Można zacząć opowiadać jego biografię tak, jakby żył dzisiaj. Leniwy w szkole, miał problemy z alkoholem, w wieku 17 lat rozpoczął życie seksualne i prowadził je odtąd całkiem intensywnie. Zresztą obsesja cielesnością została mu na zawsze, a wiele lat później Krystyna Kofta uczyni go jednym z głównych bohaterów swojego Wychowania seksualnego dla klasy wyższej, średniej i niższej. W buntowniczym wieku nastoletnim związał się z modną w ówczesnych czasach sektą, która była najwybitniejszym przykładem kontrkultury jego czasów. Głosiła ona, że świat jest zły, został stworzony w wyniku zmagania się sił światła i ciemności, że trzeba być wyniosłym i gardzić codziennym życiem. Chyba do dzisiaj taka jest prawda ulicy.
Jak więc to się stało, że Augustyn, urodzony w małym miasteczku w Numibii, został Wielkim Doktorem Kościoła i jednym z fundatorów średniowiecznej kultury europejskiej?
Momentem przełomowym był dla niego koniec sierpnia 386 r., kiedy jako trzydziestodwulatek mieszkał w Mediolanie. Od wielu lat przeżywał głęboki kryzys intelektualny, związany z pragnieniem przełamania dotychczasowego sposobu życia, wypełnionego przyziemnymi przyjemnościami i stopniowym pięciem się w karierze oratorskiej. W zasadzie porzucił on już dawno poglądy manichejskie (to ta religia tak bardzo zachwyciła go w młodości) i poznał wielu gorliwych chrześcijan, z którymi zasadniczo się zgadzał. Jednak, jak sam wspomina w swoich Wyznaniach, nie chciało mu się zmienić swojego życia z prozaicznego powodu – czuł, że musiałby zrezygnować z seksu. Cały umysł Augustyna buntował się przeciwko temu zakazowi, a zarazem ku niemu się skłaniał – z jednej strony nie chciał już negować stworzonego świata (to wszak poglądy manichejskie, z których się wyzwolił), a z drugiej uważał, że seks pozamałżeński jest nieczysty.
Aż pewnego razu, właśnie pod koniec sierpnia, kiedy młody filozof siedział w domu swojego przyjaciela, odwiedził ich inny znajomy i opowiedział im o nawróceniu świętego Antoniego. Augustynowi ta historia uderzyła do głowy. Czuł, że opowiada ona dokładnie o nim samym, że musi on zmienić się i przestać żyć w grzechu. „Nie panując już nad sobą, zerwałem się i wyszedłem. (…) Głos mój brzmiał inaczej niż zwykle. O stanie mego ducha więcej mówiły czoło, oczy, płonące policzki, łamiący się głos niżeli same te słowa, jakie z gardła dobyć mogłem. Przy domu, który wynajęliśmy, był ogródek, z którego mogliśmy korzystać, jak i z całego domu, bo właściciel w ogóle tam nie mieszkał. Moje wzburzenie wygnało mnie do tego ogródka. (…) I nagle słyszę dziecięcy głos z sąsiedniego domu, nie wiem, czy chłopca, czy dziewczyny, jak co chwila powtarza śpiewnie taki refren: „Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!”.
Augustyn podniósł książkę, jaka leżała na stole, okazało się, że to listy św. Pawła – przeczytał fragment listu do Rzymian i wiedział już, że nareszcie stało się to, o czym tak długo marzył: uwierzył. „Ani nie chciałem więcej czytać, ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła”. Dalej poszło już łatwo: porzucił pracę nauczyciela retoryki, poświęcił się pracy pisarskiej oraz kościelnej i w końcu został wielkim filozofem chrześcijańskim.
A stało się to dzięki książce, dzięki mocy lektury, która nie zadziałała na Augustyna logicznym argumentem ani przejmującym świadectwem, lecz zainspirowała go w sposób o wiele bardziej tajemniczy, wymuszający duchową przemianę całego człowieka. Niespodziewane doświadczenie, jakiego dzięki książce dostąpił pewnego sierpniowego dnia w ogrodzie Nebrydiusza, okazało się prawdopodobnie najważniejsze w całym jego życiu.
Wypatrujcie kolejnej Towarzyskiej Kroniki Literackiej już za dwa tygodnie, w czwartek!
Filip Skowron