Naszym zdaniem
21 lat temu Legia Warszawa jako jedna z ostatnich polskich drużyn zapewniła sobie awans do elitarnych rozgrywek Ligi Mistrzów. Książka Piotra Jagielskiego opowiada nie tylko o heroicznej drodze do ćwierćfinału stołecznego klubu, ale również o realiach polskiej piłki po transformacji.
„Legia Mistrzów”, tak, ten tytuł jest nieprzypadkowy i w pełni pasuje do obrazu narysowanego nam przez Piotra Jagielskiego. Autor dokładnie przygotował pole gry i skrupulatnie krok po kroku opowiedział historię ustami tych, którzy ją tworzyli. Z punktu widzenia fachu dziennikarskiego odwalił kawał dobrej roboty. Czy jest to jednak „musthave” każdego polskiego kibica? Nie mogę tego powiedzieć. Należy jednak pochwalić autora za kilka rzeczy.
Jako bratnia kibicowska dusza, podpisuję się w pełni pod tym, o czym na początku wspominał Piotr:
W tamtych czasach w polskiej piłce panował kult cwaniactwa i przeciętniactwa. Na treningach się nie przemęczało, po treningach się piło.
Z lekkim uśmiechem na twarzy przypominają mi się zdjęcia z mojego lokalnego klubu, gdzie w szatni zawodnicy swobodnie palili papierosy. W książce realia futbolu lat 90. oraz epoki przed nimi zostały oddane bardzo dokładnie, ujawniając wszelkie absurdy sterujące polską piłką.
Sam Pisz przyznawał po latach: – Paliliśmy, piliśmy i robiliśmy wszystko, czego nie powinni robić wyczynowi sportowcy. Tyle, że zawsze pilnowaliśmy miary, bo rano trzeba było wstać na trening i za***** na maksa!
Właśnie ten zapał zawodników i spryt trenera Pawła Janasa pomogły zbudować w Warszawie drużynę, która w sezonie 95/96 osiągnęła największy sukces polskiej piłki klubowej. Bardzo przyjemnie czyta się historię tamtej Legii, budowania drużyny, która zaskoczyła europejski futbol. Otoczka wielkiej Ligii Mistrzów i rozpadające się polskie stadiony, profesjonaliści z zachodu i Legioniści z „Garażu”, kontrast gonił kontrast, a mimo to Legia szła przed siebie.
Podoba mi się książka Piotra Jagielskiego, ponieważ jestem kibicem, podoba mi się ponieważ w pewien sposób na nowo przeżywałem swoją bardzo wczesną młodość, podoba mi się ponieważ jest szczera aż do bólu. Mam jednak obawy, że jest to książka dla pokolenia mojego, Piotra, czy osób starszych. Mam wrażenie, że współczesna młodzież wychowana na Orlikach, mająca pełny dostęp do profesjonalnych sprzętów, zwyczajnie nie pojmie romantyzmu i przekazu tej opowieści. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy tej historii pielęgnować. Zamiast tego nauczmy się ją przekazywać młodszemu pokoleniu razem z bakcylem piłkarskim.
Rafał Czekański