„Żona enkawudzisty” to pozycja, którą niełatwo zamknąć w jakichś ramach czy gatunkowo zakwalifikować. Nie jest to powieść ani pamiętnik, choć w zapisie literackim można odnaleźć elementy jednego i drugiego. Wspomnienia Agnessy Mironowej wydają się wpisywać w nurt historii mówionej (oral history) – interdyscyplinarnej metody badawczej, polegającej na rejestrowaniu i analizowaniu wspomnień istniejących w pamięci jednostkowej i zbiorowej. Dzięki opowieści Agnessy Mironowej przybliżamy się do czasów i realiów, których nie sposób poznać z podręczników do historii. Tytułowa bohaterka odsłania przed czytelnikiem subiektywny świat narodzin stalinowskiej Rosji. Świat przyjęć czerwonych elit, luksusów, kochanków i dworu pochlebców. Świat widziany oczami radzieckiej Scarlett O’Harry.
Agnessa Mironowa, żona oficera NKWD, snuje swoją wstrząsającą opowieść w sposób prosty, spontaniczny, naturalny, momentami kompletnie bezrefleksyjny. Wielokrotnie poraża szczerością. Wprowadza czytelnika w rzeczywistość damy stalinowskiego dworu, która długo musiała pracować na swoją pozycję. Rzeczywiście, Mironowa konsekwentnie pięła się po stopniach sowieckiej drabiny społecznej. Z młodej, zakompleksionej i żyjącej w cieniu siostry dziewczyny wyrosła świadoma swojej urody kobieta, która szybko zorientowała się w regułach gry: wiedziała, kiedy należy eliminować konkurentki, jak wykorzystywać ludzi do realizacji swoich celów, jak obchodzić się z mężczyznami. Nie miała oporów, by wydawać przyjęcia i uczestniczyć w wystawnych ucztach dla politycznych dygnitarzy, podczas gdy w tym samym czasie miliony mieszkańców sowieckiego imperium umierało z głodu. Odpoczywała w znakomitych radzieckich kurortach, cieszyła się beztroską, długo żyła niczym w bajce. Rewolucja rewolucją, ale Agnessa Mironowa musiała zawsze dobrze wyglądać. Lubiła robić wrażenie. Nie tylko na swoim ukochanym.
Dla Siergieja Mironowa, którego poznała z okazji rocznicy powstania Armii Czerwonej, opuściła bez słowa pożegnania swojego pierwszego męża. Wcześniej byli długo kochankami. To właśnie on, przystojny i pewny siebie czekista, „uświadamiał” ją politycznie. Podczas lektury tekstu czytelnik śledzi losy miłosnej relacji, opartej po trosze na wzajemnej grze z obu stron oraz zamkniętej, mimo wszystko, w ramach dopuszczalnych przez władzę radziecką: „Pewnego razu zapytałam go, chcąc sprawdzić siłę jego miłości:
– A gdybym rzeczywiście okazała się białogwardyjką, szpiegiem? Gdybyś dostał rozkaz mnie rozstrzelać, rozstrzelałbyś mnie?
Chciałam usłyszeć, że on by oddał za mnie wszystko na świecie (…). Ale on odpowiedział na to twardo, bez wahania, od razu, cały jakby sztywniejąc:
– Rozstrzelałbym.
Nie uwierzyłam własnym uszom.
– Mnie? Mnie byś rozstrzelał? (…)
– Rozstrzelałbym. (…) Rozstrzelałbym, a potem sam bym się zastrzelił…”.
Agnessa Mironowa do samego końca nie chciała uwierzyć, że jej mąż jest katem, „psem Stalina”, jak sam o sobie mawiał, który ręce aż po łokcie ma unurzane we krwi. Nie chciała przyjmować informacji dla niej niewygodnych, mimo że często była świadkiem jednoznacznych rozmów. Wiedziała, że na podstawie jednego donosu potrafią z dnia na dzień znikać bez śladu całe rodziny, wiedziała o aresztowaniach, którym nie było końca, oraz o tym, że jej ukochany NKWD-zista nie czynił żadnych względów znajomym. Dla niej był jednak jej Miroszą: rodzinnym, kochającym dzieci i rozpieszczającym ją człowiekiem. Dla niego (i zapewne również dla samej siebie) zdecydowała się żyć w kłamstwie, w które mocno starała się uwierzyć.
Spowiedź Agnessy Mironowej czekała na publikację 60 lat. Odsłania ona przed czytelnikiem postać, która stanowiła w ponurej sowieckiej rzeczywistości zaskakujący kontrast. Postać, która doświadczyła idylli w nieludzkich czasach, ale i której udziałem ostatecznie stał się gułag. To opowieść kobiety, która, jak sama przyznaje, nie mogła żyć bez miłości, niezależnie od tego jak mylnie ją definiowała. To szokująca relacja, w której główna zainteresowana przez cały czas z równą atencją opowiada o tym, co ma na sobie, oraz jaką śmiercią ginęli otaczający ją ludzie.
„Żona enkawudzisty” to wyznanie grzechów, podczas którego penitentka w sposób nadzwyczaj wybiórczy traktuje jego warunki. To spowiedź, w której rachunek sumienia faktycznie został uczyniony. Nie ma jednak mowy o żalu za grzechy czy mocnym postanowieniu poprawy. Zadośćuczynienie wydaje się kwestią dyskusyjną, bo większość tych, wobec których Agnessa Mironowa zawiniła, już nie żyje. I nawet jeśli chodzi o szczerość, są pewne wątpliwości.
Ewelina Tondys