Naszym zdaniem
Romans trochę inaczej, choć wcale nie lepiej.
Sarah Waters to, jak wyczytałam, autorka wręcz legendarna dla środowiska LGBT. Zajmuje się środowiskiem gejów i lesbijek w powieściach historycznych. Bardzo chciałam przeczytać coś jej autorstwa, gdyż chciałam wiedzieć, co zasługuje na tak szumne miano.
Nancy jest córką sprzedawcy ostryg i wiedzie spokojny żywot w małej miejscowości. Nie spotykają ją większe dramaty, a tym bardziej radości. Ot, proste życie wypełnione pracą i okazjonalnymi wizytami w teatrze. Jej życie zmienia się, gdy na scenie dostrzega wodewilową aktorkę – Kitty Butler. Zauroczona dziewczyną, która śpiewa w męskim stroju, przychodzi codziennie do teatru, by móc oglądać obiekt swojej fascynacji. Wkrótce zostaje dostrzeżona… Co z tego wynikło? Czy jej marzenia się spełniły? Czy odnalazła szczęście?
Nie tego się spodziewałam. Oczekiwałam manifestu. Albo chociaż powieści, która z klasą poruszyłaby takie tematy jak dojrzewanie, odkrywanie swojej seksualności, miłość lesbijska. Spodziewałam się, że „Muskając aksamit” będzie żywym mitem – historią uniwersalną, z którą wiele osób będzie mogło się utożsamić. Co otrzymałam? Romansidło połączone z erotykiem w złym guście. Książka została podzielona na 3 części i każda z nich prezentuje inny poziom. Pierwsza część jest bardzo dobra, ponieważ pokazuje przekształcanie się skromnej handlarki ostrygami, która nie powinna oczekiwać innego życia, w osobę pewną siebie i swoich umiejętności. Pokazany został powolny proces przemiany i dojrzewania Nancy do nowych ról, które serwuje jej życie. Pierwsza część jest dla mnie interesująca i choć momentami banalna, to jednak pełna uroku. Główna bohaterka w tej części była dla mnie jak wiosenny kwiatek, który dopiero rozkwita, poznając wszystkie aspekty życia.
Kolejne dwie części są okropne. Przede wszystkim nudne, ponieważ skupiają się jedynie na coraz to nowych partnerach seksualnych Nancy. Choć w pierwszej części styl tekstu nie był nie wiadomo jak fantastyczny, zdarzały się potknięcia i niefortunne sformułowania, to jednak im dalej, tym gorzej. Z powieści cechującej się stosunkowo metaforycznym językiem, który choć jest dosłowny, to jednak wciąż delikatny, autorka przeszła do wyrażeń typu „obciąganie” i wycieranie „spermy z kołnierza”. Jeśli pierwsze opisy stosunków przywodziły mi na myśl wiosenne rozkwitanie, to kolejne przypominały obrazy gnicia. Byłam zażenowana, bynajmniej nie oburzona. Seks mnie nie oburza, ale w zbyt dużym natężeniu nudzi i wcale nie szokuje, a jak mniemam, to właśnie szok był celem autorki. Część druga i trzecia niczym nie różni się od prostackich harlequinów – podobny poziom tandety.
Jeśli niewiele się oczekuje od tej powieści, to nie jest ona taka zła. Bohaterki są naprawdę ciekawie wykreowane, choć postępowanie Nancy niejednokrotnie mnie dziwiło. Wychowana w purytańskiej atmosferze, godzi się z absolutnie każdą rewolucją w swoim życiu. Nawet się nie zająknie o swoim stanie psychicznym, o tym co czuje, jak na nią wpływają poszczególne zdarzenia i momenty. Brak mi było dokładnie opisanej motywacji psychologicznej. Przyznaję, że to zmusiło mnie do wymyślania, co mogła czuć główna bohaterka, by tak postąpić, jakie procesy myślowe zachodziły w jej głowie, by tak się zachowywać. Mimo wszystko wolałabym, by autorka przybliżyła mi bardziej psychologię postaci.
Historia została potraktowana raczej po macoszemu. Daję plus za próbę oddania klimatu Londynu i artystycznego półświatka, jednak przyznaję, że ja tego nie poczułam. Właściwie oprócz rekwizytów, mających przywodzić na myśl koniec wieku XIX (typu dorożki), niewiele sugeruje, że rzecz ma miejsce w tamtych czasach.
„Muskając aksamit” jest dla mnie książką przereklamowaną, a do tego kiepsko napisaną. Bohaterki irytują, a ich zachowania nie mają logicznie uargumentowanego podłoża psychologicznego. Nie rozumiem, dlaczego ten pospolity romans zdobył taką sławę. Wcale nie szokuje, raczej odstręcza i nudzi. Próbuję przekonać samą siebie, że to przecież debiut Waters i może inne publikacje będą bardziej interesujące, jednak nie potrafię się przełamać po porządnej dawce kiczu, którą dostałam. Może kiedyś łamała tabu, ale dziś? Naprawdę kogoś jeszcze szokuje lesbijski seks?
Karolina Baran