W ostatnich dniach pisaliśmy Wam o projekcie Literatura i media, w którym krakowscy licealiści tworzyli własne opowiadania. Dziś prezentujemy dzieło zwycięzców pt. „Hybrydowe marzenia”. Przygotujcie sobie kawę/herbatę i odłóżcie obowiązki na bok, bo zaraz wciągnie Was tekst napisany przez Tima Parkera, czyli Adriana Ciepacza, Martynę Jacak, Magdalenę Jungiewicz, Angelikę Łęcką i Agnieszkę Włodek. 🙂

Tim Parker*

Hybrydowe marzenia

        Na wstępie muszę wam, którzy czytacie teraz te słowa, wytłumaczyć dlaczego zrobiliśmy to, co zrobiliśmy. Niektórzy z was pomyślą, że jesteśmy nienormalni, bo zostawiliśmy wszystko za sobą, inni, że jesteśmy zagubieni, a tym co zrobiliśmy chcieliśmy pokazać światu, że istniejemy. Jeszcze innym będzie się to podobać,  ale jednocześnie będą źli sami na siebie, bo będą wiedzieli, że nigdy nie odważą się na to co my. Ilu ludzi tyle opinii. Wiem, że nie wszyscy będą się zgadzać z moimi wyborami ­ trudno. Szczerze: nie obchodzi mnie to.  Staram się żyć chwilą i nie tracić czasu na rutynę. Tak jak wtedy, kiedy wszystko było inne. My byliśmy inni.  Młodzi  z głowami pełnymi pomysłów, przekonani, że w życiu możemy zrobić to, co tylko chcemy i być kim tylko chcemy, a jedyne co może nas ograniczyć to my sami.  Dlatego robiliśmy wszystko by do tego nie dopuścić.  Potrafiliśmy wyjść z domu i na drugi dzień być w drodze po swoje marzenia.  Mało kto decyduje się na coś takiego.  Ludzie boją się zrobić to, co w danej chwili przyjdzie im do głowy. Żyją według harmonogramu znanego im jako codzienność. Nie myślą o tym aby zrobić coś spontanicznego, a nawet gdyby chcieli, baliby się konsekwencji. My nie chcieliśmy tracić czasu na kierat dnia codziennego.  Chcieliśmy wreszcie czuć wolność, nawet jeżeli nie zawsze wychodziło nam to na dobre.   

       Jeżeli jeszcze was nie zraziłem a choć trochę zainteresowałem. Jeśli przebrnęliście przez moje wywody i czytacie dalej to opowiem wam historię, która wydarzyła się dawno, ale osoby, które wtedy spotkałem do tej pory nie mogą mi wyjść z głowy. Wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku dni a zostało na całe życie.   

      ​ Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy do zapyziałego miasteczka wjechał czarny Cadillac. Siedziałem wtedy w barze i piłem kawę, próbując wymyślić początek mojego opowiadania. Musicie wiedzieć, że byłem wtedy początkującym pisarzem, który od dawna nic nie napisał. Kiedy tak siedziałem i patrzyłem w okno, zobaczyłem samochód. Auto pięknie się prezentowało, choć miało już swoje lata.  Był to czarny Cadillac, nie wiem jaki model, bo nie znam się aż tak dobrze  na samochodach. W każdym razie, chciałem się takim przejechać. Auto podjechało na stację benzynową, po obu stronach otworzyły się drzwi i ze środka wysiadły dwie kobiety. Jedna mogła być po trzydziestce. Druga dużo młodsza, nie więcej niż dwadzieścia lat. Wyglądały jak matka z córką choć podobieństwo nie było zbyt widoczne. 

Starsza była średniego wzrostu i jakby to powiedzieć, dobrze zbudowana.  Ubrana była w koralową, rozkloszowaną sukienkę z rękawami sięgającymi łokci, do której założyła czarne buty na obcasie. Włosy były koloru brązowego, zaczesane do góry. Obok stała dużo mniejsza i drobniejsza dziewczyna. Rozmawiały chwilę, po czym kobieta weszła do sklepu, a jej pasażerka odwróciła się i zdecydowanym krokiem ruszyła  w stronę baru. Kiedy otworzyły się drzwi, poczułem ciepły podmuch wiatru a wraz  z nim weszła ona ­ dziewczyna, która w niczym nie przypominała kobiety, z którą przyjechała. Miała długie, kręcone, rude włosy, które okalały jej twarz przysłoniętą czarnymi okularami. Ubrana była w białą, krótką bluzkę i czarne wysokie szorty. Na nogach miała płaskie czarne buty. Szła w kierunku toalety. Po drodze ściągnęła okulary i schowała je do małej, czarnej torebki przewieszonej przez ramię. Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. 

Siedziałem tak chwilę, zastanawiając się kim są dwie nieznajome. Wtedy do baru weszła kobieta i zajęła stolik przede mną. Ludzie ukradkiem spoglądali na nią, ona jednak nie zwracała na to uwagi. W tej samej chwili wróciła dziewczyna. Do ich stolika podeszła kelnerka i przyjęła zamówienie. Słyszałem jak dziewczyna zamawia hamburgera i colę a kobieta tylko kawę. Pomyślałem wtedy, że jest  na diecie. Z taka budową ciała, było to możliwe. Może nie była jak zapaśniczka, ale ja przy niej wyglądałem, jakbym najwięcej co mógł podnieść to worek ziemniaków. Obie były tak charakterystyczne, że nie dało się ich przeoczyć. Postanowiłem wtedy, że muszę je lepiej poznać. Podsłuchałem więc ich rozmowę. Mówiły, że zostało im niewiele pieniędzy, a droga do Kalifornii jest długa. Stwierdziłem, że przyda im się moja pomoc finansowa, a ja mogę się przejechać i odwiedzić starego znajomego.  W końcu i tak od paru miesięcy włóczyłem się bez celu po Ameryce, szukając natchnienia głównie w miejscowych knajpach. Skończyłem pić kawę i podszedłem do ich stolika. Powiedziałem:

­ Przepraszam, ale przez przypadek usłyszałem, o czym panie rozmawiają i wydaje mi się, że mógłbym pomóc ­ były zaintrygowane, więc przedstawiłem im moją propozycję.

Kobieta powiedziała, że muszą się zastanowić. Wyszedłem więc przed bar i zapaliłem papierosa. Byłem odwrócony, ale czułem  ich wzrok na sobie. Po chwili wyszły, minęły mnie i wsiadły do auta. Wtedy wydawało mi się, że nici z mojej propozycji. Samochód odpalił i nagle od strony pasażera otworzyły się drzwi, a z nich wysiadła dziewczyna. Uśmiechnęła się  i zapytała:

­ Długo mamy na ciebie czekać? ­ rzuciłem papierosa, wziąłem plecak i już siedziałem na tylnym siedzeniu czarnego Cadillaca. Kobieta ostrożnie wycofała auto  i krzyknęła:

­ Kierunek Kalifornia! ­ potem ruszyła naprzód i wyjechaliśmy na drogę. Nie przypuszczałem, że w tamtej chwili zostawiam za sobą stary, a zaczynam nowy, zupełnie inny rozdział. 

Jechaliśmy prostą drogą. Widziałem jak kobieta przygląda mi się w przednim lusterku. Teraz, kiedy siedziałem blisko, mogłem się jej dokładniej przyjrzeć. Była dziwna. Miała szerokie ramiona zupełnie inne niż u kobiet, które wcześniej spotykałem. Włosy były idealnie ułożone, a na uszach miała czarne klipsy. Kiedy tak mi się przyglądała zobaczyłem starannie pomalowane oczy i czerwoną szminkę  na ustach. Pomyślałem, że ma lepszy gust niż moja własna matka. Jednak coś mi w niej nie pasowało. Przez krótką chwilę nikt się nie odzywał. W końcu kobieta przerwała ciszę i zapytała.

­ Jak masz na imię nasz wybawco? ­ wtedy uświadomiłem sobie, że jeszcze się nie przedstawiłem.

­ Tim. ­ odparłem. Kobieta uśmiechnęła się  i powiedziała:

­ Miło nam. Ja jestem Louise, a to Scarlett. ­ dziewczyna odwróciła się, uważnie mi się przyjrzała i spytała, czym się zajmuję. Powiedziałem,  że jestem pisarzem, który aktualnie nic nie pisze. Dlatego podróżuję i szukam inspiracji. Wtedy Scarlett odparła, że już ją znalazłem. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Powiedziała:

­ Możesz opisać nas, wtedy wszyscy będziemy mieć korzyści z tej podróży.

Odparłem, że to przemyśle. Scarlett pokiwała głową, a wraz z nią poruszyły się loki, które otulały jej twarz, pokrytą drobnymi piegami. Była zupełnie inna niż Louise, aż trudno było uwierzyć, że były spokrewnione. Miała co prawda nietypową urodę jednak nie była brzydka. Przynajmniej nie dla mnie. Miała uśmiech, którego już dawno nie widziałem. Był taki szczery, zupełnie jak u małego dziecka. To wszystko sprawiało, że obok niej nie można było przejść obojętnie. 

­ Masz śliczną córkę, Louise ­ nie wiem dlaczego to powiedziałem, po prostu nie mogłem się powstrzymać. Zdziwione popatrzyły się na siebie i wybuchły śmiechem.  Nie wiedziałem, o co chodzi, więc zrobiło mi się głupio. Wtedy Louise powiedziała:

­ Mój Boże Scarlett, on myśli, że jesteśmy rodziną. Kochany może nie jestem już pierwszej młodości ale bez przesady.

Zapytałem więc, żeby zmienić temat, po co jadą do Kalifornii. Louise powiedziała, że jedzie do Los Angeles na konkurs drag queen, a Scarlett nie jest jej córką tylko dziewczyną, którą zabrała stopem. Wtedy zrozumiałem, dlaczego się śmiały. Louise była transwestytą –  dlatego nie bardzo pasowała mi jako kobieta. Musiałem mieć strasznie głupią minę, bo one zaczęły śmiać się jeszcze bardziej. W sumie to było zabawne, sam się teraz z tego śmieję. Kiedy się uspokoiły, Louise powiedziała, że postanowiła rzucić pracę, ponieważ ta ją nudziła. Nie wiedziała, co ma dalej robić dlatego zdecydowała się wyjechać. Nie miała tylko pomysłu dokąd. Podczas pakowania znalazła starą gazetę a w niej informację o wciąż aktualnym konkursie. Znalazła cel swojej podróży. Nie miała nic do stracenia i mogła być w końcu sobą. Po paru dniach jazdy zaczęło brakować jej pieniędzy i wtedy zobaczyła Scarlett. Stała na drodze z różową walizką i machała na przejeżdżające auta. Postanowiła, że się zatrzyma i weźmie ją  ze sobą. I tak się poznały. Popatrzyłem się na Scarlett i zapytałem:

­ Ty też mnie czymś zaskoczysz? 

Znowu się roześmiała i przecząco pokiwała głową. Chciałem wiedzieć, co ona za sobą zostawiła. Powiedziała, że nic co zasługiwało by na uwagę. Miała dosyć miejsca, w którym mieszkała i nie chciała skończyć jak większość kobiet w jej miasteczku. Zdecydowała, że wyjedzie do Kalifornii i tam zostanie aktorką. Kiedy to wszystko mówiła, miała smutek w oczach, ale wraz z wypowiedzeniem ostatnich słów smutek ustąpił miejsca dziecinnemu uśmiechowi. Po tych wszystkich informacjach poczułem zmęczenie, więc położyłem się na białych siedzeniach i przespałem większość drogi do następnego postoju. 

Obudził mnie głos Louise, która powiedziała, że musimy zatankować i żebym trochę się dołożył. Wyciągnąłem pieniądze z kieszeni. Louise wzięła je, mrugnęła do mnie okiem i poszła. Wysiadłem z auta, na zewnątrz zapadał zmierzch. Scarlett stała oparta o maskę samochodu i patrzyła przed siebie. Podszedłem do niej, a ona zapytała:

­ Czujesz to? 

Nie wiedziałem, co ma na myśli. Chodziło jej o to, czy czuję zapach wolności. Zapytałem jaki to zapach. Popatrzyła na mnie i z powrotem odwróciła głowę, zamknęła oczy, lekko się uśmiechnęła i powiedziała:

­ Ten zapach to mieszanina wiatru rozwiewającego włosy, kurzu wychodzącego spod kół auta i benzyny rozlanej na betonie. 

Jak dla mnie to on był niezbyt przyjemny, szczególnie woń benzyny, ale ona żyła w zupełnie innym świecie. Kiedy o tym mówiła, w jej głosie słychać było tęsknotę za czymś, co zostało jej zabrane. Potem znowu się odwróciła i ponownie zapytała:

­ Więc czujesz wolność, Tim?

Już miałem odpowiedzieć kiedy usłyszałem Louise, która powiedziała żebyśmy wsiadali. Szła z papierową torbą, oczywiście jak dama. Kiedy wsiedliśmy do auta, Louise zauważyła, że zgubiła breloczek, który był przypięty do kluczyków. Powiedziała nam, ze to pamiątka, którą kiedyś dostała od bliskiej osoby. Scarlett chciała go poszukać, ale Louise powiedziała, że nie ma sensu i żebyśmy ruszali. Wsiedliśmy do auta, a ja myślałem o tym co powiedziała mi Scarlett. Patrzyłem na nią i widziałem, że pomimo uśmiechu, który nie schodził jej z twarzy, usilnie próbuje zapomnieć o czymś, co ją dręczy. Do tego, aby jak ona to nazwała “czuć wolność”, musiała pozbyć się balastu, jaki jej ciążył.  Była jedną z tych dziewczyn, których nigdy nie odgadnie się do końca i chyba to najbardziej mi się w niej podobało.

Całą noc mówiliśmy. Dawno nie spotkałem osób z którymi tak dobrze by mi się rozmawiało . Rano zatrzymaliśmy się, aby coś zjeść. Siedziałem z Louise w barze  i piliśmy kawę. Po chwili dołączyła do nas Scarlett. Powiedziała, że ma dla Louise prezent i żeby ta zamknęła oczy. Wtedy Scarlett położyła na jej dłoni plastikowego breloczek o kształcie wieloryba.

­ Wiem, że to nie ten sam, ale mam nadzieję, że ci się spodoba. 

Louise była wzruszona. Podziękowała, przytuliła Scarlett i od razu przyczepiła breloczek do kluczy. Zapłaciliśmy i ruszyliśmy w dalszą podróż. Tym razem to ja prowadziłem. Przez dłuższy czas jechaliśmy w milczeniu. Jednak to nie była jedna z tych krępujących ciszy, kiedy nie wiesz co powiedzieć i modlisz się aby Bóg zesłał ci pomysł na jakikolwiek temat. Z nami było inaczej. Znaliśmy się krótko, ale cisza, która wtedy panowała nie była niezręczna. Nagle Scarlett zapytała Louise, skąd pomysł na tak oryginalne imię. Powiedziała, że to na cześć jednej  z bohaterek jej ulubionego filmu Thelma i Louise, z którą się utożsamia, ponieważ była silną kobietą, która nie poddała się do samego końca. W tym momencie coś w niej pękło i otworzyła się przed nami. Mówiła o ludziach którzy ją zranili, ponieważ nie akceptowali jej takiej, jaką była. Opowiedziała o swoich rodzicach, którzy jej nie rozumieli i nie chcieli zrozumieć. Ojciec był szanowanym prawnikiem. Matka natomiast zajmowała się domem i jej jedynym problemem było to, czy zasłony pasują do nowych obić foteli. W ich idealnym świecie nie było miejsca na bycie kimś innym. Louise czuła się nieakceptowana przez swoje środowisko. Pomimo tego, nie traciła nadziei, że w końcu będzie mogła być sobą. Po tym, co powiedziała, zrobiło się nam wszystkim smutno, więc Scarlett włączyła radio i zaczęła śpiewać. Chciała rozweselić Louise. W końcu obie darły się na całe gardło i tak przejechaliśmy kilka ładnych kilometrów. Nadszedł wieczór, a my poczuliśmy zmęczenie. Postanowiliśmy zatrzymać się w motelu. Był wolny tylko jeden pokój, ale nam to już nie przeszkadzało. Louise była dalej trochę przybita, więc Scarlett wyciągnęła ze swojej różowej walizki butelkę tequili. Po paru kieliszkach byliśmy wstawieni. Louise pomimo tego, że była większa ode mnie, nad czym trochę ubolewałem, szybko się upiła  i poszła spać. Ja i Scarlett siedzieliśmy na podłodze i paliliśmy mojego ostatniego papierosa. Stwierdziłem, że muszę coś powiedzieć:

­ Masz piękne oczy.   

Wtedy ona zamknęła powieki, uśmiechnęła się i zapytała jakiego są koloru. Nie miałem pojęcia, chciałem być oryginalny, a wyszedłem na idiotę. Nic nie odpowiadałem. Zgasiła papierosa i przysunęła się. Spojrzała na mnie, a ja zobaczyłem smutne zielone oczy. Znowu wypaliłem kolejnym genialnym tekstem:

– Kocham cię. ­ nie była zaskoczona  ani zdziwiona przyjęła tę wiadomość chłodno. Odpowiedziała mi smutnym, opanowanym głosem:

­ Każdy kogoś kocha. – wstała i wyszła na zewnątrz. Ja siedziałem tam i nie mogłem się ruszyć. Długo myślałem o wszystkim, a potem zasnąłem. 

Kiedy obudziłem się rano, Scarlett wciąż nie było. Wstałem i zobaczyłem śpiącą Louise. Rozejrzałem się po pokoju. Nie było naszych rzeczy.  

Wyszedłem na zewnątrz. Scarlett stała przy aucie i pakowała ostatnią walizkę. Odwróciła się do mnie i pomachała na powitanie. Wróciłem do pokoju i próbowałem obudzić Louise, ale ta twardo spała. Półprzytomną wpakowaliśmy do auta. Wsiedliśmy i odjechaliśmy. Kierowała Scarlett. Było mi trochę głupio za to, co mówiłem poprzedniego wieczoru. W końcu odezwała się. Powiedziała, że wczoraj było miło, i że nieświadomie powiedziałem jedną z kwestii z tego ich filmu. Uśmiechnąłem się, ale jednocześnie znowu zrobiło mi się głupio. Dalej jechaliśmy w ciszy, słuchając radia. Parę godzin później, kiedy Louise nie umilała nam drogi swoim chrapaniem, wciąż jechaliśmy. Scarlett mocniej przyciskała pedał gazu. Zupełnie tak, jakby chciała przed czymś uciec. Rozmawiała i żartowała, ale widać było, że coś ją martwi i z góry ściąga w dół. Nagle zobaczyłem w bocznym lusterku radiowóz policyjny. Scarlett od razu zdrętwiała. Zjechała na pobocze i wyłączyła silnik. Była zdenerwowana. Zauważyliśmy to oboje z Louise. Policjant podszedł, poprosił o dokumenty i kazał Scarlett wysiąść z wozu. Wróciła po chwili cała roztrzęsiona z mandatem w dłoni. Odpaliła auto i ruszyła, tym razem powoli. Widziałem, że coś jest nie tak. Zatrzymała się na najbliższej stacji. Wysiadła żeby zatankować. Louise powiedziała, że pójdzie zapłacić. Sięgnęła  do torebki Scarlett po pieniądze, ale zamiast nich wyciągnęła coś innego. W jej ręce znajdował się mały pistolet. Spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem. Kiedy Scarlett wsiadła do auta, zobaczyła co Louise trzyma. Szybko wzięła broń i schowała ja do torebki. Była zmieszana. Nerwowo się uśmiechnęła i powiedziała:

­ No co, nigdy nie wiadomo kogo się spotka. Zamiast was mogłam spotkać jakiegoś seryjnego mordercę. ­ Louise się roześmiała. Stwierdziła, że ma rację, wzięła pieniądze i wyszła. 

Wieczorem zatrzymaliśmy się w motelu. Scarlett stała na balkonie i coś trzymała. Kiedy do niej podszedłem zobaczyłem, że na jej dłoni leży małe, złote kółko. Była to obrączka. Jej obrączka. Wtedy popatrzyła na mnie i powiedziała:

– Chyba jestem wam winna wyjaśnienia. 

Wróciliśmy do pokoju. Opowiedziała nam wszystko. Powiedziała, że to nie jest zwykła podróż do Kalifornii.

­ Jestem mężatką a raczej wdową. Tak myślę ­ wtedy się rozpłakała. Lousie próbowała ją uspokoić. Scarlett zaczęła od początku:

­ Miał na imię David. Poznaliśmy się jeszcze w szkole. Zawsze chciałam wyjechać gdzieś daleko i coś osiągnąć. Obiecał, że pokaże mi inny świat. Miał chyba na myśli fikcyjny świat w miejscowym kinie z rozwalającymi się fotelami i wyblakłym ekranem. ­ kompletnie jej nie rozumiał, często się kłócili.

­ Któregoś dnia postanowiłam uciec, David nie chciał mi na to pozwolić. Chwyciłam pistolet, który wystrzelił. Nie wiedziałam, co mam zrobić. David się nie ruszał. Schowałam broń, wzięłam walizkę i uciekłam. Potem spotkałam Louise. Nie chciałam tego. To był wypadek. ­ dlatego tak bardzo wystraszyła się kiedy zatrzymała nas policja. Byłem jak zamurowany, a Louise, jak zwykle opanowana, zaczęła uspokajać roztrzęsioną Scarlett. W tamtej chwili  kompletnie nie wiedziałem co mam zrobić. Chciałem też uciec ale coś mi nie pozwalało. Obie były tak dziwnie intrygujące. Działały jak narkotyk. Nie umiałeś się im sprzeciwić i zostawić. 

Jechaliśmy już kolejny dzień, prowadziła Louise. Zeszłej nocy doszliśmy do wniosku, że trzeba jechać dalej i skoro nic się jeszcze nie wydarzyło, to może nikt jej nie podejrzewa. Było to strasznie naiwne bo przecież każdy głupi domyśliłby się, że ona go zabiła. My jednak udawaliśmy, że taka opcja nie istnieje. Po jakimś czasie spod maski zaczął wydobywać się dym. Stanęliśmy na poboczu. Stwierdziłem, że przegrzał się silnik i auto dalej nie pojedzie. Na szczęście (jak się potem okazało na nieszczęście) byliśmy niedaleko od miasta, więc ja i Louise pchaliśmy auto, a Scarlett kierowała. Wyglądało to komicznie. Ja chuderlawy chłopak i Louise w tych swoich eleganckich ubrankach. Koniec końców, dopchaliśmy to auto prosto  do warsztatu. Mechanik stwierdził, że to awaria chłodnicy i samochód będzie gotowy na następny dzień. Postanowiliśmy przenocować w pobliskim motelu. Wydaliśmy większość pieniędzy, a za resztę poszedłem do sklepu po coś  do jedzenia. Scarlett i Louise zostały same w pokoju. Kiedy byłem już blisko niego, usłyszałem krzyki. Szybko podbiegłem i otworzyłem drzwi. W środku zobaczyłem Louise i  Scarlett trzymającą pistolet wymierzony w mężczyznę stojącego obok mnie. Po chwili dotarło do mnie, że to David. Jedyne co zdołałem powiedzieć to:

­ Przecież on miał nie żyć. ­ bardzo błyskotliwy komentarz, szczególnie  w takiej sytuacji. Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego, nie wiedział kim jestem. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie pamiętam, co mówił i jak był ubrany. Pamiętam tylko, że Louise: spokojna i opanowana podeszła do Scarlett, objęła jej dłonie i wtedy razem nacisnęły spust. Usłyszałem huk broni. Nie mogłem już nic zrobić. Spojrzałem w dół gdzie leżało martwe ciało Davida. Z jego piersi sączyła się krew. W tym samym momencie Scarlett upuściła broń, a po jej policzkach popłynęły łzy. Nic nie mówiła, była jak skamieniała. Usiadła na łóżku i patrzyła  przed siebie. Ja byłem roztrzęsiony, a Louise tylko trochę zdenerwowana. Wciąż jednak nie dawała nic po sobie poznać. Kazała mi zamknąć drzwi na klucz. Tak też zrobiłem. Powiedziała, że musimy uciekać. Pakowaliśmy nasze rzeczy, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Nie mieliśmy innej drogi ucieczki. Scarlett nagle ocknęła się ze swojego odrętwienia i powiedziała, że nie może mnie w to wciągać, że ja nic złego nie zrobiłem. Louise wymyśliła, że będę udawał ich zakładnika, w ten sposób wszyscy uznają mnie za niewinnego. Przystawiła mi pistolet do głowy i kazała otworzyć drzwi. Za nimi stał, wystraszony właściciel. Od razu zobaczył ciało leżące na podłodze w kałuży krwi.

Szybko uciekliśmy do warsztatu po samochód. Kątem oka zobaczył nas mechanik. Mówił, że auto nie jest jeszcze całkiem sprawne. Dopiero kiedy spojrzał na nas zrozumiał o co chodzi. Widział jak pistolet styka się z moją głową. Rzucił kluczyki Scarlett i ruszyliśmy. Pędziliśmy szybko  w otchłań ciemnej nocy, modląc się w duchu, aby auto nagle się nie zepsuło. 

Już świtało, a my wciąż gnaliśmy po pustej drodze. Ja dalej miałem przed oczami wszystko co zdarzyło się minionej nocy. Przypomniało mi się jak znaleźliśmy pistolet w torebce Scarlett. W tamtym momencie żałowałem, że wtedy nie wysiadłem  z auta. Przecież zazwyczaj jest tak, że kiedy pojawia się broń to prędzej czy później ktoś z niej skorzysta. Patrzyłem na Scarlett, której wróciły kolory. Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale wyglądała jakby wreszcie poczuła swobodę i mogła odetchnąć  z ulgą. Zapytałem skąd David się tam wziął. Nie usłyszałem odpowiedzi. Po jakimś czasie byliśmy zmuszeni zatrzymać się i zatankować. Scarlett wyszła i wtedy zobaczyłem podjeżdżający radiowóz. Policjant skierował się w naszą stronę. Obserwowaliśmy go dyskretnie. Scarlett dalej stała przy baku. Policjant podszedł do drzwi kierowcy i powiedział:

­ Piękne auto.

­ Dziękuję. ­ odpowiedziała Louise.

Udawaliśmy, że wszystko jest w porządku. Patrzył przez dłuższą chwilę na kluczyki, jeszcze raz się nam przyjrzał, po czym pożegnał się i odszedł. Scarlett zostawiła pieniądze na dystrybutorze, wsiadła do auta i szybko odjechaliśmy. Radiowóz ruszył za nami, ale szybko zniknął nam z pola widzenia. Wiedzieliśmy jednak, że to już koniec. 

Jechaliśmy przez Wielki Kanion. Był naprawdę ogromny. W życiu nie widziałem czegoś równie pięknego. Niestety samochód zaczął się psuć i nie mieliśmy już dokąd uciekać. Wiedzieliśmy, że już nas szukają. Louise stanęła i zgasiła auto. Siedzieliśmy tak chwilę i wtedy Scarlett popatrzyła się na Louise. Powiedziała:

­ Chyba wiesz co powinnyśmy zrobić. ­ Louise popatrzyła na nią uważnie po czym uśmiechnęła się. Zapytałem co chcą zrobić. Scarlett odparła:

­ Jechać dalej, przed siebie. ­ myślałem, że sobie żartują, bo przecież dalej była tylko przepaść. Zacząłem się śmiać, ale po chwili uświadomiłem sobie, że mówią poważnie. Powiedziałem, że nie mogą umrzeć i tak po prostu mnie zostawić. Na to Scarlett odparła:

­ Nie chcemy umrzeć. Właśnie o to chodzi, chcemy żyć, dlatego musimy to zrobić. ­ nic z tego nie rozumiałem.

­ Będziemy żyć do końca wszechświata  i o jeden dzień dłużej. ­ dodała Louise.

­ Pojedziemy prosto przed siebie  i wylądujemy na drugim brzegu, gdzie już nikt nas nie zatrzyma. ­  wtedy zrozumiałem, że są zdecydowane i nie przekonam ich. Z trudem wysiadłem  z auta. Louise uściskała mnie na pożegnanie a do ręki wcisnęła mi breloczek. 

­To żebyś o nas nie zapomniał. ­ mrugnęła do mnie okiem i usiadła za kierownicą. Po chwili wysiadła Scarlett. Podeszła do mnie, przytuliła się, pocałowała mnie w policzek i cicho jeszcze raz zapytała:

­ Jakiego koloru są moje oczy? ­ uśmiechnąłem się przez łzy i powiedziałem:

­ Pięknie zielone. ­ wtedy usłyszałem klakson. Scarlett odwróciła się i skierowała w stronę auta. Kiedy drzwi się zamknęły, samochód odpalił i ruszył zostawiając za sobą kłęby kurzu. To był ostatni raz, kiedy je widziałem. Czułem się strasznie, ale z drugiej strony wiedziałem, że tego właśnie chciały. Louise i Scarlett były inne niż wszyscy, pod każdym względem. Były jak wiatr, którego nie da się uchwycić. Należały do tych osób, których nieobliczalność przyciąga, a nie odstrasza. Kiedy widziałem, jak odjeżdżały wiedziałem, że już nie czują się niczym ograniczone. Chciały wreszcie być szczęśliwe i spełnić swoje marzenia, a teraz nikt nie mógł im w tym przeszkodzić. Ani świat,  ani otoczenie, ani rodzina. Nawet policja, ja, i w końcu one same. Pomimo tego,  że były tak różne pod względem fizycznym, to istniało coś, co ich łączyło. Każda z nich była jak hybryda, mieszanina emocji, skrajnie różnych i pragnień które spajał wspólny cel ­ marzenie. Kiedy kurz opadł, podjechał radiowóz. Wszystko wyszło tak, jak zaplanowały. Ludzie uznali mnie za biednego zakładnika, uprowadzonego przez szalone kobiety. Który cudem uniknął tragicznej śmierci.

Po wszystkim postanowiłem dokończyć podróż do Kalifornii. Uznałem, że jestem im to winien. Tym razem jednak bez pasażerów. Szukałem inspiracji  i ją znalazłem. Obie pokazały mi coś, czego nigdy nie zapomnę.  Na początku naszej drogi myślałem, że jestem biednym artystą skrzywdzonym przez świat. One jednak pokazały mi, że pomimo przeszkód nie poddadzą się.  Chciały iść dalej i poszły, a raczej pojechały. Oczami wyobraźni widziałem jak  w oddali czarny Cadillac jedzie przed siebie a pędzący wiatr otula auto, zza którego wyłania się pustynny kurz. Dwie dobrze już wam znane pasażerki jadą w stronę, gdzie słońce nigdy nie zachodzi, przynajmniej nie dla nich. Jadą odnaleźć swoją drogę. Bo przecież każdy z nas chce podążać własnym szlakiem, bez względu na to, na którym jest brzegu.

KONIEC

* Pod pseudonimem tym kryją się: Adrian Ciepacz, Martyna Jacak, Magdalena Jungiewicz, Angelika Łęcka i Agnieszka Włodek