UWAGA! Przed przystąpieniem do lektury należy zaopatrzyć się w butelkę włoskiego wina , spaghetti, gnocchi, makarony i oliwę. Względnie zaleca się by do czytania nie zasiadać na głodniaka.
Maja Stoop, z zawodu malarka uwielbiająca gotowanie i markę Italia w każdej formie. Podróżuje na wariackich papierach z mężem i czterema kotami. W roku 2008 sformalizowała związek z Włochami zakupując dom w Lacjum. Jej książka jest zapisem podróży po Włochach jakich nie znajdzie się w popularnych przewodnikach. Zwiedzamy kraj oliwy, pizzy i spaghetti od ich bardziej swojskiej i nie tak popularnie turystycznie strony.
Chcący śledzić całą drogę, jaką przebyli podróżnicy należałoby zaopatrzyć się w wyjątkowo dokładną mapę. Jak sama Maja Stoop zwraca uwagę nawet GPS i holenderski system nawigacji nie zawsze im pomagał w podróżach samochodem. A dlaczego? Otóż dlatego, że wskazane drogi albo nie istniały albo miały blokady, przez które nie dało rady pojechać dalej tudzież pojawiały się inne niezgodności z systemem satelitarnym a stanem faktycznym.
Zapis podróży to nie tylko obserwacja z kokpitu samochodu otaczających krajobrazów. Opowieść o wędrówce okraszona jest dodatkowo mnóstwem ciekawostek związanych z Włochami, jak i informacjami historycznymi związanymi z danym miasteczkiem czy wioską, w której akurat przebywa Maja Stoop z JC. Nie są one podane jako fragment nudnego wykładu z historii. Wprowadzone zostają do stałej narracji jako element ubarwiający i ukazujący jak powstało konkretne miasto czy wieś, o której jest akurat mowa. Ponadto autorka opisuje wszystkie spotykane zabytki z jakimi ma do czynienia. Zasób słownictwa jaki można przy okazji poznać sprawia, że nawet ignorant nie interesujący się architekturą zachłyśnie się odrobiną sztuki jaką jest zdobnictwo budynków.
Oprócz tego wiele uwagi poświęca się temu co najprzyjemniejsze, czyli jedzeniu. Prawie na każdej stronie wspomniany zostaje chociaż jeden element włoskiej kuchni. Najczęściej jest mowa o makaronach i oliwie. Podejrzewam, że gdyby dało się zmaterializować oliwę za każdym razem, gdy zostaje ona wymieniona, uzbierałaby się duża butla. Ślinka sama cieknie na myśl o tym wszystkim. Nawet nieznajomość włoskiego nie przeszkadza w wyobrażeniu sobie jakie to pyszności królują na stołach.
Opowieść Mai Stoop nie jest książką na raz. Trzeba się nią delektować przez jakiś czas, sączyć jak dobre włoskie wino, powoli i z umiarem. Nie można po prostu siąść i jej przeczytać od ręki. Trzeba dawkować sobie tę przyjemność po trochu.
Książka nie jest tylko opisem tego, gdzie była autorka. Jest także albumem, gdyż liczne zdjęcia ilustrują piękno Półwyspu Apenińskiego, który przemierzała Maja Stoop. Mimo tego jest to też mały minus. Nieraz chciałoby się zobaczyć co w danym momencie książki autorka opisuje. A tak, czytelnik zdany jest wyłącznie na swoją wyobraźnię. Względnie dla bardziej wytrwałych jest to wyzwanie, aby odnaleźć to miejsce. Niemniej fotografie zachęcają by wyruszyć w podróż podobną do te,j jaką odbyła autorka lub stworzyć własną trasę pełną posobnych i niespodziewanych atrakcji.
Dariusz Makowski
Książka do nabycia w: PWN