Jestem fanem audiobooków, nigdy tego nie ukrywałam i zawsze uprzedzam, że moje opinie mogą być subiektywne. Kocham dźwięki. Lubię jak ktoś do mnie mówi i jestem typowym „słuchowcem” – doskonale zapamiętuje zasłyszane informacje. Niestety tym razem miłość do słowa mówionego nie zwyciężyła.
Wiele jest książek, po które zawsze chciałam sięgnąć, ale nie było okazji albo czasu i odkładałam to z miesiąca na miesiąc. Tak właśnie było z „Pożegnaniem z Afryką” autorstwa Karen Blixen. Kocham podróże i książki podróżnicze. Pochłonęłam wiele kilometrów słowa pisanego i wiele godzin nagrań literatury opowiadającej o dalekich podróżach, ciekawych miejscach, niesamowitych przygodach. Ta książka miała być czymś podobnym. Chciałam po raz kolejny poczuć inny, egzotyczny świat. Słyszałam wiele pozytywnych opinii i wiele sobie obiecywałam. Chciałam poczuć Afrykę – nie jak w wiadomościach, pełną emocji; nie jak w filmach, gdzie Afryka to jedynie kontynent dzikich bratobójczych walk. Chciałam poczuć zapachy, zobaczyć kolory, doznać wzruszeń.
Być może to wszystko by mnie spotkało, gdybym „Pożegnanie z Afryką” przeczytała, a nie przesłuchała z audiobooka. Niestety. Interpretacja Karoliny Nolbrzak, która czytała książkę, przekonała mnie tylko do jednego – niektóre książki trzeba przeczytać, nie przesłuchać. Nie poczułam Afryki. Nie zobaczyłam jej przyrody. Po prostu słuchałam suchych słów, które bez emocji opowiadały o afrykańskich przygodach Karen Blixen. Wszystko było bardzo daleko, a interpretacja zupełnie mnie nie przekonała.
Gdzieś przeczytałam, że dzieło to obala obiegowe opinie o Afryce i jej mieszkańcach. Mojego światopoglądu radykalnie nie zmieniło. Wyobrażam sobie, że w 1914 roku, kiedy pisarka przyjechała do Afryki, wiedza na temat tego kontynentu była dużo mniejsza niż teraz. Kiedy Karen Blixenwydała swoje wspomnienia z życia na plantacji kawy mogła poruszyć opinie i otworzyć wielu osobom oczy na Afrykę. Jednak dziś ciężko mi sobie wyobrazić osobę, która nie wie, że w Afryce ludność dzieli się na plemiona mniej, lub bardziej ucywilizowane, a mit o ich prymitywizmie już dawno został obalony.
Trzeba jednak autorce przyznać, że książka jest napisana z ogromnym wyczuciem. Ciekawe zdarzenia, i wiele uczuć; wszystko czego brakowało mi w lekturze reportaży Kapuścińskiego, znalazło się u Blixen. Z niemal każdego rozdziału aż kipi miłością autorki do Afryki i Kenijczyków. Historie o prawdziwej przyjaźni, realnych zagrożeniach i wszechobecnej śmierci.
Afryka zdaje się być dla Blixen ucieczką. Miejscem gdzie prawdziwymi wartościami jest odwaga, szczodrość, talent do nawiązywania kontaktów, asertywność i dystans do konwenansów. Już na samym początku książki, ma się wrażenie, że bohaterka jest częścią Afryki i idealnie do niej pasuje – organizuje safari, lata samolotem, wytrwale prowadzi farmę, organizuje transporty transkontynentalne. Nie sposób uwierzyć, że tak wiele mogła zrobić wątła kobieta z Europy. Być może właśnie dlatego autorstwo „Pożegnania z Afryką” nie zawsze było przypisywane kobiecie lecz mężczyźnie – IsakowiDinesensowi. Dopiero po sukcesie książki Blixen pokazała swoją kobiecą twarz, którą chowała pod pseudonimem. W latach trzydziestych, kiedy wydawano książkę, chyba nikomu nie mieściło się w głowie, aby kobieta była tak silnym i dobrym człowiekiem, a jednocześnie utalentowanym pisarzem.
Podsumowując: książka – Tak, audiobook– Nie.
Anna Kokoszka
– – –
„Skała, na skale pies. Ojciec zostawia syna samego na wyspie”. /Północna Droga/