Nazywam się Piscine Molitor Patel, znany powszechnie jako – podkreśliłem podwójną kreską dwie pierwsze litery mojego imienia – Pi Patel – i dodałem dla dopełniania: π = 3,14, a potem narysowałem wielkie koło, które przeciąłem na pół średnicą, żeby spuentować tę lekcję podstaw geometrii.
I tak oto poznajemy chłopca, który swoją ciekawością świata ściągał na siebie wiele niebezpieczeństw, których apogeum miał przeżywać dopiero później.
Pi mieszka w ZOO. Tam uczy się życia, opieki nad zwierzętami, odpowiedzialności, pilności i posłuszeństwa. Bardzo ładnie wykreowany bohater literacki, skupiający w sobie najsilniejsze tęsknoty ludzkie. Ojciec Pi jest kierownikiem ZOO. To on wywiera największy wpływ na późniejsze życie chłopca, choć ten nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Stworzony do „wyższych celów” wybiera drogę rozwoju duchowego.
W nocie od autora widnieje takie zdanie: „Ta książka powstała w czasie, kiedy dręczył mnie głód”. Potem dostarczone nam jest wyjaśnienie, skąd się wziął ów wniosek. Ciekawe jest to, że właściwie przez całą notę nie do końca można się domyśleć, o jaki głód chodzi. Czy był to głód-zniecierpliwienie, czy głód-poczucie-nicości. Zniecierpliwienie, bo autor pragnął w głębi duszy, by któraś z jego książek zaistniała w świecie. Poczucie nicości, czyli rozpaczliwe szukanie duchowego wsparcia Sił Wyższych.
I właśnie o tym opowiada ta książka. O Bogu. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, bo akcja z początku skupia się na Pi, a potem na zwierzętach towarzyszących mu w „podróży”, zwłaszcza na Richardzie Parkerze, pięknym i majestatycznym, acz czasem zdradliwym tygrysie.
Po sukcesie filmu na podstawie „Życia Pi”, zadawałam sobie jedno, chyba najważniejsze pytanie. Czy, jeśli ktoś, kto obejrzał film, przeczytał potem książkę, naprawdę zrozumiał o co chodzi? „To książka o przyjaźni zwierzęcia z człowiekiem” – słyszę najczęściej. Tak, ale tylko w kilku procentach, bo cóż to za zwierzęcy przyjaciel, który się nie pożegna?
To książka o przezwyciężaniu trudności związanych z bardzo rozwiniętą ciekawością świata. Bardzo dobrze prowadzona akcja, falująca wręcz, jak Ocean Spokojny, pokazuje nam, że w życiu w zgodzie z Naturą i Bogiem, jako jednością, nie musimy się niczego obawiać. Chłopiec, tracąc własną rodzinę, zawierzył się całkowicie tym dwóm Siłom działającym we Wszechświecie, co pokazał już wcześniej, przyjmując postawę hindusko-chrześcijańsko-muzułmańską, wierząc w owe religie, jako w Jedność. Jedność z Bogiem, jedność z sobą i w sobie.
Jedną z piękniejszych scen w książce jest moment, kiedy na plaży spotykają się ze sobą Trzy Religie. A w samym środku tego spotkania-huraganu znajduje się Pi, który próbuje pogodzić owe trzy bieguny swoją ponadprzeciętną mądrością młodego chłopca.
Przyjmując subiektywną postawę recenzentki, powiem, iż to książka dla tych, którzy szukają, choć nie wszyscy, którzy szukają, będą chcieli sięgnąć po tę powieść. To książka dla stęsknionych za wrażeniami, powiedziałabym, przygodowo-duchowo-estetycznymi. Dopełnieniem i podsumowaniem, oczywiście, jest koniec. Koniec „podróży” i związane z tym, niejako, niedogodności w postaci dwóch dziennikarzy, ale z mistrzowską pointą bohatera.
Dla mnie to powieść-ideał.
Maria Budek