Naszym zdaniem
Zbiór wybranych haseł z esejów, wykładów i kazań niesamowitego myśliciela i kaznodziei, ks. Józefa Tischnera. Alfabet to wspaniały obraz filozofii po góralsku i chrześcijańsku.
Pisanie recenzji obliguje recenzenta do przedstawienia autora. Nie ukrywam jednak, że sama próba przedstawienia Tischnera wprowadza mnie w nie lada zakłopotanie. Może lepiej, żeby ojciec się sam przedstawił:
Czasem się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, a dopiero potem księdzem.
Józef Stanisław Tischner, którego doczesne szczątki spoczywają w Łopusznej, był polskim prezbiterem katolickim i filozofem oraz kawalerem Orderu Orła Białego, a to jego Alfabet.
Książka ta, to zbiór haseł, wybranych i opracowanych przez Wojciecha Bonowicza, spośród wielu publikacji księdza Tischnera. Jest ona wiecznie żywą i bardziej niż kiedykolwiek aktualną myślą podhalańskiego duchownego. Od A do Z, od rzeczy banalnych, w których niemalże dotykamy góralskiej prostoty, do takich wprowadzających w głęboką zadumę.
Gdy otworzyłem pierwszą stronę tekstu właściwego, moim oczom ukazało się pierwsze hasło „knigi”. Aborcja, no tak – pomyślałem. Jak nic szykuj się na bezprecedensową walkę w obronie życia. Nic bardziej mylnego. Tischner jak nikt inny sięga źródeł problemów i zamiast nastawiać czytelnika za lub przeciw, zmusza go do myślenia, analizowania, zadawania pytań i szukania coraz głębiej we własnym sercu. Oczywiście, zachowuje przy tym szacunek do życia, ale co ważniejsze, jego podejście nacechowane jest chrześcijańskim duchem zrozumienia.
Im dalej w las, tym szerzej się otwiera Dolina Oczywistości. Z hasła na hasło zatrzymywałem się coraz częściej, robiłem notatki, nie tylko te na potrzeby recenzji, ale również te z osobistych przemyśleń. Wielokrotnie konfrontowałem filozofię Tischnera z moim światopoglądem i ani razu nie poczułem, aby ten „poeta myśli” atakował czymś mój wypracowany w pocie zwojów mózgowych obraz świata. „Jegomość Józek” posiadał lekkie pióro, które w sposób prosty trafiało do najprostszych z ludzi. Coś chyba jest w jednym z jego powiedzeń, że jak się czegoś nie da przetłumaczyć na góralski, to zwyczajnie nie istnieje.
Wędrując dłońmi ze strony na stronę trafiałem na coraz ciekawsze sformułowania, weźmy na przykład pojęcie miłości. Słowo, które odkąd człowiek nauczył się pisać zostało opisane niezliczoną ilość razy, a nawet tutaj Tischner zaskakuje:
Miłość to przede wszystkim wybór. „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Miłość nie jest nastrojem, uniesieniem, radością, jak pojmują ją dzisiaj pod wpływem romantyków. Miłość to akt decyzji, wybory, uznania za „swoje”. Dobrze wyraża mądrość zawarta w prostym określeniu „moja”, „mój”. Sens tych słów jest bardzo głęboki. Nie opisują one wspólnych uczuć, ale przynależność, piękną przynależność. (…) I nawet gdy mąż mówi: „a, pokłóciłem się z moją”, to ta „mojość” pozostaje.
Alfabet Tischnera to nie tylko hasła ogólne. Wiele z nich poświęconych jest realnemu stanowi rzeczy i refleksjom ojca nad tym, co było. Komunizm, Solidarność czy ojczyzna opisane z perspektywy osoby, która zwyczajnie przeżyła kawał historii. Warto więc zwrócić uwagę, że książka ta to nie tylko światopogląd ale również, a nawet przede wszystkim, świadectwo.
Alfabet Tischnera bezdyskusyjnie znalazł się na półce z książkami, do których uwielbiam wracać. Cała magia nie polega bowiem na tym, co zapamiętasz, ale ile wyniesiesz dla siebie z każdym kolejnym powrotem.
Ta książka ma tę moc.
Rafał Czekański