Czemu o tym wspominam? Moja ostatnia lektura przypomniała mi o miesiącach, które spędziłam na mojej amatorskiej próbie analizy przypadku kobiety, która zamordowała swoje dziecko. Waldemar Ciszak i Michał Larek również skupili się na analizie głośnej sprawy, którą żyła cała Polska. Różnica polega na tym, że zrobili to profesjonalnie, wszystko opisali w książce, a śledztwo, które ich interesowało, zakończyło się ogłoszeniem wyroku kary śmierci w 1985 roku.
Mowa o Edmundzie K., psychopatycznym nekrofilu i seryjnym zabójcy, którego patologiczne zachowania były “nowością” dla ówczesnej medycyny i kryminalistyki. “Martwe ciała” to połączenie reportażu i powieści fabularnej, w której archiwalne zapisy przeplatają się ze współczesnymi rozmowami ze świadkami i śledczymi. Trzeba przyznać, że robi to ogromne wrażenie. W mojej ocenie, najwięcej dowiadujemy się z opowieści Jerzego Jakubowskiego, wtedy młodego milicjanta, którego zadaniem było rozwikłanie zagadki Kolanowskiego.
Wszystkie wątki są tu istotne, nie jestem w stanie wybrać najważniejszego. Mamy tu ukazaną pracę milicji: zbieranie dowodów (co nie było proste), liczne przesłuchania, grę psychologiczną z oskarżonym oraz nieco amerykańską “zabawę” w dobrego i złego policjanta. To wszystko odsłania obrzydliwe czyny, które popełnil Edmund K. Co siedzi w głowie człowieka, który m.in. wykopywał zwłoki kobiet, a następnie je okaleczał, by zaspokoić swój popęd seksualny? Zbrodniarz wygląda dość przeciętnie, niczym się nie wyróżnia. Czytamy protokoły z przesłuchań, które dostarczają pewnych informacji o zachowaniu i charakterze Edmunda. Autorzy przytaczają słowa, ale opisują również ton głosu czy mowę ciała. Do tego dochodzą opinie biegłych i zeznania świadków. Przyznam szczerze, że w trakcie czytania doszukałam się pewnych podobieństw pomiędzy Kolanowskim a Katarzyną W. Zupełnie inne zarzuty, inne czasy, ale jednak. Niepozorni ludzie, popełnienie zbrodni i satysfakcja uzyskana poprzez znalezienie się w centrum uwagi mediów. Wywiady, zdjęcia i “sława”.
Ukoronowaniem śledztwa jest opis przebiegu procesu. Zastanówmy się – każdy ma prawo do obrony, czyli do adwokata. Kto bronił Edmunda K.? Dwie osoby. Z jedną z nich rozmawiają autorzy, na co też warto zwrócić uwagę. Troszkę rozczarowało mnie spotkanie Ciszaka i Larka z sędzią, bo niewiele powiedział, choć w jakiś sposób można to zrozumieć.
Książkę czyta się jak dobry kryminał – powoli, kartka po kartce, dochodzimy do prawdy. Niektóre wydarzenia obrazują proste szkice, które jeszcze bardziej wciągają czytelnika w fabułę. Niestety, wszystko to fakty, które miały miejsce. To nie jest lekka i przyjemna książka, którą poczytamy sobie na hamaku, a w międzyczasie będziemy jeść obiad, ale z pewnością polecam ją osobom, które szukają mocnych wrażeń i nie boją się kontrowersyjnych i ciężkich tematów.
Alicja Knapik