Po raz pierwszy zetknęłam się z Güntherem Wallraffem w trakcie lektury Z nowego wspaniałego świata. Ten zbiór reportaży stanowił swoistą podróż po niemieckich miejscach pracy, gdzie dominuje wyzysk, obojętność wobec ludzkiej godności i zdrowia – a wszystko w, zdawałoby się, zamożnym, opiekuńczym państwie. Pewne rzeczy chyba jednak nigdy się nie zmieniają i Wallraffowi udało się w przekonujący sposób nakreślić portret współczesnego (nieprzyjaznego) kapitalizmu oraz społeczeństwa.
Już wspomniana książka niejako nakreśla portret tego pisarza, zaangażowanego w tzw. „dziennikarstwo uczestniczące”, które upomina się o szacunek dla każdego pracownika, człowieka. Wiąże się ono także z tropieniem miejsc, gdzie dochodzi do nadużyć, wchodzeniem w rolę słabszego, pokrzywdzonego, doświadczeniem upokorzenia czy bezsilności. Na samym dnie to wcześniejsza książka Wallraffa, zarazem opowieści o losie tureckich Gastarbeiterów. By lepiej poznać ich warunki pracy, autor stał się jednym z nich: jako Ali podejmował się najbardziej niewdzięcznych, niebezpiecznych dla zdrowia (a nawet życia) zajęć m.in.: w hucie, elektrowni atomowej czy jako królik doświadczalny, na którym testowano leki.
W jego reportażu odnajdujemy skrzętnie sporządzony obraz życia na krawędzi: bez nadziei, szansy na poprawę losu. To historia wielu anonimowych ludzi, którzy – zmuszeni przez okoliczności lub trudną sytuację życiową – wykonują niemal niewolniczą pracę za marne grosze. Mają przy tym świadomość, że w każdym momencie mogą ją stracić i pozostać bez niczego. To właśnie strach (lepiej mieć cokolwiek niż nic) powoduje, iż w milczeniu znoszą swoje doświadczenia. Z drugiej strony jest to także opowieść o chciwości, zachłanności bez zwracania uwagi na wartość ludzkiego życia – bohaterów reportażu traktuje się raczej jak jednorazowe maszyny, które zawsze można zastąpić kolejnymi – bardziej wydajnymi i tańszymi. Wallraff pokazuje, że dobrobyt wcale nie wpływa pozytywnie na stosunek „lepszych” do „gorszych” – wywołuje wręcz odwrotny efekt. Jakiekolwiek próby walki o zmianę tej sytuacji budzą niezadowolenie właścicieli i groźby z ich strony, a już chyba najbardziej wymownym przykładem staje się prowokacja autora związana z usunięciem potencjalnej usterki w elektrowni atomowej. Właściciel firmy bez chwili refleksji jest skłonny posłać swoich pracowników do zajęcia, które może stać się dla nich śmiertelnym zagrożeniem i na pewno przyczyni się do poważnych problemów zdrowotnych.
Na samym dnie jest ważnym głosem obserwatora rzeczywistości, którego celem staje się nadanie na nowo godności tym upokarzanym, pomijanym. Po prostu przypomnienie wszystkim, że też są ludźmi – choć najwyraźniej niektórzy o tym zbyt szybko zapominają.
Sylwia Kępa