„Czy straciliście kiedyś kogoś, kogo kochaliście i pragnęliście jeszcze jednej rozmowy, jednej szansy, by odrobić ten czas, gdy myśleliście, że ta osoba będzie zawsze przy was? Jeśli tak, to wiecie, że możecie przejść przez całe życie, kolekcjonując dni, ale żaden nie dorówna temu, który chcielibyście odzyskać. A gdybyście go odzyskali?”. Książka Mitcha Alboma, amerykańskiego pisarza, dziennikarza sportowego i komentatora telewizyjnego, „Jeszcze jeden dzień” to opowieść o odzyskiwaniu pozornie utraconych szans, o nadziei, wyjściu z marazmu, w którym wielu z nas się pogrąża, o kruchości życia, o niedocenianiu najbliższych. Choć przede wszystkim wydaje się, że jest to opowieść o miłości matki do dziecka. Książka o matczynej miłości – można by pomyśleć nuda i utrwalanie heroicznego obrazu macierzyństwa? Nic bardziej mylnego.
Nie lubię książek, które sugerują, że życie to lekka i przyjemna przeprawa, tylko trzeba na nie odpowiednio spojrzeć i wykrzesać z siebie trochę optymizmu. Nie lubię literatury, która usiłuje przemycić takie przesłanie. Może dlatego nie znoszę pisarstwa Paulo Coelho i podobnych „lekarzy dusz”. Kiedy zorientowałam się, że „Jeszcze jeden dzień” to opowieść o duchach, które odmieniają ludzkie życie, pomyślałam, że rozczaruje mnie ten tytuł. Stało się inaczej. Powieść Mitcha Alboma wzruszyła mnie głęboko.
„Każda historia rodzinna jest historią o duchach. Zmarli przesiadują przy naszych stołach długo po tym, jak odejdą”. Charley Benetto, główny bohater wspomnianej historii, to mężczyzna w średnim wieku, niezrealizowany zawodowo przedstawiciel handlowy i niespełniony sportowiec. Nie udało mu się małżeństwo. Jedyna córka nie zaprosiła go na własny ślub. Do tego dochodzą problemy finansowe i alkohol. Charley postanawia więc pewnego dnia zakończyć swoje marne życie. Kiedy powziął ten zamiar, ukazuje mu się jego zmarła przed ośmioma laty matka i proponuje, by przeżyli razem jeszcze jeden dzień.
„Matki kultywują pewne wyobrażenia o swoich dzieciach, które dzieci przejmują, i jednym z moich wyobrażeń było, że lubię siebie, ponieważ ona mnie lubi. Wraz z nią odeszło to przekonanie. (…) Tyle razy wolałem nie być z nią. Zbyt zajęty. Zbyt zmęczony. Nie mam ochoty tym się dziś zajmować. Kościół? Nie, dzięki. Obiad? Przykro mi. Odwiedziny? Nie dam rady, może w przyszłym tygodniu. Policzcie godziny, które mogliście spędzić ze swoimi matkami. Uskłada się z nich całe życie”.
Książka Mitcha Alboma uświadamia nam z pozoru banalną prawdę. Zbyt często postrzegamy matczyną miłość jak coś oczywistego, otrzymanego na zawsze, coś, co się nam należy. Jesteśmy przekonani, że mamy jeszcze mnóstwo czasu, żeby się za nią odwdzięczyć. Aż pewnego dnia okazuje się, że jest już za późno. Po przeczytaniu książki „Jeszcze jeden dzień” bardzo zapragnęłam usiąść z moją mamą przy stole w jadalni, napić się wspólnie herbaty i zapytać ją o wiele spraw. W moim przypadku niestety nie jest to już możliwe. Wszystkich natomiast, dla których nie jest jeszcze za późno, gorąco do tego zachęcam.
Ewelina Tondys