Proza społeczno-obyczajowa rządzi się swoimi prawami. Chyba nikt nie opisze danego społeczeństwa, jego problemów i specyfiki lepiej niż ten, kto zna je od podszewki, a przy tym jest szczególnie wyczulony na społeczne zjawiska. Tak jak Héctor Tobar – mieszkający w Los Angeles dziennikarz pochodzenia gwatemalskiego, laureat nagrody Pulitzera za opis krwawych zamieszek na tle rasistowskim, które rozegrały się w 1992 roku właśnie w Los Angeles. Tobar nigdy zresztą nie porzucił stylu pisarstwa zaangażowanego społecznie, czego dowodem jest właśnie „Wrażliwość barbarzyńcy” (ang. „The barbarian nurseries”) – książka, której autor pod płaszczykiem beletrystyki rozwija często przez siebie poruszany temat relacji latynoamerykańskich z USA.
Oto pewna meksykańska pomoc domowa – Araceli Ramirez, pracująca w zamożnym kalifornijskim domu państwa Torres-Thompsonów staje nagle przed trudnym wyborem. Gdy jej chlebodawcy po jednej z małżeńskich kłótni znikają, to ona musi zdecydować co począć z ich dwójką synów i jakie przedsięwziąć kroki by rozwiązać niewygodną dla siebie sytuację. Nie mogąc skontaktować się z rodzicami chłopców, Araceli postanawia wraz z dziećmi wyruszyć w podróż po zaułkach Los Angeles aby odnaleźć ich dziadka. Zamiast niego, na swojej drodze spotyka jednak sporo osób o podobnym do niej statusie społecznym. A jest to status imigranta, na który kalifornijczycy patrzą zwykle chłodnym okiem, z obawą i który tolerują dopóty dopóki imigrant-pracownik pozostaje cicho i porządnie wykonuje swoje obowiązki. Społeczne piętno bycia imigrantem okazuje się być jednak silne. Aura podejrzliwości i niedomówień nakręca sekwencję kolejnych zdarzeń, z których nic dobrego nie może wyniknąć dla nikogo, nie tylko dla Araceli. Kalifornijski midasowy świat również trzęsie się w posadach. Kiedy już odnajdą się rodzice dzieci, oskarżając swoją pracownicę o porwanie, opinia publiczna podzieli się na tych, którzy będą bronić przedsiębiorczej meksykańskiej służącej, decydującej się na zabranie chłopców z pustego domu oraz na tych, którzy będą ją obwiniać twierdząc, że uprowadziła chłopców i domagając się jej deportacji.
To co należy oddać autorowi „Wrażliwości barbarzyńcy” to niewątpliwie fakt, że jest doskonałym obserwatorem społecznych napięć, generowanych i podsycanych przez żądne sensacji media, których specyfika działania zostaje świetnie w książce odmalowana. Tabloidyzacja mediów idzie w parze z tabloidyzacją samego życia, o czym szybko i boleśnie przekonują się bohaterowie. Nieopatrzne decyzje, które podejmują, stawiają ich samych w świetle niechcianych jupiterów i doprowadzają do lawinowej katastrofy. Okazuje się bowiem, że raz wprawionej w ruch machiny nie sposób zatrzymać. Torres-Thompsonowie wszczynając alarm o rzekomym porwaniu dzieci nie spodziewają się, że są sprawcami wydarzeń, które odmienią życie wszystkich zainteresowanych i wyzwolą w obcych ludziach skrajne emocje i uczucia, w tym również społeczną agresję. Te jednak będą trwały tylko do momentu aż nie wybuchnie kolejna afera, która pozwoli mediom, wymiarowi sprawiedliwości i szarym obywatelom zająć się czymś innym. Życie samych bohaterów zmieni się natomiast na zawsze.
„Wrażliwość barbarzyńcy” opowiada nie tylko o podskórnej ksenofobii, nietolerancji i problemie imigracji, ale również o tym jak wielka potrafi być przepaść komunikacyjna między ludźmi, nawet jeśli mówią oni w tym samym języku. To także książka o wzajemnym niezrozumieniu każącym traktować każdego innego niczym tytułowego „barbarzyńcę”, którego należy się bać, zamiast spróbować go poznać i zrozumieć. A każdy taki „barbarzyńca” musi umieć walczyć o siebie, nawet jeśli jest nie na swoim terenie i ma wokół siebie wiele nieprzychylnych osób. Tak właśnie robi Araceli Ramirez i…czy wygrywa?
Minusem powieści Tobara jest jej niewątpliwie spora objętość, która akurat w tym przypadku działa na jej niekorzyść. Ponad 600-stronicowa książka obfituje w niekończące się i przydługie opisy, które czasem najzwyczajniej w świecie nużą, bo też nie wprowadzają niczego nowego do fabuły, ani nie wzbogacają językowej warstwy powieści. Przymykając jednak oko na rozwlekły styl pisarstwa Tobara, zyskujemy niezły wycinek obrazu amerykańskiego społeczeństwa, które nie jest tak otwarte jak mogłoby się wydawać.
Ewa Sokołowska