Są ludzie, którzy grzebią w przeszłości, zadają pytania i starają się szukać odpowiedzi i tacy, którzy nie zastanawiają się zbytnio, a po prostu cały czas idą do przodu i nie oglądają się za siebie. Nie wiem, która opcja jest lepsza (druga jest pewnie mniej frustrująca), ale osobiście należę do pierwszej grupy. Jest taki temat, który szczególnie mnie interesuje i być może dlatego sięgnęłam po książkę “Krótka historia o istocie umierania”. Może autor dostrzegł coś, czego ja nie dałam rady? Musiałam to sprawdzić.
Prolog jest ciężki, niepokojący i trudny do przebrnięcia. Nie chodzi o to, że jest nudny/kiepsko napisany/ma opisy przyrody/jest koszmarnie długi i ma milion przypisów. To tylko kilka stron, ale dobitnie przedstawiają stan człowieka, który MUSI pogodzić się z nagłą stratą najbliższych. Salwator rozpacza po śmierci swojej żony i dziecka. Nie wiemy co się stało, ale to nie jest istotne. Ważna jest ogromna dawka bólu, która jest nie do wytrzymania. Główny bohater, licząc na poprawę swojego stanu, pakuje swoje rzeczy i wyjeżdża.
Jedyny możliwy wybór w takiej sytuacji, to oczywiście nieznane wcześniej, totalne odludzie. Salwator wybrał bardzo klimatyczne miejsce, w dodatku takie, o którym Internet milczy. Kolejne zdania sprawiły, że poczułam lekki klimat horroru, ale to pewnie z powodu mojego zamiłowania do tego typu filmów. Nieco bardziej schowałam się pod kołdrę (jak zwykle i na wszelki wypadek) i kontynuowałam czytanie. Kim są nienaturalnie uprzejmi ludzie i jaką tajemnicę skrywają? Dlaczego uważają, że to miasteczko wybiera sobie mieszkańców, a nie odwrotnie? I co w tym wszystkim robi miejscowy ksiądz, który nie podpisuje się pod żadną konkretną religią? W mojej głowie pojawiały się różne teorie: miasto umarłych, sekta, wampiry, kosmici, inne wymiary… Uprzedzam – wszystkie były błędne, co bardzo mnie ucieszyło, bo nie ma nic gorszego od samodzielnego rozwiązania zagadki w połowie książki. Chciałabym wspomnieć o pozostałych zaskoczeniach, ale to oznaczałoby kolejną czytelniczą zbrodnię tzn. zdradzenie treści i popsucie zagłębiania się w tekst. W związku z tym – z ciężkim sercem nie dodaję już ani słowa.
Na pewno mogę stwierdzić, że autor miał dobry pomysł na fabułę i zgrabnie wszystko opisał. Szkoda, że książka jest tak krótka – poszczególne wątki i postacie aż proszą się o rozwinięcie, ale z drugiej strony tytuł (“Krótka historia…”) broni się przed tą uwagą. Ostatecznie, niektórzy lubią sami dopowiedzieć to, czego nie było w tekście. Wyobraźnia to dobra rzecz, a książka powinna inspirować i zachęcać do przemyśleń.
Temat śmierci i żałoby jest właściwie nieskończony, bo każdy może mieć własne odczucia, przeżycia. Chodzi o coś, czego tak naprawdę nie możemy sprawdzić, a potem powiadomić innych, że jest tak albo tak. W przypadku “Krótkiej historii o istocie umierania” warto zaznaczyć, że rozwój wydarzeń opiera się o psychologiczny schemat przeżywania żałoby. Każdy z nas kogoś stracił lub widzieliśmy kogoś, kto musiał sobie z tym poradzić. Książka Michała Staroszczyka nie odpowiada na pytania, ale z całą pewnością przedstawia podejście, które warto sobie przemyśleć, a może nawet spróbować zastosować w kryzysowej sytuacji.
Alicja Sikora