Fascynują mnie książki, które przedstawiają nieprzeciętnych (w dodatku bardzo młodych) bohaterów. W nieprzyjaznym świecie przyszłości muszą poradzić sobie nie tylko z wrogami, ale także starają się zachować tożsamość, wierność własnym zasadom moralnym. Oczywiście łatwo wszystko spłycić, uprościć i podlać sosem nieznośnego patosu oraz ckliwości. W przypadku Gry Endera, klasyki literatury science fiction, wszystko jest tak, jak powinno być – i nie piszę tego tylko dla zasady. Dzieło O. S. Carda w pełni zasługuje na szacunek oraz zainteresowanie każdego czytelnika.
Historia przedstawiona w książce jest zasadniczo prosta: Ender (tak naprawdę Andrew Wiggin) to genialne dziecko, które ma ostatecznie zapobiec potencjalnej inwazji robali, obcych, pokonanych już kiedyś w krwawym konflikcie – rozpoczyna więc edukację w Szkole Bojowej. Genialne dzieci szkoli się tam za pomocą gier – na mniejszą skalę uczestniczą w dowodzeniu flotami, toczą między sobą kosmiczne wojny. Ale czy dziecko udźwignie taki ciężar?
Oczywiście wątków poruszonych w powieści jest więcej, ale nie chciałabym psuć radości z samodzielnego odkrywania tej fascynującej książki. Wydaje mi się, że jednak najważniejszym tematem, niezależnie od technologicznej otoczki, staje się psychika głównego bohatera. Nie jest on dzieckiem skłonnym do patosu i przesadzonego heroizmu, z drugiej strony nie popada także w infantylność. Andrew Wiggin to bohater, którego losy obserwuje się z autentyczną ciekawością i współczuciem. Świadomy swojego przeznaczenia stara się jednak nie pozostawać marionetką w rękach innych, zaś swą inteligencję łączy z głęboką empatią, co jest jego największą zaletą, jak i przekleństwem.
Nie mniej interesującym tematem są sposoby szkolenia przyszłych dowódców kosmicznych flot oraz statków – momentami wydają się nazbyt okrutne, ale czyż cel nie uświęca środków? Co jest ważniejsze: współczucie czy stworzenie przywódcy, który zapewni zwycięstwo? Pierwszy tom sagi przynosi wiele pytań i niejednoznaczności, ale w gorzki sposób rozlicza się także ze stereotypowym wizerunkiem bohatera oraz z konsekwencjami wyborów. Bo w końcu za wszystko kiedyś przyjdzie nam zapłacić – nawet jeśli mogłoby się wydawać inaczej
P. S. Już niedługo w Subiektywnym Imperium Literackim – Ender i Katniss Everdeen. Co ich łączy? Co dzieli? Wyróżnia? Serdecznie zapraszam!
Sylwia Kępa