Naszym zdaniem
Dla mierzących się z pytaniem, kim był Stanisław Ignacy Witkiewicz i czym by się zajmował, gdyby w 1939 nie odebrał sobie życia...
Uśmiechnięty Witkacy oddala się od stolika, przy którym zostawia majora i Marlenę Dietrich, prosi „na słówko” generała Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego i wyznaje mu, że gdyby nie II wojna światowa i dobre zmiany, które przyniosła, dawno by nie żył – taki „obrazek” z Witkacym namalował w swojej powieści Burza. Ucieczka z Warszawy ’40 Maciej Parowski. Jego alternatywna biografia Witkacego jest być może jedną z najbardziej intrygujących w całej książce.
Tym, którym nie wystarcza Witkacy w konwencji fantasy, którzy szukają innego typu „biografii niebytu Witkacego”, także mierzącej się z pytaniem, kim był, czym by się zajmował, gdyby w 1939 nie odebrał sobie życia, tym, których nie satysfakcjonuje wyłącznie wpleciony w piosenkę, w dowcip, wystawiony w galerii czy na deskach teatralnych tym wszystkim recenzenci już od lat dziewięćdziesiątych polecają książkę Joanny Siedleckiej, polskiej eseistki i reportażystki, która spogląda na czytelników z tylnej okładki swojego Mahatmy Witkaca i wydaje się lekko uśmiechać. Obszerne opinie na jej temat, takich specjalistów od literatury jak Marta Wyka, Krzysztof Kąkolewski, Ryszard Kapuściński czy Marta Jentys zostały zresztą dołączone do nowego wydania tego „pamiętnika świętych i demonów” Siedleckiej, zaproponowanego przez Wydawnictwo MG, jako wymowne wprowadzenie.
Być może to raz mroźne, raz wrażliwe, spojrzenie Witkacego, którego piękny portret anonimowego autora zdobi pierwszą stronę Mahatmy sprawia, że opiniujący jej dzieło od lat upatrują w nim przede wszystkim melancholię i smutek. Ten drugi niektórzy spośród recenzentów nawet odtwarzają w książce warstwami. Nie należy się temu dziwić. Witkacy patrzy tak, jakby chciał opowiedzieć całą treść książki o sobie samym, przestrzenią między swoim spojrzeniem, a nami. Opowiedzieć „okołowitkiewiczowskie” historie odtwarzane na podstawie rozmów z ludźmi mu bliskimi lub dalszymi, jeszcze go pamiętającymi, z których w 2015 roku nikt już nie żyje, takie, jakimi są – szczere i szokujące, a zarazem przemilczane i wstydliwe. Czy nie te określenia pasują najlepiej do wspomnień dziesiątek osób, którym Siedlecka oddaje głos? Oli Watowej, która chciała Witkacego jak najszybciej poznać, której „dusza istnienia” uchwycona przez niego na portrecie, przepadła, Ireny Krzywickiej, którą zaprosił na bal w Jaszczurówce, a potem śmiertelnie się obraził, nawet tych niewyrażonych Stefanii Tuwimowej, która wycofała się z życia, nie widuje ludzi… Czy nie taka jest opowieść o tajemniczym wciąż pobycie Witkacego w Rosji, bądź o groteskowej, tragikomicznej awanturze, rozegranej na Pęksowym Brzyzku, gdzie nie spoczęło jego ciało, ale pewnej kobiety? Czy nie taki jest wojenny i powojenny los żony Witkacego, Jadwigi, dumnej i wyniosłej, której jedynym celem życia stało się wydanie dzieł męża, żyjącej ze skromnej renty i drobnych zaliczek od wydawców? Myślę, że Witkacy patrzy na nie wszystkie wrażliwym okiem. Drugie – mroźne zapewne pojawia się tam, gdzie Siedlecka popada w gęstą, rozgałęziającą się „genealogiczność”, rodzinne koligacje, najcieńsze więzy pokrewieństw swoich rozmówców z tymi, którzy zostali już tylko w sercach, albo na czarno-białych fotografiach. A może Mistrz cieszy się, że po kilku stronach tekstu można dostać pomieszania w głowie od tego, kto kim był w „witkiewiczowskiej rodzinie”?
Książki Joanny Siedleckiej nie trzeba czytać wracając w nocy z zakopiańskich knajp, ani w cieniu Giewontu. Nie zmienia to faktu, że Mahatma Witkac może przynieść wiele radości – tym, którzy pragnęliby zagrać w jednodniowym teatrze absurdu, prowadzeni przez „tragicznego pajaca”, autora Wariata i zakonnicy, tym którzy chcieliby nabyć odrobinę szewskiej pasji, albo zawsze odnosili wrażenie, że Polacy nieopatrznie wymyślili „niezamierzony egzystencjalizm”. Hymn na cześć dawnego świata, rozerwanego przez wojnę i sowiecką okupację, lament nad śmiercią polskiej inteligencji i artystycznej bohemy, płacz po starym Zakopanym – jak wymienia je … może rozlec się w duszy i przed oczami każdego, kto sięgnie po to wartościowe świadectwo.
Joanna Roś