Naszym zdaniem
„Alicja w krainie czasów” spodoba się osobom, które lubią sagi o lekkim zabarwieniu historycznym i z nutą magii.
Literackie Alicje już chyba zawsze najlepiej będzie łączyć ze światem czarów – podobnie w książce Ałbeny Grabowskiej, która zabiera czytelnika w podróż na koniec XIX wieku. Mamy piękny, podwarszawski dwór, towarzystwo hrabiów i śmietanki towarzyskiej, ale również, jak to zwykle bywa, drugą stronę medalu. Wszystko jest okraszone odrobiną magii.
„Alicja w krainie czasów” jest podzielona na dwie części. W pierwszej poznajemy Natalię, młodziutką pomoc kuchenną, która pracuje na dworze Jana Księgopolskiego. Szlacheckie pochodzenie i małżeństwo z Elżbietą nie przeszkadzają mu w schadzkach ze służącą, a ostatecznie hrabia dowiaduje się, że będzie (nie)szczęśliwym ojcem dwójki dzieci. Pechowo dla niego, bo nie będą to bliźnięta urodzone przez żonę. Ciężarna Natka naiwnie wierzy w to, że Jan pogoni Elżbietę, by mogła zająć jej miejsce. Z czasem postanawia poprosić o pomoc miejscową szeptuchę, która zaopatruje ją w niezbędne specyfiki. Oczywiście celem jest pozbycie się „zbędnej” żony, ale najważniejsze jest co innego – dziecko Natalii ma być niezwykłe. Na czym jednak miała polegać ta nadzwyczajność? W drugiej części poznajemy Alicję jako siedmiolatkę i towarzyszymy jej do wieku nastoletniego. Materialnie ma wszystko zapewnione, ale brakuje tego, co najważniejsze – miłości, zainteresowania najbliższych i choć odrobiny szacunku krewnych. Jak wiadomo, to nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.
Pomysł na „Alicję w krainie czasów” jest ciekawy, ale moją uwagę zwróciło coś jeszcze. Książki tego typu często są słabo napisane, autorzy niestety chętnie demonstrują na papierze swoje przywiązanie do jakiegoś słowa lub powiedzonka. Tutaj nie ma takich denerwujących powtórzeń, a do tego mamy wyraźnie nakreśloną różnicę między językiem używanym przez np. służbę a tzw. ludzi z wyższych sfer. Autorka wplata również obecnie nieco zapomniane, a normalne słowa dla tamtego okresu. Nie ma tu jednak przesady, współczesny czytelnik nie będzie musiał spędzać całych dni nad słownikami, by zrozumieć tekst.
Wyrazisty podział, tak istotny pod koniec XIX wieku, jest też widoczny w zachowaniu i życiu codziennym poszczególnych postaci. Wiejskie kobiety wierzą w gusła, a wszystko co nietypowe, od razu wiążą z diabłem. Narzędziem zwalczającym zło są oczywiście widły, splunięcie i znak krzyża. Z kolei wspomniana już Elżbieta jest codziennie więziona w gorsecie, a jej solidne wykształcenie okazuje się farsą. Jest wiecznie zmęczona, a do tego przekonana o tym, że bez niej służba nie wiedziałaby, jak zajmować się majątkiem. Autorka wykreowała tu niesamowicie chłodną i skupioną na sobie postać, której mimo wszystko pozostaje współczuć. Wyjątkowo urzekające są również fragmenty, w których poznajemy świat Alicji. Dziecko rozumie otoczenie w zupełnie inny sposób, a autorce udało się to dobrze opisać. Dorosły czytelnik może sobie przypomnieć, jak dawno temu odbierał różne rzeczy. 😉
W pewnym momencie akcja przenosi się do Warszawy i tu Ałbena Grabowska wplotła bardzo popularne w owych czasach seanse spirytystyczne. Pojawiają się również znane postacie jak np. Henryk Sienkiewicz czy Deotyma, a także nie zabrakło nakreślenia ogólnej sytuacji w stolicy w okresie zaborów.
Podsumowując, nie mamy do czynienia z powieścią napisaną na siłę, która męczy czytelnika. „Alicja w krainie czasów” spodoba się osobom, które lubią sagi o lekkim zabarwieniu historycznym i z nutą magii. Ciekawostką jest też fakt, że Ałbena Grabowska wcieliła się w postać Alicji – fotografie autorki zdobią okładki wszystkich trzech części książki.
Alicja Sikora