Naszym zdaniem
Na pochwałę na pewno zasługuje staranne i porządne wydanie książki, ale w dalszej drodze Maj niech towarzyszą czytelnicy, którym odpowiada styl Sandberg.
Miało być arcydzieło osadzone w latach 30. oraz „hołd złożony każdej kobiecie”. Od dawna nie czytałam czegoś tak męczącego – prywatnie bardzo szybko odłożyłabym tę książkę, jednak uczciwość recenzencka wymaga, by zapoznać się z całością. Dla polepszenia nastroju nastawiłam się na to, że w praktycznie każdej książce można znaleźć coś interesującego, cokolwiek, co nie zostawia czytelnika z poczuciem straty czasu. W ten sposób przetrwałam ponad 600 stron „Urodzić dziecko”. Czy było warto?
Główną bohaterką jest Maj – młode dziewczę ze złamanym sercem, które zaczyna życie na nowo, a chwila zapomnienia z nutką ciekawości kończy się ciążą ze słabo znanym i starszym mężczyzną. Maj nie ma pewności, czy to na pewno Tomas jest ojcem (wspominałam o złamanym sercu), ale na wszelki wypadek przyjmuje propozycję małżeństwa. To z kolei generuje kolejne problemy w jej życiu, bo przyszły mąż pochodzi z szanowanej i bogatej rodziny, która stawia wiele wymagań i nie toleruje żadnych skandali czy odchyleń od przyjętej normy. Sandberg dokładnie opisuje przebieg ciąży Maj, jej codzienność, poród i połóg, zawirowania w małżeństwie i zajmowanie się dzieckiem. Wszystko dzieje się w latach 1938-1939.
Od samego początku irytował mnie styl narracji, poszarpane myśli upychane w jedno zdanie, chaotyczność i lanie wody. Nie oczekiwałam superszybkiej akcji i szokujących zwrotów, bo to nie ten typ literatury. W pewnym momencie przyszło mi do głowy, że być może celem było podkreślenie infantylności i nieporadności głównej bohaterki. Tylko czy to wystarczający powód, by doprowadzać czytelnika na skraj wytrzymałości? Z czasem było nieco lepiej (może to kwestia przyzwyczajenia), a wstawki z przyszłości Maj były chyba jedynym ciekawym zabiegiem. Taka podpora w towarzyszeniu głównej bohaterce, której głównym zadaniem było obsesyjne sprzątanie, gotowanie, marudzenie, panikowanie, narzekanie na Tomasa, bo znowu czegoś się nie domyślił i sapanie, że rodzice nie przysyłają jej pieniędzy. Sandberg mogła też darować sobie wymienianie całego menu z każdej imprezy rodzinnej i odpuścić wieczne wspominanie o spoconych stopach i pachach. W normalnym życiu nikomu nie życzę źle, ale Maj to tylko mdła i denerwująca postać literacka, więc nie miałam nic przeciwko, gdy teściowa złośliwie pożyczyła jej zaplamiony obrus na ważną uroczystość. 😉
Kolejna sprawa to te nieszczęsne lata 30. Wybór na ten okres padł chyba tylko dlatego, by czasem wspomnieć o docierających sygnałach o możliwym wybuchu wojny. To tego jeszcze niezwykle klimatyczne gotowanie pieluch oraz powszechnie uznawane picie alkoholu i palenie papierosów w czasie ciąży i karmienia piersią. Na siłę można jeszcze pod to podciągnąć pozycję Maj w rodzinie, bo niezależnie od swojego stanu musiała perfekcyjnie prowadzić dom, zawsze świetnie wyglądać, przymusowo brać udział we wszystkich spotkaniach i absolutnie z nikim nie rozmawiać o jakichkolwiek problemach z Tomasem, choć był alkoholikiem i maminsynkiem. Czy teraz nie ma takich rodzin i sytuacji? Możemy sobie wmawiać, że obecnie jest inaczej i w domyśle lepiej, ale ile razy każda z nas musiała mierzyć się z durnymi pytaniami o to, kiedy znajdziemy męża, czemu wyglądamy na zmęczone, a mieszkanie nie jest wysprzątane, dlaczego nie mamy dzieci albo czemu stosujemy beznadziejne (bo nasze) metody wychowawcze, skoro wszyscy wiedzą lepiej, co jest dobre dla naszego dziecka i mają milion porad. Mogłabym wspaniałomyślnie podciągnąć to pod uniwersalność „Urodzić dziecko”, ale bez problemu można znaleźć pozycje znacznie ciekawiej i pełniej osadzone w wybranych przez autora latach, a do tego z ponadczasowym przekazem oraz nie maltretujące czytelnika.
W całej tej historii i nudnej Maj tak naprawdę nie chodzi o rodzenie dzieci. Kluczowe jest to, że od kobiet oczekuje się tego, by zawsze były silne, a już największe oczekiwania stawiane są matkom, które zawsze powinny być troskliwe i od początku wiedzieć, jak zajmować się niemowlakiem. Ogólna myśl książki nie jest zła, choć dotarcie do niej jest tak męczące, że nic i nikt nie zmusi mnie po sięgnięcie do kolejnych części. W postaci Maj wiele kobiet zapewne odnajdzie same siebie, a zakończenie „Urodzić dziecko” jest oczywiście zachętą do przeczytania następnego tomu. Na pochwałę na pewno zasługuje staranne i porządne wydanie książki, ale w dalszej drodze Maj niech towarzyszą czytelnicy, którym odpowiada styl Sandberg.
Alicja Sikora