Naszym zdaniem

Jeśli tak mają wyglądać debiuty literackie, to wszyscy utytułowani pisarze mogą iść na emeryturę.

10
Styl i język
10
Treść i fabuła
10
Okładka
10
Zapach

Nie płaczę przy czytaniu. Tym razem jednak byłam bliska łez. Z emocji zgryzłam usta. Raz rzuciłam książką w kąt. Nie mogłam się pogodzić z tym, co spotkało jednego z bohaterów. Powieść doczytywałam przed snem. Noc po niej była ciężka. Potem od rana znowu myślałam o Old Buckram, Henrym, jego ojcu, siostrze, matce… I tak przez wiele kolejnych godzin. „Ziemia przeklęta” długo po zakończeniu lektury nie dawała mi spokoju i nawet dzisiaj, chociaż dałam sobie kilka dni na przemyślenie tej książki, nie jestem w stanie podejść do niej na chłodno. Dawno żadna powieść tak mną nie poruszyła. Być może wciąż pozostaję pod jej wpływem i kiedyś dam jej inną ocenę, ale w tej chwili, w tym momencie życia, w którym się znajduję, z tym doświadczeniem czytelniczym, jakie posiadam, daję „Ziemi przeklętej” Phillipa Lewisa ocenę 10/10.

Henry Aster prowadzi czytelnika przez życie swojej rodziny – począwszy od dziadków, poświęcając następnie wiele uwagi ojcu – pisarzowi, którego twórczej pracy podporządkowane było całe istnienie jego żony i dzieci, starając się wyjaśnić także, co i w jaki sposób zmusiło go najpierw do opuszczenia Old Buckram, potem do powrotu do niego.  Kilkupokoleniowa saga jest po prostu fascynująca i muszę przyznać, że jako osoba, która nie gustuje w powieściach obyczajowych, w „Ziemi przeklętej” się po prostu zakochałam.

Wbrew moim oczekiwaniom „Ziemia przeklęta” nie opowiada o trudach twórczych niespełnionego pisarza. Ona opowiada o tym, jak bardzo decyzje jednego człowieka oddziałują na innych – szczególnie w gronie rodzinnym. Wątek ojca mimo wszystko porywa, co zrozumieją przede wszystkim niespełnieni pisarze, marzący o chwale i sławie równej przynajmniej Poego. Ważne jest jednak nie to, jak człowiek męczy się z niemocą twórczą, a to, jak jego alkoholizm i poczucie mentalnej wyższości nad innymi oddziałuje na najbliższą mu rodzinę. Poza tym Lewis ciągle gra na uczuciach czytelnika, nie bojąc się przy tym mówić o rzeczach wstydliwych, braku zaufania, rodzicielskich porażkach czy świadomym sprawianiu bliskim zawodu.

„Wyczułem instynktownie, że istniała taka jej część, do której nigdy bym nie mógł dotrzeć – do której nie pozwoliłaby dotrzeć ani mnie, ani komukolwiek innemu. Nigdy całkowicie by mnie do siebie nie dopuściła. […] W miarę jak zacząłem ją lepiej poznawać, coraz częściej dostrzegałem wymowny smutek, który pojawiał się w jej oczach w tych spokojnych chwilach, gdy była przekonana, że ani ja, ani świat nie spoglądamy w jej stronę”.

To, co w pierwszej kolejności mnie zainteresowało, kiedy usłyszałam o „Ziemi przeklętej”, czyli wielki dom ze szkła i metalu, osadzony na wzgórzu, górujący nad miasteczkiem, nie jest w całej historii najważniejszy, co sugerowały materiały promocyjne. Owszem, dom jest ważnym miejscem części akcji, ale nie determinuje wydarzeń tak bardzo, jak się spodziewałam. W książce Lewisa to ludzie są odpowiedzialni za ludzkie nieszczęścia, nie żadne nadprzyrodzone siły, których przez pół powieści oczekiwałam, a których w końcu się nie doczekałam (i bardzo dobrze, bo coś mi mówi, że gdyby się pojawiły, to całkowicie zniszczyłyby opowieść. Swoją drogą, przez pewien czas powieść Lewisa przywodziła mi na myśl „Przebudzenie” Stephena Kinga, przede wszystkim ze względu na język i sposób narracji, tam jednak wątek nadprzyrodzonych sił jest silnie zarysowany).

Siłą „Ziemi przeklętej” są emocje. Czyste, prawdziwe, tak realne, że niemal niemożliwe do zniesienia. Całkowicie zgadzam się ze słowami Natalii Szostak, która recenzowała tę powieść na łamach „Gazety Wyborczej” – czytanie tej książki po prostu boli. Myślę, że jest to w dużej mierze zasługa tego,  że są one surowe, bez zbytnich uniesień. Sami zobaczcie:

„Rok wcześniej ich sąsiedzi mieszkający po drugiej stronie wzgórza zginęli z rąk własnego syna. Był w wieku Eleonore – ten chłopak, który to zrobił – i był przykładnym dzieckiem, dopóki pewnego sierpniowego poranka po śniadaniu nie poszedł do szopy po siekierę. Poza zabiciu ich siedział przez chwilę w nowo odnalezionej ciszy i spokoju, a potem zadzwonił na policję, żeby zgłosić popełnienie przestępstwa. Gdy go zapytano, dlaczego to zrobił, odpowiedział: Nie potrafiłem już znieść ich sarkazmu”.

Trudno uwierzyć w to, że „Ziemia przeklęta” jest literackim debiutem Phillipa Lewisa. Jedno jest pewne – takiego festiwalu emocji dawno nie przeżyłam przy żadnej książce. Polecam!

Sylwia Sulikowska