Naszym zdaniem
Dla fascynatów kultury anglosaskiej.
J.R.R Tolkiena zna każdy i nie zamierzam zanudzać nikogo tym, że wielkim pisarzem był. To oczywiste. Nieoczywiste jest to, że był wielkim uczonym i znawcą literatury staroangielskiej, który przetłumaczył „Beowulf”, czyli staroangielski poemat datowany na VIII wiek.
Ktoś mógłby zastanowić się, dlaczego ten przekład ujrzał światło dzienne dopiero teraz. Tolkien nie był zachwycony swoim tłumaczeniem, ciągle je poprawiał i zmieniał. Dopiero jego syn zabrał wszystko, co dotyczyło „Beowulfa”. Nie tylko przekład sensu stricto, ale również wykłady, dotyczące głównie słownictwa, dodatki, utwory na podstawie staroangielskiego poematu. Tolkien, w swoich wykładach, sporo uwagi poświęcił aliteracyjnemu charakterowi słownictwa staroangielskiego. Jednak w przekładzie na współczesny angielski skupiał się bardziej na oddaniu treści, niż na zachowaniu podobnych środków stylistycznych. Natomiast ważną kwestią była rytmika utworu. Zdarzało mu się pozostać przy staroangielskim słowie, ażeby zachować rytmikę poematu. Przedstawione wykłady to również opowieść o tym, jak tłumaczyć tego typu teksty. Świadczą o lekkości, z którą poruszał się w tych zagadnieniach. Z iście baletmistrzowską precyzją tańczy pośród faktów historycznych i literatury staroangielskiej. Świadczy to nie tylko o doskonałej znajomości tematu, ale również wielkiej erudycji. Nie tylko skupia się na faktach, ale tworzy solidne fundamenty. Niegdyś z finezją roztaczał realia epoki przed oczami studentów, a teraz i moimi.
Muszę przyznać, że dopiero tolkienowskie wykłady zwróciły moją uwagę na wiele spraw. Nie zauważyłam ironii, gdy czytałam „Beowulfa”. Dopiero gdy on wskazał palcem, że nie można traktować pewnych rzeczy w stu procentach na serio, dostrzegłam lekkość prowadzenia fabuły poematu. Tekst przedstawiony został symultanicznie – w języku angielskim oraz po polsku. To ważne, zwłaszcza dla osób, które fascynują się kulturą lub literaturą anglosaską, bądź zajmują się tym zawodowo. Przyda się też po prostu studentom filologii angielskiej, którzy przygotowują się do egzaminu z literatury staroangielskiej.
Oprócz tego wszystkiego, co wymieniłam powyżej, dołączono napisaną przez Tolkiena prozą historię Beowulfa pod tytułem „Sellic Spell”.
Polskie tłumaczenie, wg mnie, jest bez zarzutu. Lekkie stylizacje na starodawną mowę sprawiły, że od razu wczułam się w klimat średniowiecznych zamków. Język obfituje w archaizmy, nietypowe konstrukcje składniowe i nie zawsze zrozumiałe zwroty, co nastręcza konieczność interpretacji. Jeśli coś było niezrozumiałe, to wynikało to z charakteru utworu, a nie z tłumaczenia, które wydaje mi się bardzo dobre. Z tego faktu wynikają dwie konkluzje: po pierwsze panie tłumaczki wykonały świetną pracę, za którą należą się ukłony. Po drugie komentarze ojca i syna są nieocenione w zrozumieniu tekstu, który nie tylko jest odległy wiekowo, ale powstał w zupełnie innym kręgu kulturowym. Tym samym nie będę udawać, że wszystko zrozumiałam, choć tłumaczenie polskie, mimo archaicznego języka, jest w pełni zrozumiałe.
Polecam analitykom oraz fascynatom kultury anglosaskiej. Nie każdego będzie bawiło czytanie „Beowulfa”, a tym bardziej analiza słowo po słowie tegoż poematu. Skrupulatność Tolkiena nie dla każdego będzie zaletą. Urzeka mnie również to, z jaką troską Christoper Tolkien traktuje dorobek swojego ojca. Nie chce go jedynie „sprzedać”, ale zaprezentować tak, by był jak najlepiej zrozumiany.
Karolina Baran