Naszym zdaniem
Drugi tom reportażu o odkrywaniu trudnej przeszłości, i własnej rodziny, i całego narodu.
Drugi tom trylogii „Miasteczko” Małgorzaty Pośpiech niczym nie ustępuje pierwszemu i jest co najmniej równie wstrząsający. Co najmniej, bo pomimo tego, że od mojej lektury obu tych części minęło sporo czasu, ponieważ chciałam dać sobie chwilę na przemyślenia, wciąż nie potrafię wskazać, co byłoby dla mnie trudniejsze do zaakceptowania – historia własnej rodziny, bo w moim odczuciu tom pierwszy pt. „Miasteczko” był tomem bardzo osobistym, czy historia narodu, która w „Siódmym kręgu” jest opisywana przez Pośpiech przez pryzmat życia Edmunda Pośpiecha, ojca autorki. Obie te opowieści nie pozwalają spokojnie zasnąć.
Opowieść Małgorzaty Pośpiech to dowód na to, że najciekawsze historie pisze samo życie. Dlatego też autorka nie ubiera we własne słowa wielu wydarzeń, ale pozwala czytelnikowi zapoznać się z taką ich formą, jaka została zapisana w urzędowych dokumentach, protokołach przesłuchań, sprawozdaniach i raportach. Dzięki rozbieżnościom, jakie zachodzą pomiędzy opisem tych samych wydarzeń w różnych dokumentach, czytelnik ma możliwość wyrobienia sobie o nich własnej opinii, tak samo jak zrobiła to Pośpiech, stawiając sobie za cel dotarcie do jedynej, obiektywnej prawdy.
Autorka posiadała ku temu niezwykle silną motywację – chodziło przecież o znalezienie ojca, zrozumienie jego życia, podejmowanych decyzji, zbudowanie jego pełnego i sprawiedliwie nakreślonego wizerunku. O „Siódmym kręgi”, podobnie jak i w poprzednim „Miasteczku”, nie można powiedzieć nic złego. To bardzo emocjonalny reportaż ukazujący kolejne etapy dochodzenia córki do prawdy o ojcu, którego tak naprawdę nigdy przy niej nie było. W tej wyciągniętej z życia historii nigdy do końca nie wiadomo, kto po której stronie barykady stoi. Często dochodzi w niej do obnażenia nie tylko przeplatanej z bezwzględnością nieudolności komunistycznych władz, ale również atmosfery absurdu i niepewności, jaka panowała w powojennej Polsce.
W treści książki przewijają się wzmianki o dalszych losach poznanych w pierwszym tomie dwóch kobiet, Nory i Ingrid. Ich obecność długo zdaje się być czytelnikowi przypadkowa, nie do końca jasna, może nawet irytująca, przez to jak mocno jest ona oderwana od głównego wątku. Z czasem jednak także i do nich czytelnik się przyzwyczaja.
Na zakończenie powiem, że „Siódmy krąg” w zupełności spełnia moje oczekiwania stawiane wobec reportażu: jest maksymalnie obiektywny, ale jego tematyka pozostaje w stałym, osobistym związku z życiem osobistym autorki, dzięki czemu daje się odczuć jej ogromne zaangażowanie w jego realizację. Poza tym „Siódmy krąg” przypomina o tym, że historia każdego człowieka jest niepowtarzalna i warta opowiedzenia.
Sylwia Tomasik