, za niezgodę na przeciętność zarówno w życiu, jak i w górach. Równie przekonująca jest dla mnie (choć spoza naszego kręgu kulturowego) Steph Davis, amerykańska wspinaczka ekstremalna, w swoim „Wielkim zauroczeniu”.

Tak na marginesie, kobiece zainteresowanie górami nieźle przybliżają ponadto: patrząc od czasów najdawniejszych: „Obrazki z podróży do Tatrów i Pienin” Marii Steczkowskiej, którą cenię za umiejętność sugestywnego opisania zauroczenia górami, za próbę odczarowania propagowanej w połowie XIX wieku przez przewodników tatrzańskich teorii mówiącej o znacznych trudnościach turystycznych szlaków tatrzańskich; „Od krynoliny do liny” Heleny Ptakowskiej-Wyżanowicz, monografia pionierek taternictwa kobiecego; książki autorstwa Anny Czerwińskiej i Krystyny Palmowskiej; czy „Okrutny szczyt” Jennifer Jordan, autorki, której zamysłem było przybliżenie sylwetek ambitnych zdobywczyń K2.

No i stało się, tak jak przypuszczałam… Wymienić tylko trzy górskie książki… Chyba się nie da 🙂

Tomek Mackiewicz | Czapkins 

czapkins

„Ucieczka na szczyt” – autorka Bernadette McDonald, pochodząca z Kanady, stworzyła studium polskich dokonań w górach wysokich. Znaleźć nim można m.in. historię górską Jerzego Kukuczki, Wandy Rutkiewicz, Krzysztofa Wielickiego czy Wojciecha Kurtyki i wielu, wielu innych. Dokumentuje najważniejszy polski rozdział w historii wspinaczki w Himalajach. Dlaczego mi się podoba? Bo jest! A jest to jedyna tego typu pozycja w świecie literatury górskiej, która podsumowuje nasz olbrzymi dorobek. Aż dziw bierz, że wśród tylu utalentowanych, polskich pisarzy nie zakiełkowała idea podsumowania tej naszej himalajskiej historii. Niemniej jednak cieszy jednak fakt, że powstała, mimo iż za oceanem, a nie na ojczystej ziemi. Ważne że jest.

„Wszystko o Wandzie Rutkiewicz” – wywiad rzeka Barbary Rusowicz to pozycja, która fascynuje mnie dogłębnie, nie tylko dlatego, że zagląda w życie niezwykłej osobowości, jaką emanowała Wanda Rutkiewicz. Również dlatego, że jest to konfrontacja dwóch wspaniałych, pięknych kobiet z tamtej epoki, z epoki, którą pamiętam doskonale z młodości. Fascynujący wywiad, który wręcz elektryzuje, a w trakcie eskaluje i wytwarza energię wręcz mistyczną. Osoba Wandy i przekrój jej filozofii życiowej, posmak jej silnego i jakże trudnego, skomplikowanego, a jednocześnie delikatnego charakteru w głównej mierze nakręca atmosferę książki, jednak bez udziału Barbary, tak sądzę, nie nastąpiła tego rodzaju otwartość.

„Wilk stepowy” Hermanna Hessego. Generalnie nie przepadam za literaturą górską. Sam bowiem po nich łażę, co daje mi wystarczająco dużo doświadczeń, bym nie miał sił już o nich czytać – lektura górska niewiele jest w stanie uzupełnić w moim pojmowaniu gór. To, co mam z gór jest bowiem bardzo indywidualne i trochę więc świadomie unikam górskiej literatury, by nie zatruć swojego podejścia do nich spojrzeniem innych, energią z zewnątrz. Dlatego trzecia książka, jaką polecę nie ma bezpośredniego związku z górami. To „Wilk stepowy”, książka, której nie ośmieliłbym się skazić swoim pokracznym intelektem, dlatego nie napiszę o niej wiele. Jedno wiem na pewno: trafia ona w życie człowieka nieprzypadkowo. Jest nasączona magiczną energią. Dlatego jest dziełem wyjątkowym, którego magii wręcz się lękam.

Justyna Sekuła

PS. Jeszcze przez 6 dni można wesprzeć wyprawę Tomka na Nanga Parbat, do czego bardzo zachęcam. Więcej informacji o projekcie znajdziecie na stronie PolakPotrafi.pl. Powodzenia! 🙂